ODCINEK 5 – 26.06.2018 (wtorek) – PIERWSZY DZIEŃ No cóż... Właśnie tego pierwszego dnia na wyspie obchodzę swoje urodziny… oczywiscie osiemnaste
Miło było spędzić ten dzień właśnie na Hvarze. Nic szczególnego co prawda nie planujemy na ten dzień, bo to pierwszy na wyspie, a z reguły zawsze pierwsze 2 dni spędzamy nie odpalając auta, ale plażowanie i mały rekonesans miejscowości będzie
Wstaję o 8.30 i od razu biegnę na taras. Niestety okazuje się, że jest tylko 19 stopni i niebo zasnute chmurami. Ładnie, myślę sobie! Jedziemy taki kawał, płyniemy promem, jesteśmy na najbardziej słonecznej wyspie w Cro, a tu taki psikus.
Na szczęście około 10 wychodzi słońce:
Vis słabo widoczny, a ponoć dopiero co przeszła Bora, o której następstwach jeszcze się dziś przekonamy…
Zawsze po tych chorwackich burach widoczność raczej się poprawia, ale trudno, w następnych dniach będzie lepiej
Z drugiej strony trochę lepiej widoczna wyspa Šćedro, a za nią majaczy Korčula:
Rondo przed naszą Slavinką:
Jak wjedziecie do Ivan Dolac i zjedziecie „główną” drogą przez wieś w dół, to bez problemu można na samym końcu, właśnie przed Slavinką, zawrócić i dojechać znów do „Jadranki”
Ogarniamy jakieś szybkie śniadanko i idziemy plażować. Dziś nie wymyślamy i udajemy się na najbliższą nam plażę w klapkach i z tobołami dziecięcymi. W końcu po coś znajdujemy się w apartmanie przy samej plaży. Pogoda też nie jest zbyt pewna, więc idziemy najpierw wybadać teren. Dziś plażujących było naprawdę mało. Dlaczego tak było zaraz wyjaśnię, ale w kolejnych dniach na tej głównej plaży wczasowiczów zdecydowanie przybędzie.
Niestety okazuje się, że woda jest bardzo „rześka”. To właśnie przez szalejącą niedawno borę. Starszy syn mógłby z wody nie wychodzić, dopóki nie zsiwieje z zimna, ale córcia w tych tematach jest już bardziej wymagająca i bawi się zabawkami na brzegu:
W Jadranie też jakoś pusto, mimo plażowania na głównej plaży:
Nieliczni „supują”:
Ja pstrykam dzieciakom pierwsze wakacyjne foty:
Wyczytałam oczywiście na forum, że dobrym patentem na wczasach w Cro z dzieciakami jest zabranie farb plakatowych i malowanie kamyków. U nas sprawdziło się to idealnie. Już właśnie tego pierwszego dnia temat został wypróbowany. Dzieci były zachwycone. Pomijam fakt, że do tej pory mat plażowych nie mogę doczyścić z tych farb, ale co tam, najważniejsze, że dzieci szczęśliwe
Dostałam pierwszy prezent tego dnia od mojego syna i chyba najcudowniejszy tego dnia
:
Sam znalazł kamień w kształcie podobnym do serca i pomalował je dla mnie na czerwono
. Do tej pory oczywiście go zachowałam i ustawiłam w widocznym miejscu. Piękna pamiątka urodzin i wakacji na Hvarze
Kiedy mąż ze starszakiem „buszuje” w wodzie, a córcia ładuje kamienie do wiaderka, ja mam chwilę dla siebie, żeby trochę nadrobić zapiski w moich „pamiętnikach z wakacji”:
Oraz na poczytanie książki:
Jak już wspomniałam, doczytałam ją dopiero w drodze powrotnej. A w sumie sporo czytałam na plaży, ale było też wiele innych , ciekawszych zajęć
Ten kajak:
Był rodziny z Polski. W ogóle to tego dnia byłam w szoku, bo jakieś 70 % plażowiczów to byli Polacy. Pierwszy raz aż tylu rodaków widziałam w jednym miejscu na plaży i to tak w sumie niewielkim jak Ivan Dolac i to jeszcze na wyspie. Na kempingach (byliśmy 3 razy w domkach) zazwyczaj przeważali Austriacy i Niemcy, na Makarskiej Rivierze towarzystwo mocno zmieszane, a tutaj większość Polaków. Nie mam nic w sumie do rodaków w Cro, dopóki zachowują się ok. Trochę już powoli zaciera się ten mit Polaka imprezowicza, pijaka itp. Itd., ale nadal się tacy trafiają, o czym się przekonamy za kilka dni.
Trochę już mi się nie chce leżeć, więc wstaję i idę sfotografować nasze miejsce plażingu:
Tak, wiem ludzi sporo, ale uwierzcie mi, że to nic w porównaniu z tym co będzie działo się później. Na pierwszym planie miejscu kultu moich dzieci. Nic tak się nie liczyło wieczorem jak pójście na ten minimalistyczny plac zabaw. Z boku jeszcze były 2 huśtawki.
Tutaj na zbliżeniu nasza Slavinka:
Około 13.30 zbieramy się coś zjeść. Po jedzonku kawka na tarasie smakuje wybornie:
Mąż sobie przypomina, że przecież zostało nam wino z wczoraj, więc celebrujemy moje urodziny popijając ten pyszny trunek. Już pisałam, że bardzo nam smakowało to winko, ale w dniu urdzin było najlepsze
Po toaście stwierdzamy, że poplażujemy na kolejnej plaży w stronę Świętej Niedzieli, czyli na tej bardziej na zachód:
Okazuje się, że na tej plaży jesteśmy tylko my i dość pokaźna rodzina ze śląska.
Nasz majdan:
Nasze plażowanie jednak nie trwa długo, bo po pierwsze – znów zrobiło się pochmurnie, a po drugie – syn uderza kolanem o dno morskie i zrywa niezgojonego do końca strupa z kolana. Syn jest totalnym panikarzem i gdy widzi krew płacze i nie da sobie obejrzeć kolana. Po chwili na szczęście się uspokaja i pokazuje kolano. Okazuje się, że w ranie utkwiły 2 maleńkie kamyczki. Kolejna panika. Chwytam wtedy szybko jego kolano i na siłę kamyki wyciągam. Płaczu sporo, ale i rana „czysta”. Zbieramy się szybko, żeby odkazić kolanko.
W „domu” sytuacja szybko zostaje opanowana i wieczorkiem idziemy na spacer w kierunku campu Paklina. Szybki look na plażę:
Jeszcze trochę ludzi plażuje.
Sesja zdjęciowa musi być:
Deptak jest całkiem wygodny. Niemal przez całą wioskę można z wózkiem dziecięcym przejechać. Jak już pisałam, my naszego nie wzięliśmy, czego żałowałam, więc bardzo często małą musieliśmy nosić na rękach.
Linia brzegowa tutaj dość ciężko dostępna:
Zejście z któregoś z apartamentów w pierwszej linii:
Dużo osób dorosłych plażowało na półkach skalnych z wejściem do wody po drabinkach:
Dochodzimy do plaży przy campie Paklina:
Oczywiście mała u mamusi na rękach:
Niektóre miejsca całkowicie nie nadawały się do plażowania, nawet dla dorosłych:
Widok w stronę gór:
Jednym z kryteriów, którymi kieruję się przy wyborze miejscowości jest widok na góry. Lubię wejść do wody i trochę się na te góry pogapić. To taka trochę namiastka Makarskiej Riviery
Idziemy dalej:
Dochodzimy do kolejnej plaży, na której często plażował M@rek z rodziną:
Idziemy jeszcze kawałek dalej i docieramy do plaży golasków. Zarządzamy więc odwrót. Słońce zaczyna zachodzić:
Wejsćie do apartamentów Arpina:
Slavinka od frontu:
Nasz apartament to ten na samej górze w samym środku.
Obowiązkowy punkt wieczoru:
Wracamy do apartamna i raczymy się z mężem lekkim drinkiem wznosząc toast za moje urodziny
Oczywiście pstrykam kilka fotek z tarasu:
I tak zakończył się nasz pierwszy dzień w Ivan Dolac. A jutro pogorszenie pogody
…