ŠkripŻegnamy Lovrečinę i kierując się drogowskazem na Śkrip jedziemy pod górkę do pierwszej stolicy wyspy i najstarszej osady zarazem. Spodziewam się klimatów podobnych do tych w Dolu...
Nie wiedząc gdzie skręcić , aby wjechać do jakiegoś "centrum" niechcący mijamy wioskę i pniemy się do góry, gdzie rozciągają się pola, winnice, gaje oliwne i trochę tzw. nieużytków.
Mam ochotę wysiąść na chwilę z auta i ogarnąć wzrokiem okolicę, co też czynię.
Jest tu niezwykle cicho, spokojnie, leniwie - po prostu rozkosznie.
Przez cały nasz krótki pobyt na Braču miałam nieodparte pragnienie, żeby zanurzyć się w takie gaje i uprawy, pospacerować bez celu wzdłuż kamiennych murków i chat, z których wyspa słynie, nawdychać się tej sielskości z dala od cywilizacji, ale nie udało się, bo mając tylko 4 dni trzeba było nieźle żonglować priorytetami
Teraz też nie mamy czasu ,żeby to marzenie zrealizować, bowiem do zachodu słońca zostały jakieś 4 godziny, potem będzie wieczór - nasz ostatni na tych wakacjach
Wracamy i odnajdujemy pierwszy lepszy wjazd do wioski, kluczymy wąskimi uliczkami...
...i wreszcie lądujemy w sercu Škripu gdzie witają nas sarkofagi z zapraszającymi do spoczynku (wiecznego?) ławeczkami...
...nieopodal których parkujemy. Te złożone ręce błagają chyba, żeby dalej już nie wjeżdżać...
Nie ma tu żywej duszy. Od razu wiem, że mi się tu bardzo spodoba
Z góry uprzedzam, że zwiedziliśmy wioskę w ekspresowym tempie
, toteż nic "odkrywczego" nie pokażę, daruję też sobie obszerne opisy.
W 1400 roku przed Chrystusem Škrip był illiryjską osadą otoczoną murem obronnym, z którego zostały tu tylko szczątki, jest też wieża z późniejszego okresu...
Zaraz obok mieści się Muzeum Wyspy Brač. Niestety, mimo,że było otwarte nie odwiedziliśmy go ze względu na goniący nas czas, ograniczyliśmy się tylko do obejrzenia zewnętrznych jego części.
Ciekawy, wielowarstwowy mur...
Z drugiej strony muzeum był (jest?) cmentarz z pozostałością średniowiecznych grobów i widok z niego...
Koło muzeum relikt z czasów rzymskich - cysterna - zbiornik na deszczówkę - podobny jest w lasku prowadzącym do Zlatniego Ratu.
Gdyby nie tabliczka informacyjna minąłby człowiek taki zabytek myśląc, że to zwykły murek i kałuża
BTW, jak całe pokolenia przeżywały setki lat pijąc taką nierzadko zainfekowaną wodę?
Wąską ścieżką wśród krzaczorów schodzimy w dół po przeciwnej do muzeum stronie...
I tu mam to co lubię - mury, murki, opuszczone domostwa i przydomowe ogródki. Do tego senne leniwe popołudnie
Aż by się chciało "wytarzać" w tym wszystkim
, tu jest po prostu niesamowicie; zastanawiam się czy moja " osadniczo - rolnicza " grupa krwi A ma coś wspólnego z tym, że serce mi się wyrywa do tej "wsi spokojnej"
, a może jej chorwacko - słoweński procent po przodkach babci sprawia,że się tu zatapiam...
Wracamy do góry...
W drodze powrotnej widzę tablicę - hołd od prezydenta Chile dla mieszkańców Škripu i Brača, którzy wyemigrowali do tego kraju i wnieśli swój wkład w jego rozwój...Myślałam,że zrobiłam zdjęcie, ale nie mogę go odnaleźć...
Niestety nie powiem wam jak nazywa się ten kościółek, ale obok niego jest cmentarz parafialny, po którym sobie wiele obiecuję - sądząc po tym co do tej pory zobaczyliśmy, powinien być stary i klimatyczny...
...ale czekało mnie tu lekkie rozczarowanie , gdyż na cmentarzu większość nagrobków jest całkiem współczesnych.
Opuszczamy cmentarz i zmierzamy do punktu widokowego...
...z którego roztacza się zapierający dech w piersiach na okoliczny interior w dolinach.
Nagle bardzo zachciało nam się zimnego piwa
Plan jest - poszukać w tym wyludnionym miejscu konoby pod gruszą, ooops...pod drzewkiem figowym, czy pomarańczowym i nareszcie odpocząć
Od rana byliśmy truchcikiem na plaży miejskiej w Sutivanie, w Lovrečinie, Škripie i zmęczenie daje się we znaki.
Ruszamy na poszukiwanie piwa
Po drodze od miejsca zaparkowania auta na pewno nie było żadnego baru, ale innej nie ma , więc idziemy napotykając jedynych - jak dotąd - mieszkańców...
Koło domu, w którym sjestuje pies krząta się jego pan, więc pytamy, gdzie jest konoba..
Podobno na wjeździe do wsi (tym, którym pominęliśmy) jest jedna, ale zamknięta po sezonie, ale może w Muzeum Oliwy nam coś dadzą..
Coraz szybciej przebieramy nogami w nadziei na wyczekiwany moment...
W Muzeum Maslinowog Ulja są właściciele - pracownicy? i uwijają się przy obiecująco nakrytych stołach...Niestety, jest to posiłek przygotowywany dla nich samych, nie ma tu wyszynku dla turystów
Dlaczego właściciel pieska zrobił nam nadzieję?
Nie pozostaje nic innego, jak wrócić do auta i uzupełnić płyny w bardziej "cywilizowanym" miejscu.
Spotykamy czwartą osobę w wiosce - starszą panią na murku recytującą szeptem jak mantrę :
"Rakija, smokvy, med, rakija smokvy, med, rakija, smokvy, med"
Zastanawiam się, co mi to "mruczando" przypomina???
Pamiętam stację metra Camden Town w Londynie - tam stał zawsze taki typ, co szeptał do przechodniów:
" Marihuana, amfa, crack"
I kolejne skojarzenie z tytułem pewnej piosenki "Hera, koka, hasz"
Sorry za takie skojarzenie
Mnie też ono wybiło z sielsko - anielskiego nastroju
Tłumaczymy pani, że wszystko z proponowanego przez nią towaru już mamy
, zastanawiając się jednocześnie, gdzie ona ma ten towar, bo żadnych butelek, słoików, czy fig koło niej nie widzimy...
Chętnie byśmy ją wspomogli zakupem, ale mamy już zapasów pełen bagażnik...
Na prawo od tego domu...
...odkrywam "perełkę"
Toalety w takiej oprawie, a w środku prawie Ritz - nowocześnie i czyściutko
Zdjęć wewnątrz nie robiłam
Na drodze wyjazdowej ze Škripu jest otwarty sklepik...
Nie pamiętam - może Studenac...
Korzystamy z okazji i kupujemy małe puszeczki zimnego Karlovačko
A za sklepikiem odkrywamy wspaniałą konobę - tylko dla nas , pod drzewkiem - no nie był to figowiec, ale cień dawał
i do tego z widokiem. Miejsce dla lokalsów, których teraz tu nie ma
Relaks z piwkiem w takich okolicznościach - bezcenne
Sączę wolniutko patrząc na takie rzeczy..
I myślę, że Škrip, wbrew oczekiwaniom bardzo różni się od Dolu, pomimo porównywalnej ilości ruin i kamieni kupy
To taki bardziej wyrafinowany brat Dolu - położony na wzniesieniu, a nie - jak Dol - w dolinie. Ludzie żyli tu w zabudowaniach, a nie w jaskiniach, no i była to kiedyś stolica wyspy
Żal wracać - to było wspaniałe, ostatnie wakacyjne popołudnie - z kwintesencją Chorwacji jaką uwielbiam
Ale przed nami jeszcze ostatni wieczór pełen wrażeń
Laku noć