WyjazdPo zapakowaniu tych wszystkich obcasów i lekarstw pozostał mi jeszcze wypad do Decathlonu, w celu zakupienia maski do snurkowania..
Jeśli ktoś jeszcze jej nie ma, to powinien koniecznie nabyć - komfort nieporównywalny z tradycyjną fajką, poza tym ,mimo,że widać trochę tych masek na chorwackich plażach, to jednak zawsze wywołuje się efekt WOW!! u współplażowiczów, co niesamowicie mnie bawi
Kolejna rzecz to prezenty dla znajomych i nieznajomych Chorwatów(będziemy przecież w nowych miejscach, na pewno poznamy nowych gospodarzy ). Stawiam na produkty regionalne : bursztyn, gdańskie złoto, czyli Goldwasser i piwka. Dorzucam dwa niewielkie albumy o Trójmieście dla wybranych..
Mąż od jakiegoś czasu marudzi,żebym mu kupiła na urodziny taką zabawkę do Chorwacji...
....ale to musi jeszcze poczekać
Właśnie się wykosztowałam na osprzętowanie ortopedyczne i lekarzy
Nadchodzi wyczekiwany 31 sierpnia.
Zostawiam sąsiadce moje 3 kanarki - samce śpiewające i rośliny pod opiekę, daję instrukcje co do tej opieki, sąsiadka z pobłażaniem kiwa głową i mówi ,żebym nie była taka neurotyczna, co się może złego przytrafić kanarkom przez 3 tygodnie...
Co? To się,niestety, okaże
Mąż robi wór kanapek na drogę - nie będziemy czasu marnować na długie postoje. Jak zwykle mam w planie wyjechać wcześnie - koło 9 rano, aby o godziwej porze dotrzeć do Mikulova na nocleg - wreszcie porządnie obejrzeć to miasteczko i przy kieliszku lokalnego wina oficjalnie rozpocząć wakacje.
I jak zwykle wyruszamy ...po 13tej
Ja pełna obaw ze względu na stan nogi - przecież nie wiem co mnie czeka, zwłaszcza na Visie, gdzie jest wprawdzie ambulatoryjna podstawowa opieka medyczna, ale kto wie, czy nie spotkam się z potrzebą przemieszczenia się do Splitu
A prom w obie strony ok 500PLN
A poza tym jak ja będę tam funkcjonować na tych koturnach
Jedziemy autostradą z Gdańska do Łodzi - nuda, panie - 3 h z tego połowa bez kibla i infrastruktury przydrożnej. Jest baaardzo gorąco - 31 - 32 stopnie, koło Łodzi wokół kostki zauważam powiększający się obrzęk, sięgam do lodówki turystycznej po zimną poduszeczkę żelową do okładów i....
Okłady zostały w zamrażarce w domu - jedna z najważniejszych rzeczy, poza obcasami oczywiście
Skazana jestem zatem na te puszki z piwem przez cały urlop, lub mokry ręcznik z zamrażalnika
Jesteśmy przed Katowicami, gdzie dzień chyli się ku zachodowi...Ostatnie chwile w ojczyźnie i ...w korku, który wstrzymuje nas na godzinę..
Koło 19 tej tankujemy i kupujemy winiety na ostatniej dużej stacji przed Republiką Czeską i mkniemy autostradą na Ostravę.Do Mikulova mamy około 3h, żegnajcie marzenia o winku na mikulovskim rynku - będzie za późno. A wieczór taki piękny i parny..
I wtedy dzwoni moja komórka - wyświetla się dziwny numer - dzwoni właściciel pensjonatu w Mikulovie.
Gdzie jesteście, o której będziecie?
Koło 23ej - odpowiadam.
Facet rzuca słuchawką - jeśli mogę tak określić wyłączenie komórki
Przy rezerwacji na booking.com zastrzegłam,że możemy być po 22giej, poza tym była informacja,że pensjonat pobiera 4 Euro za każdą godzinę niestawienia się po tym czasie - co akceptuję i wliczam w koszt.
Po 30min Czech znowu dzwoni _"Gdzie już jesteście?"
"W czarnej doopie - skąd mam wiedzieć, ciemno - gdzieś w okolicach rodzinnych Rumcajsa - Novy Jičin"
Koleś chyba zaklął po czesku - tak wywnioskowałam z tembru głosu i intonacji i znowu się rozłączył bez pożegnania..
O co kaman, co to za gbur - już nam gul skacze
Sytuacja powtarza się jeszcze co najmniej raz..Skumałam,że on tak z oszczędności niekonwencjonalnie kończy rozmowę
, w końcu dzwoni za granicę.
Dojeżdżamy wreszcie - jest za piętnaście 23cia - nie znam tego hoteliku, w poprzednim, który lubię nie było miejsc.
Boję się, że ten Jožin z Bažin na powitanie nas posieka
Na ganek wychodzi opasły wilk morski z wielkim brzuchem i brodą i bez słowa
pokazuje palcem gdzie mamy zaparkować. Po cichutku jak myszki stosujemy się do poleceń,po czym idziemy załatwić formalności..
Na parterze znajduje się recepcja i bar jednocześnie - wilk morski z kraju bez morza nalewa nam po kieliszku wiśniówki
Nadal bez słowa..
Zmiękczył nas tym gestem, więc coś tam bąkamy,że sorry, ale korki w Polsce itd..
I wtedy nie wytrzymał - pokazał nam ekran stojącego na barze kompa ,a na nim rezerwacje.
"Widzicie te czerwone pola? To są te odwołane lub te gdzie się po prostu nie stawili - same Polaki!" - grzmiał.
Faktycznie - na ekranie wielka czerwień i polskie nazwiska..No to już znamy przyczynę złego humoru Czecha.
Oczywiście były to odwołania bez konsekwencji - Czech nie mógł ściągnąć kasy z kart , nie dziwię się jego irytacji.
Wyłania się z zaplecza żona właściciela i sympatycznie zagaduje:
Dokąd jedziecie?
Do Chorwacji.
I wtedy na twarzy pani pojawił się rozanielony wyraz twarzy, po czym westchnęła:
ACH, JO....U NICH WSZISTKO DOBRE..
Najlepsza reklama Cro, jaką słyszałam - i to po czesku
Po wejściu do naszego pokoju doznaję szoku - nigdy nie spałam w tak małym pomieszczeniu
Z tego szoku zapomniałam zrobić zdjęć - a szkoda, bo nie jestem w stanie obrazowo oddać tych kuriozalnych warunków.Okienko w poddaszu wielkości zeszytu A4, skosy uniemożliwiają wyprost, drzwi do łazienki brak, bo nie otworzyłyby się w żadną stronę. Prysznic pociągnięty na pałąku od kranu nad umywalką, chcąc umyć nad nią zęby odkręciłam kran...i prysznić się włączył, shit
Jest upalnie i duszno - dostrzegam elektryczny wentylator, ufff, chociaż coś..Oczywiście,tak zakurzony,że po włączeniu go dostaję ataku jakiejś astmy
No cóż - pokoik ten kosztował tylko 34 EUR - to czego tu wymagać?
Zasypiam od razu - chcę wstać bardzo wcześnie i jednak przespacerować się po Mikulovie..