ODCINEK 8 – 27.06.2018 (środa) – PLAŻA GAŽISchodząc z góry, pomyślałam, że zobaczę jak wygląda dojście do plaży Gaži. Czytałam u jednego z forumowych kolegów, że ostatnie 200 metrów trzeba przejść po skałach. Chciałam zobaczyć jak te skały wyglądają i czy moja 2,5 latka da radę.
Zanim jednak dojdę do plaży trochę błądzę po Ivan Dolac. Skręcam w jedną z bocznych dróg prowadzącą do apartamentów:
Stąd widok również dość fajny mają na morze:
Kolejny stary "grat”:
Taczki kreatywnie wykorzystane:
Dla syna fotografuję starą łódkę:
Ciekawa ozdoba pomiędzy oknami:
Focę również apartamentowiec, do którego wjazd jest z „Jadranki”. To taki jeden „wypasiony” przy tej głównej trasie. Niestety nie pamiętam jego nazwy:
Dalej spaceruję tak na „czuja” i natrafiam w końcu na skodę M@rka:
Pisał mi w sms, że już nas „upolował” pod Slavinką, więc i ja nie pozostaję dłużna
Dalej kieruję się w stronę campu Paklina:
I tuż przed nim wychodzę na deptak. Dziś plaża przy campingu zupełnie pusta:
Mijam wszystkie plaże. Campingową, tą ostatnią przed FKK i FKK. Skały niedostępne do plażowania również mijam:
Na końcu deptaku:
Jest wylany z asfaltu jakby jakiś „zjazd” do wody:
Mam tylko takie zdjęcie z samowyzwalacza, ale zastanawiam się czemu ma służyć ten „zjazd, skoro zaraz za nim są skały, więc wodowanie tutaj np. jakiegoś sprzętu do pływania nie ma najmniejszego sensu:
Chwilę odpoczywam i idę dalej. Deptak przeistacza się w ścieżkę. Początkowo bardzo wygodną:
Która prowadzi do tej winnicy:
Niestety za tą winnicą trasa przebiega wyłącznie po skałkach:
Na zdjęciu nie wyglądają one jakoś strasznie, ale w rzeczywistości są dość uciążliwe. Myślę, że mój 6-cio latek dałby radę, ale z 2,5 latką raczej bym się tutaj nie wybrała. Okazuje się, że w niektórych miejscach muszę się podpierać rękoma, więc chowam aparat do torby plażowej.
W ogóle, to moja lustrzanka bardzo mi w tym roku przeszkadzała. Chodzi tutaj o gabaryty. Chyba potrzebuję jakiejś lepszej małej „małpki”, którą bez problemu włożę do kieszeni i która będzie robiła piękne zdjęcia. Moja lustrzanka nie dość, że wielka, to jeszcze jedna ze starszych już tej marki, więc zdjęcia i tak kiepskie robi…
W końcu dochodzę do plaży Gaži:
Obowiązkowe selfie:
Na zdjęciu widać, jakby zejście do samej plaży było bardzo łatwe. W rzeczywistości natomiast to jakiś metr w dół, lub nawet więcej, dlatego ja nie stawiam stopy na żwirze, bo boję się o moją torbę z aparatem i obiektywem dodatkowym, oraz o to, żeby się nie poobijać lub poobdzierać. Siadam chwilkę na skałach i chłonę ciszę i spokój.
Po paru minutach zarządzam oczywiście powrót, bo gdzież bym mogła iść dalej? Plaża mała i kameralna. Jak kiedyś wrócę do Ivan Dolac ze starszymi dziećmi, to z pewnością powtórzymy spacerek
Te same skały przede mną:
Trzeba na nich uważać, bo czasem większe głazy są ruchome, a po wcześniejszym deszczu nazbierało się w zagłębieniach nieco wody, na której bardzo łatwo jest się poślizgnąć.
Na szczęście bez problemu dochodzę znów do wygodnej ścieżki:
Mijam małą pinię:
Plażę – tę między campem Paklina, a FKK:
No i w końcu jest rondo przed „naszą” Slavinką:
W „domu” okazuje się, że wszyscy się dobrze bawią:
Mała układa swoje ulubione puzzle, starszak z tatą rozwiązują jakieś rebusy.
Godzina jest dość wczesna, więc zbieramy się wszyscy idziemy na taką mini plażyczkę, która znajduje się kawałeczek drogi w lewo od „naszego” ronda, a jeszcze przed plażą campingową. Mieliśmy nadzieję, że będziemy tam sami, ale jakaś polska rodzina urządziła sobie zabawę w zbijanie kamyków ustawionych na tym wielkim głazie po środku. Bardzo nam się ta zabawa spodobała i też ją wprowadzimy w życie za kilka dni:
Ktoś w bardzo dogodnym miejscu rozłożył sobie hamak:
Siadamy na ławce koło tej mini plażyczki, a dzieciaki chcą na karimacie posiedzieć na deptaku, żeby pobawić się wygodnie samochodzikami:
Zbieramy się do domu, żeby skorzystać z grilla na tylnym tarasie:
Podglądamy jak matka gospodarza rozwiesza pranie z tyłu domu:
A to auto gospodarza:
Chyba robocze, bo załadowane sprzętem do prac budowlanych. Ogólnie Petar – właściciel, był na miejscu codziennie, bo razem z bratem remontowali jakieś apartmany w niższej części budynku. Natomiast Maja – jego żona była troszkę rzadziej, bo mają małego synka, około pół roku miał podczas naszego pobytu. Maja dość dobrze umie język angielski, więc bez problemu można się z nią porozumieć. Petar troszkę gorzej, ale też nie jest źle.
Koło auta ułożone są drewna, które Petar pozwala brać do palenia na grillu. My oczywiście nie mieliśmy ze sobą żadnego węgla grillowego ani nic z tych rzeczy, więc z chęcią skorzystaliśmy z drewna gospodarza
Oczywiście do grilla wypiliśmy po lampce Bogdanušy
:
Zanim jedzonko się ugrillowało, to słońce już zaszło, ale w takich okolicznościach miło było zjeść i dopić winko:
I ten pięciomasztowiec:
Nie wiem czy to jest ten sam który widzieliśmy w
RovinjAle zdaje się, że tak.
A jutro w końcu ruszamy tyłki i jedziemy na północną stronę wyspy