Droga do Stonu
Kolejnego dnia rano żegnamy się ostatecznie z Orebićem i ruszamy przez Pelješac do Stonu, w którym spędzimy małą chwilę przed wyprawą na Brač.
Pogoda nie różni się niczym od tej z poprzedniego dnia, nie wygląda mi to różowo, ooops, powinnam była powiedzieć : lazurowo i turkusowo Zamiast widoków, które w normalnych warunkach oferuje droga wzdłuż Półwyspu pokażę w skrócie niektóre z legend Pelješca.
Mijając Potomje w ostatniej chwili skręcamy w prawo (przez mgłę o mało nie przeoczyliśmy miejsca) - mamy w planie zwiedzić wreszcie słynne piwnice winiarni Matuško. Do tej pory nie nadarzyła się okazja, chociaż kilkakrotnie kupiliśmy od nich wino w ubiegłych latach. Przy okazji chcemy zakupić prezenty dla rodziny i znajomych, a to jest zawsze żmudna robota, bo nie można polegać na stałych źródłach - jak już nie raz się przekonaliśmy. Wino z którejś z licznych w Potomje winiarni, które w danym roku nam smakowało wcale nie musi być takie samo w kolejnych latach. Dlatego, na ogół smakujemy w kilku miejscach przed zakupem - ekspertami nie jesteśmy, ale kwas każdy potrafi wyczuć Zależy nam też na uzupełnieniu zapasów bijelo vino na resztę pobytu, bo to schodzi w dużych ilościach
Najlepsze, niezawodne i najtańsze wino na Pelješcu było w jednym miejscu, które znają na pewno Cromaniacy będący od lat miłośnikami Półwyspu, a które firmowała taka etykieta na butelkach:
...a kupowało się je w gospodarstwie po lewej stronie zaraz przed wjazdem do tunelu...
Tańszy, nie " kwalitetny" towar, po który przychodziło się z pustymi , plastikowymi butelkami po mineralnej można było nalewać samemu z takiej konstrukcji, a należność wrzucić do stojącego obok pudełka
Wino to sprzedawali Ivo Violić vel Indijan i jego żona. Indijan był (jest) legendą na Pelješcu i na forum cropelkowym - za sprawą kultowego wina, ale też swojej bohaterskiej przeszłości, gdyż jako partyzant dzielnie bronił Półwyspu przed faszystami.
Pamiętam czasy, kiedy 1,5 litrowa butelka pysznego bijelo stolno kosztowało około 7 złotych , a wino to nie powodowało następstw dnia kolejnego
Ostatni raz zaopatrywałam się u Indijana w 2013 roku...Jeśli czytają to Aleksander i Oksana z Katowic, którzy są ( czy też : byli ) na tym zdjęciu to pozdrawiam serdecznie i dziękuję za okazaną nam w tamte wakacje pomoc
Żona Indijana żwawo napełniała butelki, a przy cysternach stała zawsze kolejka " koneserów"
Rok później - w 2014 przyjechaliśmy jak zwykle po wino - był 14 września, a w obejściu u Indijana martwa cisza..Przechodząca drogą kobiecina poinformowała nas ,że "baba" umarła, a Indijan od tamtej pory łóżka nie opuszcza...O zakupie wina, oczywiście nie ma mowy..
Później dowiedziałam się, że Ivo Violić zmarł 15 września 2014, czyli dzień po naszej wizycie w Potomje...
Legenda odeszła...
...tak jak wiele rzeczy w Chorwacji, które nas ujmowały autentycznością...
Jeśli ktoś ma wspomnienia związane z tą winnicą i jej właścicielami, jak też zdjęcia - podzielcie się i napiszcie Na forum nie jest łatwo odnaleźć dawne relacje , znalazłam tylko kilka niedawnych wzmianek.
Tymczasem zajeżdżamy do Potomje i widzimy dom Indijana i pole przed nim zrównane z ziemią...
Beczki samoobsługowej nie ma, jednak na domu wciąż wisi tabliczka...
Ogarnięci smutkiem i refleksją nad przemijaniem, ale też powyżej zamieszczonym pouczeniem jak rozpoznać dobre wino udajemy się na degustację do kolejnej sławy regionu - winiarni Matuško.
Na placu przed przybytkiem Bachusa widzimy...4 autokary i rój turystów różnej proweniencji
Mamy jednak szczęście, bo są oni już po degustacjach, zwiedzaniu i zakupach, toteż możemy cieszyć się brakiem tego licznego towarzystwa w piwnicach...
Chyba dobrze trafiliśmy, bo jak wyczytałam na forum, nie zawsze jest możliwość oglądania "zapasów" w podziemiach.Może dlatego,że były tu dzisiaj te zorganizowane grupy piwnice były dostępne do zwiedzania.
Muszę powiedzieć,że są one naprawdę imponujące i warte odwiedzin, co do wina...cóż, w tym roku nie byliśmy zachwyceni, ale też nie kupiliśmy ich najlepszych ( i najdroższych ) produktów...Szarpnęliśmy się na kilka butelek - Plavac, Rukatac i jakieś rose... Bo głupio było tak wyjść bez zakupów po obejrzeniu tych piwnic
Z lekkim szmerkiem po smakowaniu win ruszamy w dalszą trasę...
Półwysep spowity gęstwą chmur i mgłą, na razie nie pada, ani nie wieje, jest ciepło..
Ale widoki nastrajają lekko depresyjnie, zwłaszcza gdy wciąż widoczne są zgliszcza po pożarach sprzed dwóch lat
W samochodzie słuchamy kawałka serbskiego artysty - tytuł: Tango Apocalypso, albo: The Last Balkan Tango
...który dość dobrze wpisuje się w atmosferę za oknem auta...
Może Janusz Bajcer znalazłby lepszą ilustrację muzyczną do takich widoków ?
Zbliżamy się do miejscowości Janina, a ja czuję, że pora złagodzić smutek jakimś dobrym jedzonkiem
Przypominam sobie zachwalaną przez forumowiczów, np. Marsallah i CroAna konobę Domanoeta, więc kierujemy się prosto tam...
...gdzie na drzwiach ( zamkniętych ofkors ) wita nas taka informacja:
...jak też pies bez kulawej nogi ( też pokazywany na forum), który jednak nie wykazuje zbytniej gościnności, ale rażące lekceważenie
Jest za wcześnie... Przypominam sobie, że karmią tu tylko wieczorami.
Za to mam okazję zobaczyć jak rosną i dojrzewają w ogródku małe pikantne papryczki (feferoni), którymi - w wersji faszerowanej serem, lub anchois (inćuni) - zajadamy się w Chorwacji
Jesteśmy już tak głodni, że nie dojedziemy do Stonu bez jakiejś małej małżeńskiej awanturki , dlatego zatrzymujemy się w kolejnym " kultowym " miejscu - hodowli školjke (skorupiaków) i małżodajni w Drače.
Znane miejsce, w którym zaopatruje się w mule połowa turystów, a przynajmniej naszego forum Ja akurat nie jestem wielką fanką miejsca, uważam, że są lepsze wersje "mušuli na buzaru" na Pelješcu, ale zawsze miło zjeść coś, co wyłowią przy tobie prosto z wody...
Tym razem to był błąd.
Zanim właściciel wyjął, wyczyścił i przygotował nasze danie minęły wieki ( w moim odczuciu ), a w kulminacyjnym momencie, gdy podano mi lampkę bijelo stolno nastąpiło wiszące w powietrzu oberwanie chmury i moje wino było pół na pół rozcieńczone deszczówką
Na szczęście był to minutowy "shower" i daliśmy radę zjeść (na mokrym stole i ławach) nasze małże
Ale przecież nie może być zawsze idealnie, prawda?