2 dni przeznaczone na objazd ulubionych tras, bez specjalnego klucza. Widoków nowych już nie będzie bo wszystko już było - teraz tylko utrwalenie. Dość powiedzieć, że miło grzejemy się w południowym słońcu i korzystamy z uroków wiosny zimą.
Wieczorem wypad do Soldeu:



Może w takim razie w tym miejscu pora na małe podsumowanie.
Z tego urlopu narciarskiego wracaliśmy mega zadowoleni. To co urzekło nas w Andorze to przede wszystkim pogoda - jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się żeby przez okrągły tydzień świeciło piękne słońce, pierwszy raz ani razu nie zmarzłam. Dość drogi karnet został wykorzystany w 200% bo wystarczała nam jedna około południowa przerwa na regenerację sił i posiłek a zjeżdżaliśmy tuż przed zamknięciem tras (czyli przed 17). Drugi plus za utrzymanie tras – przy tak słonecznej pogodzie to nie wątpliwie sztuka - po pierwsze zjazd do dolnej stacji kolejki na nartach (chyba 5 lat temu w Zillertal trafiła mi się dość ciepła zima - chociaż przy tej andorskiej to lodowato było



W moich ochach i achach znajdzie się oczywiście łyżka dziegdziu - informacje o super nowoczesnej infrastrukturze okazały się nieco przesadzone. Owszem wagoniki z Encamp, Canillo i El Tarter są w miarę nowe (do tego dochodzą trochę starsze w Soldeu), cały ośrodek jest połączony systemem kanap (+kilka talerzyków). Ale te kanapy to szczytem nowoczesności nie są. Brakuje im osłonek przeciwśnieżnych i podgrzewania (co w Austrii jest już chyba prawie standardem) - ale może w tym klimacie są to jednak zbędne udogodnienia? Niektóre są dramatycznie powolne - dobrze, że widoczki ładne to przynajmniej jest co podziwiać i dobrze, że ciepło jest to buźkę do słonka można wystawić
