kaeres napisał(a):+ zachmurzonej pogody to lekkość zwiedzania.
- zachmurzonej pogody to brak ferii barw wody.
Niestety, coś za coś
ODCINEK 4 – 25.06.2018 (poniedziałek) – DOJAZD DO IVAN DOLACJak już wspomniałam w poprzednim odcinku, navigacja wskazywała nam, że dojedziemy do Splitu równo o 14.30. Było zatem trochę nerwówki, bo o tej właśnie godzinie odpływa prom do Stari Gradu.
Jedziemy więc dość szybko, ale zanim dojechaliśmy do autostrady, podziwiamy widoki z trasy, którą jedziemy pierwszy raz:
Moja ulubiona góra na trasie do Cro:
I jesteśmy na znanej już nam bardzo dobrze autostradzie:
Tutaj tempo znacznie przyspieszamy i za chwilę mijamy pomiar temperatury przed tunelem Sveti Rok:
Sam tunel:
I wjeżdżamy w mój ulubiony świat, gdzie niestety temperatura nas niemiło zaskakuje:
Okazuje się, że jest o stopień niższa niż przed tunelem! O co
kaman?
se myślę. Jak to?
Ale po minięciu kilku charakterystycznych punktów na trasie:
Okazuje się, że im bliżej wybrzeża, tym temperatura staje się wyższa i w Splicie jest już coś około 26 stopni.
Z daleka widać już miasto:
Spoglądamy na twierdzę Klis:
I szybko jedziemy w stronę portu. Okazało się, że mknąc po chorwackiej autostradzie, udało nam się zaoszczędzić trochę czasu i o 14.10 meldujemy się przy budce Jadroliniji. Szybki zakup biletów i zaraz wjeżdżamy na Tina Ujevića:
Niestety tylko takie zdjęcie pstryknęłam szybko, żeby nie zapomnieć nazwy promu. Trochę się bałam, że będzie kolejka i się nie zmieścimy, ale kolejny raz potwierdza się teza, że wakacje przed głównym sezonem są korzystne
Mimo, że to już końcówka czerwca...
Parkujemy nasze auto:
Policija również z nami płynie:
Biegnę szybko na górny pokład, żeby zobaczyć ten widok:
Z drugiej strony spoglądam w kierunku Riviery Makarskiej:
Mam do niej ogromny sentyment.
Wiem, że jest bardzo zaludniona, ale kiedyś planuje tam wrócić do jakiejś mniejszej miejscowości, ale koniecznie z możliwością wynajmu motorówek. Jest tam szereg maleńkich plaż, na których można znaleźć ciszę i spokój.
Obrzeża Splitu:
I nasz CROpelkowy plecak:
Kupując w tym roku nową magnetyczną naklejkę, tę powyżej dostałam gratis, więc przykleiłam na plecak. Nosiliśmy go zawsze ze sobą podczas urlopu, bo jest termoizolacyjny , więc wrzucaliśmy do niego zamrożony wkład chłodzący i przez cały pobyt na plaży napoje były chłodne. Przypłaciłam to bólem gardła ostatniego dnia, ale o tym później…
A na promie, jak na promie:
Wyspa Brač z latarnią:
Córce włosy rozwiewa:
Wyspa Šolta (chyba się nie mylę?):
Żaglówki leniwie przepływają koło nas:
Dzieciakom trochę się zaczyna nudzić na promie:
Ale już niedaleko - Hvar już mamy na wyciągnięcie ręki:
By po chwili zacumować przy brzegu:
Nasza CROpelka jeszcze raz:
WITAJ HVARZE! Początkowa droga, jak wiadomo, ok:
Ale już niedaleko:
Mijamy Jelsę
:
I tu zaczynamy przeżywać lekki szok
. Wiedziałam, że będzie wąsko, wiedziałam, że będą zakręty i wiedziałam, że ciężko minąć się z innym autem, ale żeby aż tak????
Teraz już po kilku przekroczeniach tunelu, wiem, że wcale tak strasznie było, ale wiecie jak to jest za pierwszym razem. Trochę obawy o auto było.
Mąż się bał, że jakiś wariat nie zachowa szczególnej ostrożności i w nas wjedzie, albo przynajmniej obrysuje lakier… Oczywiście sam tunel, to pestka, ale to Pitve troszkę gorsze. Jeszcze w lekkim szoku pstrykam jakąś fotę gdzieś za tunelem:
Tutaj już jedzie się całkiem nieźle. Droga oczywiście nie jest zbyt szeroka, ale w mijance nie ma żadnego problemu.
Samo Ivan Dolac również dość wąskie, ale bez tragedii. O godzinie 17 meldujemy się pod apartmanem. Od razu wychodzą do nas gospodarze. Zaprowadzają do apartmanu. Samochód póki co, stoi pod wejściem do restauracji Slavinka, którą mamy pod sobą i tak też nazywają się nasze apartamenty, ale po wypakowaniu bagaży mąż wjeżdża na parking za domem. Okazuje się, że wjazd na milimetry dosłownie. Mniej sprawny kierowca mógłby sobie nie poradzić, ale na szczęście mój mąż wjeżdżał i wyjeżdżał stamtąd bezbłędnie
Co do apartamentu – napiszę teraz, bo później mogę zapomnieć. Stwierdziłam, że troszkę zbyt mało miejsca. Celowo rezerwowałam 2+1, bo dla córci miałam łóżeczko turystyczne, ale jak je rozstawiliśmy, to okazało się, że bardzo mało miejsca zostaje. Trudno, jakoś będziemy je mijać. Trochę chciałam zaoszczędzić, ale teraz już wiem, że na przyszły rok trzeba będzie 2+2 rezerwować. W apartamencie trochę było mało szafek na rzeczy i zagrzybiona klima, której nie włączaliśmy zatem. Najgorszą rzeczą jednak podczas pobytu okazała się plaga komarów. W nocy chciały nas zeżreć dosłownie. Pierwszy raz się spotkałam z komarami w Cro.
Maja – właścicielka Slavinki mówiła, że w tym roku gmina nie spryskała wybrzeża przeciwko komarom, podobno z braku środków.
W momencie kiedy ja rozpakowuję klamoty, mąż idzie kupić winko aż do „Jadranki” – tak nazywałam tą „główną” drogę pomiędzy Swiętą Niedzielą a Zavalą.
Po rozpakowaniu bagaży siadamy w końcu na tarasie z lampką w ręku tego winka:
Wino pycha, było naszym numerem jeden podczas całego wyjazdu.
Pstrykamy trochę fotek z tarasu:
Tutaj widać kawałek głównej plaży w ID:
Stwierdzamy, że idziemy na spacer. Dzieciaki oczywiście jedzą kugle. Jest to jedyne stoisko z lodami we wsi, przy barze Big Blue, po 8 kun za kuglę.
Siadamy też chwilkę w restauracji Slavinka, gdzie mąż przez chwilę ogląda mecz. Próbujemy piwko – pierwsze Karlovacko w tym roku:
Dzieciaki też mają tutaj raj:
Generalnie w środku restauracja nie istnieje, bo stoliki są poskładane, jest tylko jakaś kanapa dla pracowników i właścicieli, kącik dla dzieci, stół do gry bilard i telewizor. Stoliki są rozstawione na tarasie restauracji i tam podają jedzenie.
Ten przyprószony siwizną pan na zdjęciu poniżej, to chyba senior rodziny i ojciec naszego gospodarza:
I tak mija nam pierwsze popołudnie na Hvarze. Po dniu pełnym emocji grzecznie kładziemy się do łóżek. Jutro pierwszy pełny dzień na wyspie