Rano na kempingu zjawiają się właściciele. Sympatyczna kobieta poleca nam wizytę w muzeum-więzieniu, lecz nie mamy na to czasu. Jednocześnie odradza drogę górską przez Borsę i przełęcz Prislop. Szkoda auta i czasu. Wiedziałem, iż ta trasa jest kiepska, ale skoro nawet autochtoni sugerują aby dać sobie z nią spokój to postanawiam skorzystać z tej rady i pojechać naokoło w lepszych warunkach.
W Syhocie robimy zakupy w sklepie przypominającym z wyglądu i zaopatrzenia nasze z początków lat 90. i obieramy za cel dolinę rzeki Izy. Można w niej podziwiać kilka drewnianych cerkwi w stylu marmaroskim, czyli drewnianych, wąskich z wysokimi wieżami. Z powodu izolacji od innych prowincji austriackich tutejsi rzemieślnicy tworzyli głównie w drewnie, gdyż sztuka murowana jeszcze rzadko docierała. Styl cerkwi uznawany jest dziś za autentyczną, ludową sztukę Rumunii (choć nie zawsze budowali ją Rumunii) i był często kopiowany w XX wieku. Pierwsza ze świątyń stoi nad wioską Bârsana (Barcánfalva). Wybudowana w 1720 roku wpisana jest na listę UNESCO razem z siedmioma innymi.
Drzwi do wewnątrz są zamknięte, lecz przynajmniej możemy w spokoju pochodzić po zdziczałym ogrodzie. Oprócz nas kręci się tutaj grupka z polskiego wozu - obywateli RP będziemy spotykać w Rumunii jeszcze dość często.
Z drugiej strony wioski pielgrzymów i turystów przyciąga monastyr Bârsana, co widać już po zawalonym parkingu. Monastyr często jest opisywany mylnie jako cerkiew z listy UNESCO, podczas gdy prawdopodobnie rozpoczęto jego budowę na początku lat 90. Tak przynajmniej pisało na umieszczonych tam tablicach, przewodniku i w internecie, choć nie brakuje też źródeł, które twierdzą, że cerkiew powstała już w XVIII wieku.
Nawet jeśli to zabudowania ją otaczające są nowe, widać to na pierwszy rzut oka, zresztą nowe budynki są nadal wznoszone. Ogólnie wygląda to jak rumuńska wersja Lichenia, tyle, że ładniejsza.
Ciekawe wnętrza cerkwi monastyrskiej.
Kolejne cerkwie na listę UNESCO wpisane nie są, ale z zewnątrz prezentują się niemal identycznie. Ciekawe co powodowało, że wpisano jeden obiekt, a drugiego nie?
W wiosce Rozavlea (Rozavlya) cmentarz ze świątynią mieści się tuż przy drodze. Już w bramie młody facet informuje nas, iż cerkiew jest w renowacji i można ją oglądać tylko z zewnątrz. No dobrze, niech i tak będzie. Kręci się tutaj trochę ludzi.
Kiedy jednak podchodzę do drzwi konserwatorka sugeruje rumuńskim turystom, że mogą wejść do środka. To ja też wchodzę, cykam jedno zdjęcie malowideł i już mam na karku człowieka z bramy.
- Przecież mówiłem, że nie można wchodzić - w jego głosie nie ma jednak złości. Normalnie wstęp jest płatny, a teraz nie może nam sprzedać biletu bo cerkiew oficjalnie nieczynna i to stanowiło problem. Musiałem jednak wyjść na zewnątrz .
Sielskie widoki po bokach drogi.
Bogdan Vodă (Izakonyha) posiada kilka cerkwi - paskudne nowe i drewnianą z 1718 roku. Tą okrążam zupełnie sam.
Ostatnią cerkiewkę widzimy w Dragomirești (Dragomerfalva). To chyba jednak współczesna kopia, gdyż oryginał przeniesiono do skansenu w Bukareszcie, który zwiedzaliśmy zresztą w 2009 roku.
Jak już pisałem - zamiast na przełęcz Prislop kierujemy się w inną stronę; na południe przez przełęcz Setref. O 600 metrów niższa i choć asfalt nie jest rewelacyjny to można po nim normalnie jechać. Większym problemem są zawalidrogi i ciężarówki które trudno wyminąć na krętej szosie pod górę.
Przełęcz oddziela od siebie góry Țibleș i Rodniańskie, ale także jest granicą Maramureszu i Siedmiogrodu. Kierowcy symbolicznie przejeżdżają przez wielką bramę, będącą większą wersją tych widzianych na ulicach.
W Siedmiogrodzie będziemy jednak dość krótko, gdyż naszym kolejnym celem jest rumuńska część Mołdawii...