ODCINEK 1 – 24. 06. 2018 (niedziela) – DOJAZD DO JEZIOR PLITWICKICHW końcu nadszedł TEN dzień! W tym roku pierwszy raz wyruszyliśmy do Cro już w czerwcu. Zawsze to był wrzesień lub końcówka sierpnia, a teraz jakoś tak się wszystko szybko potoczyło, że w czerwcu już byliśmy w Cro. W podsumowaniu napiszę, który okres dla nas jest lepszy i dlaczego
Nie mogę w pierwszym poście pominąć kwestii auta, które w tym roku miało nas zawieźć na upragniony urlop… Jeszcze 3 tygodnie przed wyjazdem nie mieliśmy samochodu, który byłby odpowiedni na taką podróż. Mój mąż, dodatkowo, oprócz pracy na etacie, zajmuje się sprzedażą aut, więc zawsze jakieś w domu jest, ale nadające się tylko do jazdy „koło domu”.
Ja memu małżonkowi już od stycznia, kiedy tylko zarezerwowałam apartamenty, trułam za tyłkiem, żeby jakieś auto kupił PORZĄDNE, bo przecież tymi „gratami” to my w życiu do Chorwacji się nie dotarabanimy… On oczywiście twierdził, że ma czas…
I tak sobie zleciało do czerwca, a my nadal bez auta. Byliśmy więc przekonani, że weźmiemy auto mojej mamy, bo sprawdzone i wygodne. W maju przejechałam nim 1000 kilometrów w jedną stronę, pochwalę się, że sama prowadziłam, a siostra i szwagierka jako pasażerki. Przede mną, co prawda, jechał bardziej doświadczony kierowca, którego dzielnie goniłam.
No, ale dokładnie 2 tygodnie przed wyjazdem mój małżonek zakupił auto. Fajnie
se myśle, nie jest to nowe auto, bo 4-ro letnie, nie sprawdzone przez nas, jakaś masakra… Mąż oczywiście posprawdzał co trzeba i co trzeba powymieniał, kupiliśmy jakiegoś rozszerzonego assistanca i pojechaliśmy…
Od razu uprzedzam, że auto nas zawiozło i przywiozło z Cro bez problemowo, poza małym „straszkiem” który okazał się niczym poważnym.
Autol zapakowaliśmy już dzień wcześniej. Rano tylko fotka bagażnika
Naklejka na swoim miejscu:
Dzieci są?
Są
To jedziemy…
Zaczęłam czytać książkę…
Ale wiecie jak to jest… Emocje nie pozwalają się skupić. Myślę już wyłącznie o wakacjach i o tym co mnie czeka… Wzięłam ze sobą 5 książek i wiecie co?
Tą Bondę skończyłam dopiero w drodze powrotnej… Masakra. Nie miałam czasu na czytanie, bo z maluchami najczęściej siedzieliśmy w wodzie, lub spędzaliśmy czas na jakichś innych zabawach.
Miałam ze sobą Jo Nesbo „Pragnienie”. Pamiętam jak Maslinka czytała ją w Cro w którejś z jej relacji, więc skoro ją miałam w domu, to stwierdziłam, że i ja ją w Cro przeczytam. No, niestety nie zdążyłam. Może doczeka do przyszłego roku
Granicę z Czechami przekroczyliśmy o godzinie 8.50:
Początkowo zapomnieliśmy o winiecie, więc spadliśmy w lekki popłoch, ale szybko stanęliśmy na cpn. Pierwszy – jakaś zapyziała dziurka, gdzie nie można płacić kartą, no to ciemna
doopa, by my koron nie mamy. Na drugim skończyły się winiety, ale koleś powiada, że do Ostravy autostrada bezpłatna. Prawda to? Wiecie coś na ten temat?
Na trzeciej stacji w końcu kupujemy winietę. Bierzemy od razu na Austrię.
Kilka fotek z Czech:
Jak widać, pogoda idealna do jazdy – brak ostrego słońca i deszczu. Jechało się nadzwyczaj dobrze.
Na przejściu granicznym z Austrią byliśmy o godz. 12.50.
Kilka fotek z tego kraju:
Wjeżdżamy już do Murecka, bo oczywiście Słowenię mijamy objazdem:
I już jesteśmy na moście:
By po chwili wjechać na terytorium Słowenii:
Tu już ciekawiej i więcej słońca:
Mają i oni swoją Rogoznicę, szkoda tylko, że nie ma tam Jadranu…
Ale przyjemnie też jest:
Krótki odcinek i oto wjeżdżamy do upragnionej Chorwacji:
Cały rok na to czekałam…
Na autostradzie kilometry szybko lecą, bo pierwszy nocleg mamy przy Jeziorach Plitwickich
Mijamy Rastoke – trochę żałuję, że nie mieliśmy czasu zatrzymać się tam:
Była już godzina 19.30, a o 20 Polska grała mecz na mistrzostwach świata. Oczywiście jaki był wynik każdy wie, więc stwierdziliśmy, że lepiej było zostać w tym Rostoke niż gapić się na ten beznadziejny mecz…
Spaliśmy w miejscowości Smoljanac 19e – Guesthouse Andija. Rezerwowałam szybko przez Booking i okazało się, że miejsce bardzo fajne. Pokój sam w sobie niczego nam, co prawda, nie urwał, ale schludnie i czysto. Na jedną noc nam w zupełności wystarczyło:
Wspomniany mecz:
Wokół posesji bardzo ładnie, wszystko zadbane i czyściutkie. Jest sporo atrakcji dla dzieciaków: trampolina, huśtawki, rowerki, zabawki, ale i dla dorosłych coś się znajdzie: hamak, leżaki, altana z grillem. To wszystko za jedyne 45 euro. Bardzo polecam:
Widok z balkonu również bardzo przyjemny:
Mecz się skończył, a my z mężem po piwku i spać, bo jutro Plitwickie zamierzamy zwiedzać już od bardzo wczesnych godzin porannych (oczywiście jeśli chodzi o wakacje, bo kto to widział wstać o 7 na wakacjach?
), wszak jeszcze nas czeka dojazd na wybrzeże…