W Bolu noga nie boli - czyli - na obcasach po raz ostatniBez wielkiego entuzjazmu wjeżdżamy do Bolu - i to do samego portu, bo Skoda chce jeść, a mąż woli zatankować od razu, przed zaparkowaniem gdziekolwiek.
Zaraz przy przystani jest mała stacja benzynowa, na której zatrzymujemy się , a po prawej wita nas on - potwór "Makarski Jadran"
I "zawartość" potwora w takim środku komunikacji
"Makarski" czeka na swoich pasażerów i mamy nadzieję,że zaraz zrobi się w miasteczku mniej tłoczno - o jakieś...200 osób?
Na stacji benzynowej skończyło się paliwo
Ale obiecują, że za godzinę uzupełnią zapasy..ufff.
Wycofujemy się i parkujemy na ostatnim możliwym parkingu zaraz przed promenadą - nie jestem w nastroju szukać darmowego postoju, a 12 Kn za godzinę to pikuś w porównaniu z tym, co zapłaciliśmy za Złoty Róg
Jesteśmy lekko zdezorientowani - zmęczenie po intensywnym dniu plus nerwy i stres robią swoje - dajemy się ponieść tłumom i lądujemy na promenadzie pełnej straganów i naszych rodaków
Promenada trąci trochę Międzyzdrojami, lub Łebą , a ponadto prowadzi do Zlatniego z którego właśnie przyjechaliśmy..Zawracamy w kierunku centrum Bolu .
Tu i ówdzie widać różne elegantki i modnisie - cóż - wszak Bol to taki odpowiednik naszego rodzimego Sopotu, czy też miasta Hvar
A ja nie mam ze sobą kapelusza
Mam za to co innego...Gdzie by tu dokonać metamorfozy ?
Upatruję sobie piękny kamienny fotelik i pozbywam się plażowego klapka na rzecz obcasów - nie noszonych już od jakiegoś czasu, gdyż crocsy okazały się bardziej prozdrowotne
No, ale w Bolu to co innego
Całkiem wygodne to siedzisko
A torby będę się teraz kurczowo trzymać do końca pobytu
Małż bez obcasów - ale za to lansuje się z tym pięknym kotkiem
Jak wspomniałam, jestem wyczerpana fizycznie i nerwowo - marzę o miłej knajpce, szklaneczce czegoś mocniejszego i ładnych widokach - no i byle to nie było daleko
Wchodzimy do pierwszej lepszej konoby zachęceni brakiem tłumów i komfortowym cieniem jaki daje wielka pinia, pod którą zasiadamy.
"Radzę się przesiąść" - mówi kelner. "Pigeons, pigeons"
Okazuje się, że niemal wszystkie stoliki pod tą pinią narażone są na bombardowanie przez gnieżdżące się na niej gołębie
To dlatego nikogo tu nie ma
Niechętnie zmieniamy stolik i zamawiamy zimne piwo, oraz jedną pizzę do niego. Pizza z owocami morza nie powala, wręcz rozczarowuje - grube ciasto i niewyszukany topping z mrożonki..Dobrze, że jedną wzięliśmy.
W tymże czasie Makarski Jadran wykonuje swoje manewry opuszczenia portu..Zajmuje mu to wieki, a w dodatku dymi niemiłosiernie, bo odpalili grilla, żeby fishpiknikowi stało się zadość
Polski akcent...
...i randka przy stoliku przed nami
Bez satysfakcji opuszczamy konobę Topolino...Do tej pory nie zauważyliśmy w Bolu nic szczególnie atrakcyjnego...
Ruszamy dalej, aby odkryć, że miasteczko oferuje dziesiątki innych fajnych knajpek i zgrzytamy zębami,że daliśmy się nabrać na konobę, która powinna się nazywać "Pod srającym gołębiem"...
We wszystkich pusto - plażowicze nie wrócili jeszcze ze Złotego Rogu
Włóczymy się wzdłuż nabrzeża, gdzie zaczyna nam się coraz bardziej podobać
O...tu u góry jest miejsce spotkań bolowej (bolskiej?
) starszyzny
Fajne miejsce - widok na Jadran, keę z cumującymi jednostkami oraz żony handlujące na mini targowisku
Dochodzimy do bardzo ładnej części porciku z mnóstwem szykownych drink - barów i ludzi sączących koktajle z parasolkami
Lubię to ostatnie zdjęcie - kwintesencja Bolu - oczywiście tej jego namiastki, którą zobaczyłam - a nie zobaczyłam wiele...
Uwagę przykuwa piękne okno weneckie - znane mi z wielu relacji...
...i równie śliczna balustrada tarasu.
Zaraz obok znajduje się dziedziniec biblioteki z popiersiami wieszczów, które oglądamy zza krat bramy, bo niestety zamknięte...
Za to inne popiersia możemy podziwiać z całkiem bliska
"A Ty, lala na obcasach, co się gapisz?? Spadaj z mojej dzielni
"
No, to spadam
Rzut oka na keę z góry...
...i zazdrosne spojrzenie na balkonik, na którym wczasowicze już piją coś dobrego
..A przed nami jeszcze droga do Sutivanu...
Po drodze do portu widzę kolejną fishpiknikową łódź, znaną mi z relacji Maslinki
Mam już plan wybrać się nią na Hvar - z Bolu , gdy będę tam we wrześniu tego roku
I jeszcze mural przyprawiający o uczucie zimna w żołądku
Wracamy do samochodu z poczuciem winy, że tak "po macoszemu" potraktowaliśmy Bol...
Miasteczko na pewno jeszcze odwiedzimy w kolejne wakacje, a zwłaszcza jego plaże, których tym razem nie zdążyliśmy zobaczyć.
Jest już późno, a chcemy jeszcze przyjrzeć się dzwonnicy w Ložišći...
Odjeżdżając nie zapominamy, aby zatankować
Tak, Bol z pewnością ma "swoje momenty"
, a być może jest super - ale to przyjdzie nam stwierdzić dopiero za rok.
Tymczasem udaje nam się zdążyć na zachód słońca w Ložišći.
Nie mam już siły zwiedzić wioski, koncentruję się na wieży kościelnej i dzwonnicy - pięknym barokowym ciastku z kremem
A robię to z narażeniem życia
, gdyż ten zaułek jest na wąskim zakręcie bez miejsca na ucieczkę przed nadjeżdżającym pojazdem
Na szczęście nic nie nadjechało, a cała wioska była zupełnie wyludniona.
Ufff...co to był za dzień..
I piękny i straszny