Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Nad Cisą, Prutem i Dunajem (HUN, ROM, MOL, SRB)

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 17.09.2016 11:26

Orheiul Vechi określane jest jako jedna z największych atrakcji turystycznych Republiki Mołdawii. Fakt, kraj ten nie ma jakiś specjalnych miejsc przyciągających tłumy (jako jeden z nielicznych w Europie nie ma nawet żadnego namacalnego obiektu wpisanego na listę UNESCO), jedziemy więc zobaczyć to cudo, położone kilkadziesiąt kilometrów od stolicy.

Niestety, popsuła się pogoda: dzień wcześniej wieczorem zaczęło padać po raz pierwszy od prawie tygodnia, rano także leje, choć mniej intensywnie. Zbieramy się zatem dość późno, bo przed południem, już w mżawce.

Szosa M2 jest zupełnym przeciwieństwem tej, którą zaliczyliśmy mołdawski debiut - z niezłym asfaltem i na sporym odcinku dwupasmowa. Boczna droga na którą odbijamy ciut gorsza, ale i tak poruszamy się szybko. W pewnym momencie mamy pierwszy widok na nasz cel.
Obrazek

Orheiul Vechi (stare Orhei, po polsku Stary Orgiejów) to nazwa kompleksu historyczno-archeologicznego rozciągającego się wzdłuż rzeki Răut (Reut), dopływu Dniestru, wijącej się tu niczym wąż, ograniczonego przez długie, wąskie ściany skalne. Ludzie osiedlali się tutaj od epoki kamienia, byli m.in. Dakowie, Tatarzy a za czasów Stefana Wielkiego wzniesiono twierdzę. Teren ten był jednak narażony na ciągłe ataki, więc w końcu mieszkańcy przenieśli się do "nowego" Orhei, które znajduje się kilkanaście kilometrów na północ.
Obrazek

Po kilkuset latach osadnictwo odrodziło się, choć już w innych miejscach. Po dawnym zostały ruiny starych twierdz i innych budynków oraz skalne monastyry.
Obrazek

Zjeżdżamy ostro w dół, gdzie zatrzymuje nas policjant. Ki diabeł? Okazało się, że ma ambitne zadanie nie dopuszczać turystów do wioski tylko kierować na parking, aby zakupili bilety. Dalej idziemy już z buta mijając jedyną mapę całego obszaru.
Obrazek

Zarówno z dołu jak i z góry doskonale widać wzniesioną na skalnej górze cerkiew i dziury wykute w ścianach zbiegających ku rzece.
Obrazek

Za mostem gramolimy się do góry. Zmiana pogody to i zmiana odzienia.
Obrazek

Za nami ciągną nowożeńcy w liczbie sztuk kilka... czy w tych rejonach Europy jest jakiś dzień tygodnia wolny od białych sukien i goniących ich fotografów?
Obrazek

Nad urwiskiem stoi dzwonnica z końca XIX wieku; pod nią znajduje się wykute schody do skalnego monastyru Peștere (jaskinia). Monastyr miał powstać już w XIII wieku, a mnisi opuścili Orheiul Vechi w 1816 roku po konflikcie z właścicielami ziemskimi.
Obrazek
Obrazek

Cerkiew monastyrska była potem używana przez ludność jako parafialna, a następnie w okresie ZSRR całkowicie ją opuszczono. W 1996 roku mnisi powrócili: w skalnym wnętrzu jeden z nich - mocno zgarbiony dziadek - kiwa się nad świętą księgą i coś mamrocze.
Obrazek

Naprzeciwko schodów jest dziura i wyjście na niezabezpieczoną półkę skalną wiszącą nad rzeką - dopóki nie wykuto przejścia spod dzwonnicy do cerkwi można było się dostać tylko po linie.
Obrazek
Obrazek

Na skarpie w 1904 wybudowano nową cerkiew Narodzenia MB. Niestety, w środku trwa ślub i wejść za bardzo nie można.
Obrazek

Kosztuję "świętą" wodę z kokotka - smak ma co najmniej dziwny i od razu przychodzi mi na myśl jakiś przyszły atak biegunki, który na szczęście jednak nie następuje :).

Widok spod nowej cerkwi zacny, choć pewnie w słońcu byłby jeszcze ładniejszy.
Obrazek [img]http://[/img]

Za cerkiewnym murem miały znajdować się pozostałości dackiego sanktuarium, ale nic nie widać. Podobnie jak drugiego skalnego monastyru Bosie. W oddali co prawda majaczą dziury skalnych wnęk, lecz czy to jest on?
Obrazek
Obrazek

Z drugiej strony ładnie prezentuje się Peștere. Mniej ładnie pasują tam suknie ślubne - zarówno na skale jak i w niej.
Obrazek
Obrazek

Schodzimy w dół z drugiej strony do wioski Butuceni. Miało tam znajdować się muzeum etnograficzne.
Obrazek

Muzeum nie znajdujemy, jedynie restaurację gdzie szykują się do wesela. Łazimy tam i z powrotem razem z jedynymi turystami zagranicznymi - biało-czarną rodziną Francuzów - ale kończy się to niepowodzeniem. Dopiero potem w głębi wsi trafiamy na mini-skansen: tradycyjny dom mieszkalny wraz z zabudowaniami gospodarczymi i pomieszczeniami letnimi.
Obrazek
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 19.09.2016 11:12

Butuceni mimo iż położone przy atrakcji turystycznej robi wrażenie wioski bardzo sennej i niewiele przejmującej się wizytującymi. Życie toczy się wolno i tylko wypicowane samochody gości weselnych czasem burzą ten stan rzeczy.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nietrudno zauważyć, że bardzo popularne są tutaj dwa kolory - zielony oraz błękitny. Zwłaszcza tego drugiego pełno - malują nim niemal wszystko co się da. Podobno chroni to przed robactwem, które niebieską barwę traktuje jak wodę i unika.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Krajobraz uzupełniają liczne studni charakterystyczne dla Mołdawii oraz ciekawe bramy, np. z symboliką Igrzysk Olimpijskich w Moskwie z 1980 roku.
Obrazek
Obrazek

Czasem trafi się cała banda małych piesków :D.
Obrazek

Wracając do auta spotykamy kolejne grupy nowożeńców ciągnące na skarpę w celach fotograficznych. Ja wolę zrobić zdjęcia mnisich grot widocznych z drogi.
Obrazek

Postanawiamy podjechać kawałek dalej w kierunku dziur widzianych ze skarpy. Okazuje się, iż można do nich dojść zza mostu przerzuconego nad Răutem.
Obrazek

Skalne wnętrza są ewidentnie dziełem człowieka (przynajmniej znaczna większość) i potężniejsze od tych, do których schodziliśmy pod dzwonnicą. Czy to ów monastyr Bosie? W przewodnikach pisze o dwupoziomowej cerkwi, a tej tu nie widać, jedynie duże wnęki.
Obrazek

Jedyne ślady człowieka to współczesne bazgroły i intensywny zapach moczu. Jednak wydaje mi się, iż to ów zaginiony monastyr Bosie, bo nic innego tu nie pasuje. Groty ciągną się przez kilkaset metrów więc możliwe, że owa cerkiew jest kawałek dalej.
Mikeee
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2377
Dołączył(a): 06.08.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mikeee » 19.09.2016 20:52

Ekstra wyprawa!
w zeszłym roku też miałem w planie wracając z Rumunii wstąpić do Mołdawii na dwa dni. Plan w ostatniej chwili uległ niestety zmianie.
Jako jedną z głównych atrakcji miały być właśnie Orheiul Vechi, przejazd przez Kiszyniów i prawdopodobnie największa winnica w Europie - Milesti Mici.
Dobrze się czyta Twoją relację 8)
Wychodząc trochę przed szereg: odważyliście się odwiedzić Naddniestrze?

pozdrawiam,
Michał
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 19.09.2016 22:44

Nie :( Nie znamy praktycznie rosyjskiego. Oczywiście człowiek coś tam rozumie, nawet można od biedy prowadzić proste rozmowy z ludźmi spotkanymi na ulicy, cyrylicę czytam, ale jednak wybieranie się na tak specyficzny teren bez znajomości języka nie byłby najlepszym pomysłem. Niby teraz na "granicy" z Mołdawią jest już inaczej niż kiedyś, zazwyczaj nie ma większych problemów, ale jednak ;) W razie jakiś kłopotów bylibyśmy trochę uwaleni.

Z Kiszyniowa organizują wycieczki z Tyraspola, lecz to wydatek 40-50 euro na łebka. Trochę za dużo aby zobaczyć Lenina i kilka post-sowieckich pomników ;)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 20.09.2016 11:47

Widok na zakole rzeki od drugiej strony.
Obrazek
Obrazek

I cerkiew na szczycie w której byliśmy jakiś czas temu.
Obrazek

Przy moście zerkam na ruiny tatarskiej ("tureckiej") łaźni...
Obrazek

Ruin w okolicy jest więcej, ale albo ich nie znaleźliśmy albo są mało imponujące (np. twierdza z czasów Stefana Wielkiego to kilka murków wyglądających jak płoty ogradzające pastwiska).

Zajeżdżamy jeszcze do pobliskiej wioski Trebujeni. Bardziej cywilizowana gdyż z asfaltem, a i domy wyglądają okazalej.
Obrazek

Wracając mijamy kilka niewielkich wiosek, gdzie kolor niebieski również jest najczęściej występujący.
Obrazek

Kombinowaliśmy aby przejechać przez Cricovą która słynie ze swoich winnic, ale nie widzieliśmy żadnego drogowskazu na to miasto, więc ostatecznie powitały nas rogatki Kiszyniowa.
Obrazek

Na prawie koniec jeszcze kilka ujęć ze stolicy: elementy byłego ustroju wyłaniają się dyskretnie z różnych miejsc.
Obrazek
Obrazek

Jak w każdym szanującym się radzieckim mieście musiał być i pomnik Lenina. Wyrzucono go z centrum, lecz nie zniszczono i przeniesiono na tereny wystawiennicze za jeziorem, gdzie żyje na banicji z Marksem i jeszcze jakimś sowieckim bohaterem.
Obrazek

Z minionej epoki pochodzi też spora część trolejbusów - najbardziej widoczne są ZiU-9, których produkcję rozpoczęto w 1971 roku. Tabor uzupełniają czechosłowackie Škody 14Tr oraz nowsze ukraińskie JuMZ-T2 i białoruskie AKSM-321. Do tego oczywiście Ikarusy i przeładowane marszrutki zatrzymujące się wszędzie :D.
Obrazek
Obrazek

Wieczorami wychodziliśmy na miasto coś zjeść. Ceny w lokalach na polskim poziomie; tak naprawdę to tańsze w Mołdawii jest
1) paliwo - ok. 3 złotych za litr,
2) papierosy - paczka ok. 3 złotych,
3) wódka - miejscowa za ok. 10 złotych,
4) bilety i jeszcze kilka innych dupereli z winem na czele.

W niektórych knajpach było sympatyczne, ale w poleconej nam w hostelu nie wydano reszty. Co prawda chodziło o równowartość kilku złotych, jednak liczy się zasada. Wiadomo - cudzoziemców się rżnie.

Samo płacenie mołdawskimi lejami wydawało się lekko surrealistyczne bo niewielkich rozmiarów banknoty (każdy z podobizną Stefana Wielkiego) przypominają te z gier planszowych :D
Obrazek

Mimo wpadki z wydaniem reszty wieczorny Kiszyniów prezentował się miejscami bardzo klimatycznie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I już na sam koniec tego wpisu - kilka słów o naszym hostelu.
Obrazek

Niewątpliwie ogromnym atutem było położenie - jakieś 10 minut spacerem od głównego placu. Poza nim już tak różowo nie było... "bezpieczny parking" okazał się po prostu parkowaniem na ulicy. Na szczęście Kiszyniów nie ma strefy płatnego parkowania, ale stanąć tam w godzinach szczytu stanowi sztukę. Gdy przyjechaliśmy z Rumunii w nocy ulice były puste więc zaparkowałem zgodnie z metodą znaną z Polski: równolegle do drogi. Rano dostałem opierdziel od jakiegoś przejeżdżającego chłopa: czy nie nauczono mnie porządnie parkować?! Tutaj bowiem stoi się w skosie, wystając tyłem na ulicę i zajmując połowę chodnika ;).

W hostelu przebywało towarzystwo bardzo międzynarodowe. Byli Anglicy, Australijczycy, Nowojorczyk i nawet białas z RPA. Nowojorczyk był współczesnym romantykiem: Chciałbym się zgubić w uliczkach, usiąść gdzieś na drinku a potem wrócić przy pomocy google maps. Nie wiem czy się zgubił, ale wieczorem był zawsze na miejscu. Zresztą wypił mi moje piwo z lodówki, różne rzeczy ginęły z niej nie raz i to przy biernej postawie dziewczyny z obsługi, zajmującej się głównie imprezowaniem i spaniem w cudzych pokojach. Przez pół dnia w kuchni był syf po niepomytych naczyniach i kościach z grilla, z kibla waliło i brakowało papieru lecz większość osób i tak wydawała się zachwycona, gdyż w końcu spali w dzikim kraju :). Ale i tak najlepszą akcją było wybycie obsługi na nocne miasto i zamknięcie drzwi, podczas gdy wracający goście hostelowi nie mieli odpowiednich kluczy. Gdybyśmy im nie otworzyli od wewnątrz to czekałoby ich spanie na podwórzu :D.

Sympatyczny był Jean Mare - Francuz, który czekał na ukraińską wizę pracowniczą, bowiem chciał w Kijowie spełniać się artystycznie. Obeznany z miastem, pomocny znacznie bardziej niż obsługa, dusza towarzystwa. Drugim sympatycznym ten oto osobnik.
Obrazek


Najpierw chciał mnie ugryźć, ale potem był bardzo przyjazny, zwłaszcza przy posiłkach.

No to drapiemy kota na pożegnanie i opuszczamy stolicę.
Obrazek
te kiero
Mistrz Ligi Narodów UEFA
Posty: 11423
Dołączył(a): 27.08.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) te kiero » 20.09.2016 19:09

Pudelek napisał(a):Nie :( Nie znamy praktycznie rosyjskiego. Oczywiście człowiek coś tam rozumie, nawet można od biedy prowadzić proste rozmowy z ludźmi spotkanymi na ulicy, cyrylicę czytam, ale jednak wybieranie się na tak specyficzny teren bez znajomości języka nie byłby najlepszym pomysłem. Niby teraz na "granicy" z Mołdawią jest już inaczej niż kiedyś, zazwyczaj nie ma większych problemów, ale jednak ;) W razie jakiś kłopotów bylibyśmy trochę uwaleni.

Z Kiszyniowa organizują wycieczki z Tyraspola, lecz to wydatek 40-50 euro na łebka. Trochę za dużo aby zobaczyć Lenina i kilka post-sowieckich pomników ;)


chyba bardziej od języka, problemem mogłoby być jakiekolwiek zdarzenie, które wymagałoby pomocy dyplomatycznej, a takie ze strony PL nie obejmuje Naddniestrza lub może nie być egzekwowane:
"Ambasada RP w Kiszyniowie przestrzega obywateli polskich przed podróżami do Naddniestrza. Polacy, którzy na terenie tej separatystycznej republiki wejdą w kolizję z tam­tejszym wymiarem sprawiedliwości, praktycznie nie mogą liczyć na pomoc i opiekę konsularną polskiej placówki w Kiszyniowie. Polska uważa Naddniestrze za integralną część Mołdawii, natomiast władza Republiki Mołdawii nie rozciąga się na obszar tej prowincji. " źródło: http://www.kiszyniow.msz.gov.pl/pl/wspo ... o_moldowy/

z Mołdawi bardziej znane mi jest (za sprawą znajomej) to i to w rejonie Štefan Voda
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 20.09.2016 22:51

Brak języka, brak pomocy konsularnej - to się sumuje. Choć gdybym znał rosyjski to bym tam śmiało pojechał - na szczęście zdarzenia wymagające pomocy konsularnej zdarzają się rzadko, więc bym zaryzykował ;)

No cóż, winnice to najbardziej znana część Mołdawii :) W sumie gospodarka mołdawska na tym stoi co jest sporym problemem, gdy eksport win się załamuje.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.09.2016 14:16

Wyjazd z Kiszyniowa nastąpił w ponownej formie co wjazd - to znaczy na czuja. Co prawda przy bulwarze Stefana Wielkiego była tabliczka kierująca do miejscowości przy granicy z Rumunią, ale potem byłem zdany już tylko na intuicję oraz szczęście. Kiedy jednak znalazłem się na drodze prowadzącej do lotniska i bez żadnych oznaczeń... postanowiłem się zatrzymać, by w akcie desperacji wyciągnąć pożyczonego od rodziców GPS-a. Było to jedno drugie i ostatnie użycie podczas tego wyjazdu.

Okazało się, iż mój czuj działał dobrze - na najbliższym skrzyżowaniu było odbicie w interesującym nas kierunku. Potem poszło już jak z płatka, gdyż droga M1 jest bardzo dobrej jakości.
Obrazek

Okolice stolicy są, podobnie jak większość kraju, bardzo pofałdowane. Do tego fotogeniczne z racji grupy jezior o nazwie Dănceni.
Obrazek

Wśród zabudowy wyróżnia się samotna wieża. Miał to być główny budynek administracyjny miejscowego przemysłu winiarskiego - jego budowę rozpoczęto w 1977 roku, ale już trzy lata później wstrzymano z powodu braku funduszy. Dzisiaj to ruina.
Obrazek

Na horyzoncie widać też blokowiska Kiszyniowa.
Obrazek

A bliżej niewielkie wioski o wdzięcznych nazwach: Nimoreni, Suruceni, Sociteni...
Obrazek

Na tankszteli zalewam bak do pełna - jak już pisałem benzyna kosztuje tu około 3 złotych i jest dobrej jakości.
Obrazek

Przez to wszystko zostaje nam dość sporo lejów - więcej niż planowaliśmy. Gdzie to wydać? Może jakieś pamiątki po drodze? Z tym jest problem, gdyż w Mołdawii przemysł pamiątkowy prawie nie istnieje. Nie widzieliśmy NIGDZIE pocztówek, kalendarzy i tym podobnych gadżetów. Jedynie magnesy na lodówki - te są oferowane masowo, zupełnie jakby każdy miał sobie obkleić całą kuchnię.

Dzisiejszy dzień - sobota - to przede wszystkim siedzenie za kółkiem: chcemy dotrzeć aż do Siedmiogrodu, a to ponad 450 kilometrów. Nie rezygnujemy jednak całkowicie ze zwiedzania: niedaleko Kiszyniowa znajduje się monastyr Condriţa obok wioski o tej samej nazwie.
Obrazek

Klasztor powstał w 1783 roku z inicjatywy pobliskiego (i chyba najbardziej znanego w Republice Mołdawii) monastyru Căpriana. Niestety po okresie komunistycznym, kiedy to urządzono w nim obóz dla pionierów, jest trochę podupadły. Główna cerkiew została połowicznie (dosłownie) odmalowana, w środku zaś zachowało się niewiele z pierwotnego wystroju - ikonostas stoi nowy, a freski niemal całe zniszczono.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Gdy robię zdjęcia do Teresy przyczepia się jakiś facet z pretensjami o brak zakrytej głowy. Ona tłumaczy, że założyła chustę na odkryte ramiona, ale gość sugeruje, że zakryta głowa jest ważniejsza niż zakryte ramiona... To była pierwsza i ostatnia taka sytuacja w świątyniach na tym wyjeździe - należy tu zaznaczyć, że również nie wszystkie miejscowe kobiety były prawidłowo poubierane. No i oczywiście to zawsze mężczyzna wie lepiej jak mają się nosić i co robić panie i to zawsze faceci są najbardziej oburzeni strojami płci przeciwnej... Zastanawiam się też, czy Bóg jest taki wrażliwy, iż mógłby dostać jakiegoś wstrząsu na widok kobiecych włosów?

A tak z innej beczki - w prawosławnych kościołach nie można oprzeć się wrażeniu, że wyznawcy tego odłamu chrześcijaństwa znacznie bardziej przeżywają wizyty niż np. katolicy. Wielokrotne żegnanie się, całowanie ikon, klękanie, nawet leżenie na podłodze - coś takiego widziałem w Europie jedynie w znanych miejscach pielgrzymkowych, a tu są normą nawet w najzwyklejszej cerkwi.

Dla wygody pielgrzymów (albo raczej mnichów) do monastyru ułożono asfalt. Do samej wsi pospólstwo może już jeździć po szutrze ;).
Obrazek
Mikeee
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2377
Dołączył(a): 06.08.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mikeee » 25.09.2016 15:47

fajne zdjęcia i dużo cennych i ciekawych informacji

pozdrawiam,
M
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.09.2016 19:23

Dzięki :)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 26.09.2016 09:50

Kilkadziesiąt kilometrów dalej zjeżdżamy do drugiego monastyru: klasztor Hâncu założono w 1678 roku. Na jego terenie znajduje się starsza cerkiew z XIX wieku oraz nowy sobór, chyba jeszcze nie wykończony.
Obrazek

Monastyr przypomina bardziej sanatorium niż miejsce zamieszkania mniszek. Żółte fasady, mnóstwo kwiatów, jakieś kiczowate elementy urozmaicenia krajobrazu. W sumie za dużo się nie pomyliłem, gdyż od 1956 do 1990 rzeczywiście funkcjonowało tu sanatorium.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W starszej cerkwi nikt nie zwraca uwagi na odkryte głowy czy ramiona. Wnętrze zachowało się w nieporównywalnie lepszym stanie niż w monastyrze Căpriana.
Obrazek
Obrazek

Więcej tu osób niż w poprzednim klasztorze. Spotykamy dwie kobiety mówiące po polsku - jedyny raz w Mołdawii. Są też osoby z zagranicy - stoją auta na rosyjskich i ukraińskich blachach. Grupa grubych Ukrainek w sklepie przycerkiewnym jest w takim amoku, że prawie zgniatają Teresę pchając się bez kolejki do kasy...

Nowy sobór wygląda na zamknięty. Ciągnie do niego mnich wraz ze swoim pomocnikiem lub uczniem. Tu też księża lubią młodych chłopców?
Obrazek
Obrazek

Wśród kwiatów kręci się złoty lachon ze swoim pantoflem. Zmusza biednego chłopa do nieustannego fotografowania jej na każdym tle. Darmowa sesja dla panów?
Obrazek

Przed wejściem do auta zaglądam jeszcze do kibelka. Klimat w stylu niezapomnianym :D.
Obrazek

Dla zaczerpnięcia luftu oglądam spod toalety okolicę. Na lewo widać mały cmentarz zakonnic: groby całe są w kwiatach.
Obrazek

Po powrocie na główną drogę szybko jedziemy przed siebie. Czasem są jednak miejsca tak ładne, że żal byłoby nie stanąć i przez chwilę pogapić się na okolicę.
Obrazek

Spod nadpalonego lasu obserwuję wioskę w dole i otaczające ją wzgórza. Pofałdowanie Mołdawii mocno dało się w kość ekipie moich znajomych, która rok temu jeździła tu na rowerach. Bo przecież w powszechnej opinii Mołdawia jest płaska ;).
Obrazek
Obrazek

Ciekawe z jakiego powodu zaczął się palić las - człowiek czy sama natura?
Obrazek

W sumie to niezbyt częsty widok w tych stronach, gdyż lasy stanowią zaledwie 9% powierzchni kraju (w Polsce niecałe 30%). Najwięcej ich w centralnej części państwa oraz wzdłuż doliny Prutu przy granicy z Rumunią.

A ta już coraz bliżej... ostatni raz na mołdawskiej ziemi zatrzymuję się kilka kilometrów przed szlabanami granicznymi. Zauważam tu kompleks pamiątkowy poświęcony radzieckiej operacji wojskowej z sierpnia 1944 roku.
Obrazek

Tablica informuje o mogile nieznanego żołnierzy, a kiedyś musiał tu płonąć ogień, nie taki wieczny jak widać.
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 27.09.2016 22:19

Płaskorzeźba z obrażoną facjatą sołdata została kilka lat temu odnowiona. Czyli dokładnie odwrotnie niż nad Wisłą.
Obrazek

Wspinam się na górę - chodniczek prowadzi wzdłuż pozostałości okopów i kończy się pod sterczącym dumnie na postumencie czołgiem T-34. Lufę wycelował gdzieś w kierunku Rumunii.
Obrazek

Spod czołgu dobrze widać najbliższą miejscowość - Cotul Morii.
Obrazek

Z ciekawostek - doczytałem iż w tej osadzie więcej osób deklaruje się Rumunami niż Mołdawianami. Są też pojedynczy Rosjanie, Ukraińcy, Gagauzi a nawet Bułgarzy. Z boku rozciąga się osiedle nowych domków.
Obrazek

Z nieba leje się żar. Stojące na horyzoncie wiatraki są rumuńskie, a z boku widać już zabudowania przejścia granicznego Leușeni-Albita.
Obrazek

Ciekawe ile tym razem postoimy?

Mołdawianie odprawiają nas dość szybko - gdzieś około dwudziestu minut. Zatrzymujemy się następnie na bezcłówce aby wydać ostatnie leje. Teresa nabywa kilka win z Cricovej, ja sztangę papierosów która kosztuje aż 2,5 euro. Będzie czym częstować znajomych.

Przejeżdżamy rzekę Prut.
Obrazek

Na drugim brzegu nie jest już tak sprawnie - Rumunom ewidentnie się nie spieszy. Są kwadranse, iż nie ruszamy się nawet o centymetr. A wszystko to w masakrycznym upale.
Obrazek

W końcu Teresa stwierdza, że musi do toalety. Oczywiście jak tylko wyszła to sznur samochodów ruszył i znalazłem się przed samym pogranicznikiem :D.

Rumuński kibel na granicy EU okazał się dziurą w ziemi całkowicie obsraną, aż po ściany. Nie dziwiło więc to, iż niektóre kobiety wychodziły na zewnątrz i zwracały zawartość żołądka, a inne zakładały maseczki.

Kontrola dokumentów poszła szybko. Podchodzi celnik.
- Jest alkohol?
- Wino.
- Wino to nie alkohol. Wódka? - dopytuje dalej.
- Dwie flaszki.
- Papierosy?
- Sztanga ze sklepu bezcłowego.
- Na ile osób?
- Na dwie.
- To za dużo! Można przewieść 40 papierosów na łebka.
- Uuuu.
- Żeby mi to było ostatni raz! - coś sobie zanotował i poszedł dalej.

Później przypomniałem sobie, że owszem - do Unii Europejskiej można wwieść 200 sztuk cygaretów na osobę, ale drogą... lotniczą :P . Na ziemi obowiązują znacznie mniejsze limity.

Ogólnie to przedostanie się przez granicę zajęło nam ponad 2 godziny! Czyli dłużej niż wjazd kilka dni wcześniej. Na zegarku 16-ta, dzień jeszcze w pełni, ale my przejechaliśmy dopiero 1/4 trasy!

Zatem do wozu i przed siebie bez zbędnych ceregieli. Staję sporadycznie aby sfotografować jakiś widoczek lub mijające nas stado.
Obrazek
Obrazek

Na szczęście rumuńskie drogi są tutaj wyremontowane, więc jedzie się szybko. Drażnią tylko poziome zwalniacze, które umieszczone są przy zakrętach z obu stron jezdni - zatem już za zakrętem nadal słychać charakterystyczne łub-łub-łub.

Okolice są mocno zmęczone upałami. Cieków wodnych jest niedużo i częściowo wyschnięte. Rzeka Seret, dopływ Dunaju (płynie m.in. przez Bukareszt), wygląda jeszcze normalnie.
Obrazek

...ale jej dopływ - Șușița - to już jakiś wąski strumyk, mimo że na mapach zaznaczone jest, iż w tym miejscu ma 200 metrów szerokości.
Obrazek
Obrazek

Krajobraz się zmienia - szerokie przestrzenie zostają za nami, a zaczynają się Karpaty. Góry Vrancea oddzielają historyczną Mołdawię od Siedmiogrodu.
Obrazek

Ponownie zostaję zaskoczony bardzo dobrej jakości drogą. Jest jednak mocno kręta i należy często ściągać nogę z gazu. Nie wszyscy się do tego zastosowali - mijamy roztrzaskany motor i samochód. To było zresztą chyba jedyne miejsce, gdzie widzieliśmy dziś policję.
Obrazek

W Ojduli (węg. Ozsdola - 90% mieszkańców to Madziarzy), pierwszej wiosce po siedmiogrodzkiej stronie, zatrzymuje nas stado krów spędzanych na noc do zagród.
Obrazek

Na początku jest zabawnie, ale krowy ani myślą ustępować miejsca, a siedzący na rowerach pasterze wydają się jakoś mało rozgarnięci. Dopiero wkurzony kierowca ciężarówki trąbiąc toruje sobie drogę między zwierzętami.

Wyjechaliśmy na szeroką dolinę otoczoną ze wszystkich stron siedmiogrodzkimi górami. Dojechaliśmy tutaj w dość niezłym czasie, jest jeszcze jasno.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W głowach mieliśmy już opcję spania na dziko, ale w takiej sytuacji postanawiamy spróbować dotrzeć do wypatrzonego kempingu obok słynnego Râșnova. To kilkadziesiąt kilometrów stąd, a więc względnie blisko.

Braszów mijamy już po ciemku. W Râșnovie doskonale widać zamek chłopski górujący nad miastem, ale ten zostawimy sobie na jutro. Wypatruję jakiś znaków na kemping. Ni ma. Na skrzyżowaniu niemal taranuję nieoświetlony wóz konny. Kur...!

Mijają kilometry bocznej drogi; to miało być gdzieś tutaj. Ale ni ma! Postanawiam zasięgnąć języka w pobliskim pensjonacie. Co prawda cennik w recepcji mają po angielsku, lecz tego języka nikt nie zna. Pokazuję im wydruk z nazwą kempingu - robią wielkie oczy. O niczym takim nie słyszeli!

Chyba jednak zostaje nam nocleg na dziko... Kilkaset metrów od pensjonatu zauważamy drogowskaz na kemping! Psia krew, doskonałą znajomość okolicy mieli w recepcji!

Kemping położony jest w oddaleniu - droga do niego to 2-3 kilometry dziur jak w serze szwajcarskim. Zawieszenie dyszy i jęczy, błagając o litość. Mijamy w ciemnościach dziesiątki namiotów rozbitych na łące - to jest ten kemping? Nie, to Rumunii zorganizowali sobie własne pola biwakowe z okazji zbliżającego się święta państwowego :D.

W końcu przed 22-gą docieramy do celu. Mam wszystkiego dość. Jest zimno i mokro, bo rosa robi swoje. Na szczęście działa tu niewielki barek, więc udaje mi się jeszcze kupić lane piwo.

W nocy temperatura spada jeszcze bardziej. Rano termometr pokazuje 7 stopni. Lato w pełni. Na szczęście wraz ze słońcem wróciło ciepło, zatem do zwiedzania Siedmiogrodu nie będą nam potrzebne kożuchy i kufaje ;) .
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2021
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 28.09.2016 12:41

Zimny poranek na kempingu pod Râșnovem rychło zaczął się zmieniać w ciepły, słoneczny dzień - czyli tak jak niemal przez cały tydzień naszego wyjazdu. Nie wszędzie tak było; z rozmowy ze spotkanymi po sąsiedzku Polakami wynikało, że w ostatnich dniach w okolicy potrafiło mocno lać i występowały burze. Mieliśmy więc szczęście z pogodą.
Obrazek

Pierwotnym planem na niedzielę (przy okazji stuknęła połowa wyjazdu) miało być zwiedzanie Curtea de Argeș i przejazd Trasą Transfogaraską. Nawet tutaj na forum molestowałem m.in. Franza odnośnie informacji praktycznych. Zajęłoby to jednak wiele godzin i istniała duża szansa, że znów noclegu będziemy szukać zmęczeni po ciemku; uznałem więc, że nie ma sensu się tak gonić i lepiej wprowadzić w życie plan awaryjny, krótszy, ale też atrakcyjny turystycznie :). Transfogaraska nie zając, nie ucieknie...

Wyjeżdżając z doliny mieszczącej kemping mamy rozległe widoki na okoliczne góry: są wapienne Piatra Craiului...
Obrazek

...a bliżej Bucegi. To pasmo górskie udało mi się odwiedzić podczas pierwszej wizyty w Rumunii w 2009 roku.
Obrazek

Po przeciwnej stronie drogi widok równie interesujący.
Obrazek

Râșnov (Rosenau, Barcarozsnyó) jest liczącym kilkanaście tysięcy mieszkańców miastem w sercu regionu zwanego jako Burzenland. Od pozostałego Siedmiogrodu wyróżniały go stosunki etniczne - zamieszkiwały był on głównie przez Sasów siedmiogrodzkich, a Węgrzy nie byli najliczniejszą grupą narodowościową. Obecnie to już przeszłość, gdyż zdecydowana większość Niemców po upadku komunizmu wróciła na tereny skąd wieki temu przyjechali ich przodkowie.

Pozostało po nich jednak wiele pamiątek, w tym charakterystyczna zabudowa.
Obrazek
Obrazek

Przy niewielkim rynku stoi gotycki kościół ewangelicki z XIV wieku. To charakterystyczna cecha siedmiogrodzkich miejscowości: świątynia mniejszości znajduje się w centrum i praktycznie nie jest używana, natomiast cerkwie musiano wybudować gdzieś na uboczu. Bardzo rzadko się jednak zdarzało, aby kościoły poniemieckie lub powęgierskie były przejmowane przez Rumunów.
Obrazek

Największą atrakcją jest zamek chłopski. Widoczny z daleka, w nocy podświetlony, z napisem a'la Hollywood. Taki sam jest w Braszowie. Napis, nie zamek.
Obrazek

Można do niego dostać się kolejką, ale nogi mamy zdrowe, więc wchodzimy piechotką zygzakowatymi schodkami oszczędzając 10 lei. To prawie tyle ile bilet wstępu na zamek, który jest o dwa leje droższy.
Obrazek
21monika
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2918
Dołączył(a): 25.04.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) 21monika » 28.09.2016 21:44

Jak zauważyłam jesteś fanem motoryzacji. Opis komunikacji miejskiej BRAWO 8O
Hercklekot
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1270
Dołączył(a): 23.10.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) Hercklekot » 28.09.2016 23:26

Pierona, to są te klimaty i kontrasty - kicz, obsrane kible, cudowne krajobrazy, krzywe słupy i płoty (za to jaskrawo pomalowane), krowy na drodze... Normalnie Stasiuk z Kapuścińskim :twisted: .
Nie wiem czy czytałeś kiedyś "Żądło Genowefy" Meissnera, bo od razu te opisy Mołdawii i Rumunii mi się skojarzyły z tymi z książki (tam były trochę inne miejsca i lata II wojny ale śmiałem się tak samo...).
Passus :
"Kontrola dokumentów poszła szybko. Podchodzi celnik.
- Jest alkohol?
- Wino.
- Wino to nie alkohol. Wódka?"
przechodzi do mojej subiektywnej forumowej klasyki... :mrgreen:

Dziękujemy za to co do tej pory, czekamy na dalsze peregrynacje i przygody!
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe

cron
Nad Cisą, Prutem i Dunajem (HUN, ROM, MOL, SRB) - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone