Po roku znowu przyszła pora ruszyć na południe, tym razem nieco bardziej na wschód i nad morze
Wyjeżdżając rano ze Śląska termometr wskazywał 14 stopni i lało... to jakieś fatum, dokładnie tak samo było rok temu. Na szczęście tym razem dość szybko, w okolicach Czadcy, się przejaśniło. Na tankszteli za Bratysławą spotykam się z rodzicami i odbieram od nich GPS-a - co prawda nie korzystam z tego typu urządzeń, ale wziąłem na czarną godzinę... Potem jeszcze zakup winietki i wjeżdżam do kraju słoneczników, czyli na Węgry
W tym roku nie planowałem żadnego zwiedzania pierwszego dnia, z racji ponad 800 km do przejechania - w dodatku nauczony doświadczeniem omijam obwodnicę Budapesztu bocznymi drogami (przy okazji mijając dwa ciekawe wiadukty).
Potem puściutka autostrada M6 i sruuu w dół kraju. Zjeżdżam z niej przy drodze na Baję, gdzie na skraju parku narodowego Dunaj-Drava mijam bazę kolejki wąskotorowej. Szkoda, że nie ma czasu na przejażdżkę...
Bliskość granicy sugerują podwójne tablice miejscowości - to rejon zamieszkały przez mniejszości niemieckie i południowosłowiańskie. Przy okazji przed jedną wsią dostaję opieprz od faceta na austriackich blachach - że niby stwarzam zagrożenie stając przy drodze i tak nie wolno! Hmmm, droga szeroka, zakazu brak, do tego włączyłem jeszcze awaryjne, jakby ktoś był ślepy. Jakiś nadwrażliwiec, niech lepiej nie jedzie na Bałkany, bo mu szybko wyperswadują takie podejście...
Boczne przejście z Serbią Hercegszántó / Backi Breg jest oczywiście pustawe. O ile Węgrzy szybko mnie spławiają, o tyle celniczce serbskiej wyraźnie się nudzi i wszystkim trzem kierowcom każe otwierać bagażniki, strojąc przy okazji wielce poważne i groźne miny. To chyba jakaś narodowa cecha serbskich pograniczników, że nadal muszą udowadniać, jacy są ważni. A tak na chłopski rozum - co można przemycać z unijnych Węgier na Serbię? -o
I już Wojwodina, a historycznie Baczka (w sumie okolice węgierskiej Baji to też Baczka). Lubię ten region za tygiel narodowościowo-religijny, w dodatku w ostatnim stuleciu te różne narody i religie żyły tutaj we względnym spokoju i bez szaleństw (po za wypędzeniem większości Niemców po 1945 roku). Węgrzy, Chorwaci, Słowacy, Rumunii, Buniewcy...
Pierwszy dłuższy postój dzisiaj to Sombor (Zombor), trzeba wymienić kasę. Sombor w naturalny sposób bardziej przypomina węgierskie miasto, niż serbskie - kamieniczki z przełomu wieków i dawny budynek komitatu przywodzą czasy habsburskie. Nawet charakterystyczne, barokowe cerkwie występują do dziś nad Dunajem.
Jedziemy dalej przez kolejne wioski i miasteczka - w każdym standardem są dwie, trzy albo i więcej świątyń. Cerkwie odpicowane, katolickie lub ewangelickie najczęściej popadają w ruinę. Do tego niska, typowo węgierska zabudowa, którą zobaczymy i na Słowacji, i w Rumunii i pod Budapesztem.
Przed 19-tą przyjeżdżamy na kemping do wioski Feketić, a właściwie Bácsfeketehegy, bo ponad 60% mieszkańców to Węgrzy. Kemping jest sympatyczny, bardzo zielony, a po drugiej stronie drogi ma knajpę. Czas więc na pierwszą kolację - wyjazd warto zacząć od cevapcici
Stolik dalej kelner rozmawia po węgiersku z dwójką facetów - myśleliśmy, że to jego miejscowi znajomi. Okazało się, że to... Albańczycy z Kosowa, którzy przez kilka miesięcy pracowali na Węgrzech i tam trochę łyknęli języka! Jeśli to prawda, to podziwiam, bo madziarski to jeden z najtrudniejszych języków w Europie...
W niedzielę rano postanawiam wywiać nieco serbskich piw z organizmu i biegnę potruchtać po wsi, wzbudzając zdziwienie miejscowych psów (na szczęście żaden nie chciał mi towarzyszyć). W wiosce są trzy kościoły - kalwiński (przez pół godziny dzwonili na nabożeństwo), ewangelicko-reformowany (dawniej używany przez Niemców, dziś ponoć pusty, ale odremontowany, a w gablotkach wisiały świeże, węgierskie ogłoszenia) oraz katolicki. Brak natomiast przybytku prawosławnego... Do tego jakiś pomnik poległych, kraniki z wodą, kilka sklepów, miłych knajp i stragany z owocami - słowem wszystko, co do życia potrzebne.
Pora ruszać dalej - pustą i trzęsącą autobaną mijamy Nowy Sad (wjazd na autostradę jest kilkaset metrów od kempingu), a Belgrad, w tym roku, przejeżdżam przez centrum zamiast obwodnicą - to droga bezkolizyjna i jedynym minusem jest ograniczenie do 80 km/h (którego zresztą niewielu przestrzega). Udaje się to całkiem sprawnie i jestem na geograficznych Bałkanach
W południe przyjeżdżamy do miasta Smederevo, słynącego z ogromnych, średniowiecznych ruin twierdzy.
Położona w widłach Dunaju i Jezawy forteca została wzniesiona w XV wieku przez Serbów i jako "niezdobyta" miała powstrzymać Turków. Turcy, jak to Turcy, nie przejmowali się jakimiś określeniami i zdobyli ją w dwa miesiące. Potem Serbom udało się ją jeszcze odzyskać w drodze układów, ale ostatecznie i tak Osmanowie tutaj wleźli po raz drugi i siedzieli przez prawie 400 lat.
Do czasów II wojny światowej twierdza była w niezłym stanie, ale w 1941 roku zgromadzona tutaj przez Niemców amunicja eksplodowała, zabijając ponad 2000 osób i w znaczny sposób niszcząc zabytek. Pozostały głównie mury z 25 basztami, resztki 5 bram i tzw. mała twierdza - to i tak robi wrażenie swoim ogromem.
Co ciekawe, do 1918 roku twierdza leżała na granicy - razem z Dunajem kończyła się Serbia, a na drugim brzegu były Austro-Węgry (dziś to Wojwodina, historycznie Banat).
I znowu jedziemy na południe, po czym z autostrady na wschód, piękną drogą między górami. Mijamy monastyr św. Petki...
...i przez jakieś zapomniane dziury dojeżdżamy pod bramy Gamizgradu, czyli rzymskiego pałacu cesarskiego Felix Romuliana, wpisanego (chyba nieco na wyrost) na listę UNESCO.
Pałac, dorównujący temu ze Splitu, powstał pod koniec III wieku z inicjatywy Galeriusza (zresztą Dioklecjan był jego teściem i to on go mianował cezarem). Był wielki na 40 tys. metrów kwadratowych i posiadał wszystko, co cesarzowi było do życia potrzebne.
Po śmierci cesarza (który prawdopodobnie wraz z matką został pochowany na nieodległych wzgórzach, gdzie do dziś zachowały się dwa kopce i resztki mauzoleów) kompleks opustoszał; na krótko tchnął w niego życie Justynian i Bizantyjczycy, ale ostatecznie w VI wieku popadł w ruinę, a odkryto go stosunkowo niedawno.
Obecnie zachowały się resztki bram miejskich, pałacu z salą tronową (potem zaadaptowaną jak zwykle na kościół), term, świątyń rzymskich, kilka mozaik, w większości zasypanych. Spora część jest odnowiona, co mocno kontrastuje z tymi sypiącymi się obiektami. Ogólnie - ciekawe, ale jednak mocno zrujnowane...
CDN...