To już koniec. Następnego ranka Old Chicken Line zabiera nas z Pekinu do Moskwy i dalej do Warszawy.
Na koniec mogę dodać, że Chiny to taki ciekawy kraj gdzie więcej pieczątek wbili mi do paszportu przy wyjeździe niż przy wjeździe. A kontrola bagażu na lotnisku w Pekinie to wydarzenie zaiste niezapomniane (dość powiedzieć, że znajomi z bagażu musieli wyciągnąć m.in. najzwyklejsze zapalniczki…).
To była podróż gdzie droga była naszym celem dlatego wszystkie odwiedzane atrakcje były raczej po łebkach i mamy tego świadomość. Ale przy takim założeniu i takim ograniczeniu czasowym nie da się inaczej. Mówi się trudno – gdzie niegdzie na pewno jeszcze wrócimy, gdzie indziej bardzo chcielibyśmy wrócić ale czy się uda życie pokaże.
Na pewno inaczej spojrzeliśmy na kierunki wschodnie (co miało swój wyraz już w kolejnych wakacjach a pewnie będzie miało jeszcze nie raz). Jest inaczej ale jakże ciekawie .
O tym dlaczego forma wyjazdu była zorganizowana już pisałam ale mam nadzieję, że to już ostatni tak zorganizowany wyjazd w moim życiu. No nie na moje zdrowie to jest . Przy siódmym wykładzie o wymianie mongolskich tugrików na chińskie juany myślałam, że padnę ale może są ludzie, którzy tego potrzebują. Z tym doświadczeniem, które mam myślę, że spokojnie dalibyśmy radę w formie „pół-zorganizowanej” tzn., że zleceniu biuru zakupu biletów, rezerwacji noclegów i transferów ale zwiedzanie już we własnym zakresie.
Dziękuję wszystkim za uwagę i konstruktywne wtręty, szczególnie w zakresie Moskwy.
Pozdrawiam,
A.