pora (nareszcie) na ostatni odcinek bułgarski, a przedostatni z cyklu całego wyjazdu
Jako wisienka na bułgarskim torcie przyszła
stolica - miasto, które ma bardzo nieciekawą opinię w sieci. Czytając różnego rodzaju fora można odnieść wrażenie, że to niemal najbardziej szkaradny kompleks miejski pod słońcem, chlew, brud, syf i pijany architekt. Przezwyciężyłem jednak strach i pojechałem to z Tyrnowa pięknie położoną autostradą A2 - wśród gór, mostów i tuneli (podejrzewam, że w Polsce czegoś takiego nie dałoby się wybudować, biorąc pod uwagę, że największym sukcesem jest śmieszny tunel Emilia - całe 600 metrów...)
Znalezienie tanich noclegów w Sofii graniczy z cudem - wybór padł więcej znowu na hostel z tej samej sieci, co w Welikim Tyrnowie. Po raz drugi na wyjeździe użyłem GPS-a - w okolice hostelu zaprowadził wprawdzie sprawnie, ale potem krążyłem w kółko wypatrując stosownej tablicy. W końcu znalazłem ją... przy metalowej bramie.
Hostel mieści się w zabytkowym zajeździe z XIX wieku, który cudem ocalał zawieruchy historii i dzisiaj jest otoczony wysokimi blokami.
Obsługa sympatyczna, choć każdego turystę traktują jak potencjalnego idiotę, opowiadając o rzeczach oczywistych. Wydają się też oderwani od rzeczywistości reszty kraju - np. nie umieli uwierzyć, że poza Sofią znalezienie supermarketu jest jakimkolwiek problemem...
Budynek hostelu fajny, ale współgoście już nie. O ile do Tyrnowa trafiali turyści, którzy musieli się trochę namęczyć, aby tam dotrzeć, o tyle tutaj dominują "buntownicy" w stylu: wsiąść rano w samolot, wylądować w Sofii, dotrzeć taksówką z lotniska i już my som backpapersi. Generalnie większość spędza dzień na 1) piciu piwska (to akurat rozumiem), 2) wypalania paczki fajek na godzinę, 3) siedzenia na ryjoksiążce, 4) głośnym rozmowach o dupie maryny, drąc się na całą okolicę. Wieczorem współlokator bardzo się dziwił, że nie chcemy iść z nimi na dyskotekę - "no jak to, być w Sofii i nie pójść do klubu?". Część wizytujących (głównie kretynki z Niemiec) chyba chciały pokazać jak to bardzo są wyluzowane i przez większość nocy wrzeszczały przed wejściem do hostelu, mimo, że obsługa kilkukrotnie prosiła, aby zamknęły jadaczki, bo jest cisza nocna, okoliczni mieszkańcy chcą spać i przez takie jak one grozi hostelowi zamknięcie. "A kto mi, k...a, zabroni, płaciłam to robię co chcę?!".
Pora opuścić debili z hostelu i udać się na ulice Sofii... No cóż, niewątpliwie nie jest to druga Praga, Budapeszt, Tallin czy chociażby Kraków.
Przesadą jest jednak ciągłe wspominanie o brzydocie - moim zdaniem centrum nie jest szpetniejsze od centrum Warszawy. Zaskoczyły mnie pozytywnie dwie rzeczy - niemal brak największego dziadostwa polskich miast - wielopowierzchniowych reklam oraz stosunkowo płynny ruch (o godzinie 15-tej nie stałem nigdzie dłużej niż kilka minut!).
Największą atrakcją stolicy są niewątpliwie świątynie różnych wyznać - jest więc mauretańska
synagoga, największa na Bałkanach, czwarta pod względem wielkości w Europie
rzut jarmułką dalej stoi
meczet Bania baszi, z XVI wieku, jedyny nadal czynny w stolicy
budynek chyba nie jest w najlepszym stanie, bo w środku stoi metalowy szkielet, trzymający ściany
Meczet ogólnie stoi w ścisłym centrum, tuż obok resztek ruin antycznej
Serdici, rzymskiego miasta, które dało początek późniejszej Sofii. Zaraz za ruinami stoi niewielka cerkiewka z XIV wieku -
Sweta Petka Samardżijska.
W tym miejscu krzyżują się dwie linie metra (i znowu Polska zostaje w tyle), a dookoła wznoszą się budynki z okresu komunistycznego - monumentalne, pompatyczne, ale nie takie znowu brzydkie. Najważniejszym z nich jest dawny
Dom Partii, czyli budynek KC, obecnie miejsce spotkań posłów.
Ciekawe, że komunistycznym dygnitarzom nie przeszkadzało sąsiedztwo cerkwi i meczetu - w Bukareszcie pewno dawno by je wysadzono w powietrze...
Kawałek dalej inna cerkiew, potężna
Sweta Nedela.
Obecna cerkiew powstała ogólnie w XIX wieku (starą zniszczyło trzęsienie ziemi), a do zbiorowej świadomości przedostała się w 1925 roku, kiedy komuniści dokonali tutaj zamachu bombowego, chcąc zabić cara. Borys III ocalał, bo przebywał gdzie indziej, ale zginęło kilkaset, najczęściej niewinnych osób. Czegóż jednak się nie robi w imię pokojowej, szczytnej idei...
Między hotelem Sheraton a pałacem prezydenckim kryje się
cerkiew św. Jerzego - rotunda pochodząca z VI wieku naszej ery (kopułę dodano później).
Burzliwe miała dzieje (łącznie z zamianą na meczet oraz w magazyn), obecnie jest dużą atrakcją turystyczną. Obok niej można obejrzeć fragment prawdziwej rzymskiej ulicy i ruiny rzymskich łaźni dawnej Serdici. A kilkadziesiąt metrów dalej główne wejście do pałacu prezydenckiego.
Wracamy do dawnego budynku KC - za nim rozciąga się szeroki
plac Battenberg, przy którym do 1999 wznosiło się mauzoleum komunisty Georgi Dimitrowa (wysadzono je w powietrze). Jest tu także dawny pałac carski, po sfałszowanym plebiscycie i obaleniu monarchii w 1946 zamieniony w Galerię Sztuki.
Wspominałem już o rzymskich ruinach - czasem można się natknąć na zaskakujące perełki - np. pozostałości antycznego amfiteatru w jednym z hoteli!
Ile takich skarbów kryje jeszcze sofijska ziemia, tylko Zeus raczy wiedzieć...
Największą i najwspanialszą świątynią stolicy jest
Sobór Aleksandra Newskiego.
Sobór zbudowano na przełomie XIX i XX wieku ku czci Rosjan i cara Aleksandra II, w podziękowaniu za pomoc w wyzwoleniu kraju z rąk Turków (stąd nadal silne ciągotki rosyjskie wśród Bułgarów). Jest to potężny budynek, największy tego typu na Bałkanach, mogący pomieścić 5 tysięcy ludzi. Jego kopuły pokryto warstwą złota, które w latach 60. XX wieku przekazały władze ZSRR.
W środku ogromna przestrzeń, która była świadkiem tak dramatycznych wydarzeń, jak msza pogrzebowa w 1943 roku ukochanego cara Borysa, zanim trumnę wywieziono do monastyru Rilskiego. Przy głównym ikonostasie stoi tron carski, pusty od 1946 roku - Symeon II, po powrocie po latach wygnania do kraju, też na nim nie usiadł, choć mu to proponowano.
W tym samym okresie co w Sofii również w Warszawie wybudowano bardzo podobny sobór Aleksandra Newskiego, zburzony w okresie międzywojennym jako symbol rosyjskiego podboju. Jego dzwonnica była najwyższą budowlą w Warszawie. Chichot historii sprawił, że trzydzieści lat później kolejny "car" wybudował w pobliżu kolejną "świątynię", która do tej pory jest najwyższa w mieście
Po sąsiedzku z soborem graniczy
Bazylika Sweta Sofija - to prawdziwy bizantyjski kościół z czasów Justyniana Wielkiego.
Podczas okupacji tureckiej był meczetem, który ciągle niszczyło trzęsienie ziemi, co Turcy uznali za gniew chrześcijańskiego Boga. Potem popadł w ruinę, ale w 1878, po wygnaniu Turków, odbyła się tutaj uroczysta msza z udziałem rosyjskich oficerów z generałem Hurko na czele (w Kongresówce ten ostatni znany jest jako wielki rusyfikator). Przy bocznej ścianie w 1981 roku stanął Pomnik Nieznanego Żołnierza.
Gdy znudzą nam się cerkwie (których jest oczywiście znacznie więcej), można pójść odpocząć do
Parku Miejskiego, przy ładnej Galerii Sztuki (w sąsiedztwie są współczesne rzeźby typu "Syn wyciągający Matce kozy z nosa")...
...albo polansować się na
Bulwarze Witosza, gdzie umalowane lachony kuśtykają na swoich dużych szpilkach.
Po zmroku Sofia nabiera jeszcze uroku, zwłaszcza, że robi się chłodniej...
i nawet rządowe budynki w centrum nabierają jakiejś tajemniczości w świetle księżyca
Ostatni poranek w Bułgarii to, oprócz przemaszerowania długą aleją Macedonia do pomnika Aleksandra, identycznego jak ten na przełęczy Szipka, poszukiwanie jakiegoś marketu na większe zakupy. Udało się go znaleźć dopiero na przedmieściach...
Sofia, podobnie jak np. Skopje, otoczona jest górami - Witosza. W podgórskiej dzielnicy,
Bojana, znajduje się cerkiew o tej samej nazwie, wpisana na listę UNESCO. Z zewnątrz może nie powala, ale w środku znajdują się bezcenne średniowieczne freski.
Obok cerkwi skromny grób królowej Bułgarskiej, Eleonory, urodzonej w Trebschen, czyli dzisiejszym Trzebiechowie pod Zieloną Górą.
Wyjazd ze stolicy nastąpił bez większych problemów, podobnie jak droga w kierunku granicy serbskiej, znów w otoczeniu gór.
Korek na przejściu na 45 minut czekania (jak dla mnie to stracone 3 kwadranse) - Bułgarzy są sprawni, ale Serbowie jak zwykle lecą w ciula... większość aut to Turcy na zachodnich blachach, choć są wyjątki - Brytyjczyk przede mną ewidentnie był etnicznym Brytyjczykiem, co pewnie spowodowało, że kontrolowano go bardzo dokładnie. Gdzieś z boku widać, jak jakiś Niemiec musi wypakowywać cały bagażnik, a między autami łażą podejrzane typy i brudnymi szmatami "czyszczą" szyby.
w końcu jednak wkraczają serbscy pogranicznicy i zwijają całą bandę
A sama Bułgaria? Kraj niewątpliwie warty odwiedzenia, mili ludzie, ceny przyzwoite, sporo pięknych zabytków i krajobrazów. W mojej bałkańskiej hierarchii trafia na miejsce numer 3
Cała galeria z Sofii:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... GariaSofia