Klimatyczny MikulovWstajemy o 6 rano i robimy błyskawiczny wymarsz z naszego klaustrofobicznego pokoiku..
W nocy trochę padało, niebo niestety zasnute jest chmurami, ale jest rześko i przyjemnie. Szkoda ,że nie ma słonecznej pogody - za każdym razem trafiam w Mikulovie na takie szare poranki, a bardzo chciałaby zobaczyć to miasteczko w pełnej krasie.
Gdy przyjeżdżamy tu na noclegi, zazwyczaj jest bardzo późno, ciemno i.. bezludnie. Gdy wyjeżdżamy - bardzo wcześnie rano, by dojechać do Splitu na prom - też nie ma nikogo na ulicach. Dlatego Mikulov jest dla mnie ciągle pewną zagadką, miejscem duchów i ewidentnie rzucającej się w oczy bogatej historii..
Położony na Morawach, na wzgórzach Palavy i zaraz przy granicy z Austrią Mikulov został miastem oficjalnie w 1410 roku - łatwo zapamiętać
Włodarzem w grodzie był wtedy ród Lichtensteinów - okazali się oni łaskawymi protektorami Żydów, którzy znaleźli tu schronienie po wypędzeniu ich z Wiednia przez któregoś tam Habsburga w 1421 roku. Później osiedlało się tam coraz więcej Żydów po kolejnych prześladowaniach na terenie całych Moraw. Wyznawcy judaizmu mieli jednak szczęście do Mikulova - kolejny "właściciel" miasta , książe von Dietrichstein również zapewnił im opiekę, a gmina żydowska zyskała na znaczeniu, by w końcu stać się największą na Morawach Mikulov był też siedzibą nabardziej znaczących rabinów.Pod rządami Dietrichsteinów mieli się dobrze, aczkolwiek byli nieustannie łupieni przez władze odgórne poprzez nakładane na ich podatki w celu uzyskania środków na poszczególne wojny, między innymi wojnę trzydziestoletną.
W roku 1938 mieszkało w Mikulovie około 500 Żydów. Około 110 zdążyło na czas ewakuować się za granicę, reszta nie przeżyła holocaustu...Po 1945 gmina żydowska przestała istnieć, a po naszych braciach starozakonnych pozostały synagoga i największy na Morawach żydowski cmentarz zwany Kirkutem.
Nie było mi dane ich zwiedzić - zarówno w nocy ,jak wczesnym ranem są one oczywiście zamknięte, ale zamieszczę dwie foty(te akurat z netu)
Urokliwe otoczenie Mikulova przywodzące na myśl Toskanię, bogata tradycja winiarska, jak też niesamowita ,senna atmosfera starych uliczek sprawia,że miasteczko to ciągle mnie intryguje..I pomyśleć,że gdy jeździłam do Cro za pierwszym, drugim i którymś tam razem mijałam je nieświadoma jego bogactwa, myśląc,że to przygraniczna miejscowość pełna hoteli i kasyn..
Fakt - nigdzie nie widziałam więcej hotelików i pensjonatów niż w Mikulovie...Mają one ciekawe nazwy, często właściciel ma też piwniczkę winną lub winiarnio - kawiarnię .Cóż - przecież to zagłębie winiarstwa zapoczątkowane przez...Rzymian..Dlaczego ci Rzymianie do nas nie dotarli? Przecież stamtąd mieli tak blisko
Morawska Toskania...( zdjęcia z netu)
Chcąc jednak zatrzymać się na nocleg trzeba uprzednio zarezerwować hotelik, bo mimo obłędnej ilości przybytków trudno jest o pokój, zwłaszcza kiedy przyjedzie się tu po 22giej. Raz wracając z Cro nie mieliśmy rezerwacji licząc na pokój w jednym z tej setki pensjonatów...Była 23cia , obeszliśmy desperacko kilkanaście ulic , niestety nikt nie otwierał drzwi - o tej porze właściciele lub recepcjoniści dawno śpią
Przypomina mi to Prowansję,gdzie po 18tej wszystkie oberże z noclegami są pozamykane i psy doopami szczekają..
To tyle tytułem wstępu z opisem..
Więc opuszczamy nasz obskurny pokoik i chcemy namierzyć gdzieś jakąś kawkę..Niestety, wszystko jest jeszcze pozamykane. Musimy opuścić też nasze miejsce parkingowe przed hotelikiem, toteż przestawiamy auto i ruszamy na krótki spacer.
Pierwsza rzecz jaka rzuca nam się w oczy to liczne przykłady współczesnej czeskiej myśli architektonicznej:
Łączą stare z nowym..
Z uliczki tej widać jedną z atrakcji Mikulova - Svaty Kopeček, czyli Świętą Górkę z kaplicami - ponoć barokowymi. Ponoć - bo oczywiście nie wspięłam się tam - z moim chorym kopytkiem nie chciałam ryzykować.Podobno warto - droga na szczyt to rezerwat przyrody, a z góry rozciąga się panorama Mikulova i okolic aż do Brna (przy dobrej pogodzie
- zdjęcie z Internetu
Na jednej z uroczych uliczek znajdujemy ciekawe miejsce..
Można tu wymienić się książką, a kartka nad pianinem mówi,że ktokolwiek ma ochotę, może zagrać
Ochotę to ja mam...,ale się wstydzę
Poza tym pora taka wczesna i cisza wokół..
Ale nawet ,gdybym się nie wstydziła, to instrument zamknięty za pomocą jakiejś kłódki
Lodziarnię już otwierają, ale ja chcę kawy
Inne miejsce kusi natomiast obietnicą,że to dobry rocznik - co z tego, jak zamknięte
Zaraz za wine barem widać renesansową kamienicę - jedną z atrakcji Rynku, do którego się zbliżamy...