W uvali Vaja spędzamy nie więcej niż pół godziny, potem płyniemy (skoro to już tak blisko) do sąsiedniej uvali Samograd sprawdzić co w trawie, czy też otoczakach piszczy Otoczaki te nie są tak ładne jak te na Vaji, ale za to jest łatwy dostęp z lądu do tej plaży, jak też łagodniejsze wejście do wody - bo kamienie mniejsze.
Zastajemy tu dzisiaj około 10 osób - głównie rozebranych , oraz jeden fishpiknikowy stateczek pełen hałaśliwych Anglików uprawiających skoki do wody z pokładu.
Niedługo po naszym przybyciu odpływają, ale i na nas czas - zrobiło się późne popołudnie i obawiam się,że może pojawić się mistral, a co za tym idzie - emocje nie do pozazdroszczenia z naszego wodniackiego horroru na Mljecie
Jednak główną motywacją do przemieszczenia się jest silna potrzeba napicia się piwa
Najbliższym miejscem oferującym powyższe wydaje się być...
...Extravaganza i jej konoba
Jak już wspomniałam przeprawa na pełnych obrotach silnika wydała się zaskakująco długa - około 20 minut.
Może gdyby to był początek naszego rejsu nie zwróciłabym uwagi na ten dystans, ale silne pragnienie i mokre włosy (pęd powietrza sprawiał,że było mi zimno) powodowały,że ze zniecierpliwieniem wypatrywałam bardzo wolno zbliżającego się brzegu...
Spodziewałam się, że od strony wody widoczny będzie słynny zjazd do zatoki z góry - często opisywana i siejąca postrach na forum szutrówka , którą mieliśmy przyjemność zjeżdżać w ubiegłych latach...Ale nie wygląda stąd spektakularnie.
Z niepokojem zauważamy,że na plaży nie ma ruchu...Oprócz zakotwiczonego jachtu i pontonu do niego należącego w zatoce nie ma nikogo...Z jednej strony cudownie, ale to może też oznaczać,że konoba "ne radi"
Nasze przewidywania sprawdzają się...Konoba należąca do Gordana - syna Gordana z Lovište, o którym wspomnę jeszcze w relacji, zamknięta na cztery spusty... Znacie to uczucie - wizja zimnego piwka w pięknych okolicznościach, zwłaszcza gdy ma się tylko resztkę nagrzanej wody w plastiku, rozwiewa się brutalnie?
Jest tu za to cisza i spokój...
Już trzeci raz jesteśmy na tej plaży i -jak dotąd - mamy ją od wejścia tylko dla siebie
Ale wspominamy jak w 2016 roku przyjechaliśmy tu (szutrówką ) i po pół godzinie raj zamienił się w piekło za sprawą bandy Niemców, czy też Austriaków, którzy przyjechali otwartą wojskową terenówką na męski wypad i rechocząc gromko rozbijali butelki po Bek's-ie o kamienie... Uciekliśmy wtedy uznając ,że nie ma sensu wdawać się w grzeczną perswazję...
Jednak teraz jest tu niesamowicie rozkosznie, cykady chrzęszczą jak nakręcone..., ale my jesteśmy dzisiaj wystarczająco "wyplażowani" - wydaje się to nieprawdopodobne, ale opuszczamy Extravaganzę nawet nie zanurzając stopy w wodzie... Szkoda...
To tego momentu nasza trasa od wysepki Vrnik począwszy przedstawia się jako taki oto zygzak..
Mam kolejny plan - zanim oddamy motorówkę
Płyniemy wzdłuż wybrzeża Półwyspu...Po raz kolejny zachwycam się najpiękniejszym gajem cyprysowym na Adriatyku...
Potem pojawia się taki "atomowy" grzybek nad Orebićem...Ciekawe co to zwiastuje?
Mój sprytny plan polegać ma na odwiedzeniu małej wysepki Stupe - nieopodal Badiji, na której też jest konoba - słynąca z dań z grilla..Tam na pewno mają piwo
Wokół wysepki jest wiele zdradliwych, wystających z wody, ale też czających się pod powierzchnia skałek....Tam właśnie zaryliśmy ze złowróżbnym chrobotem o jedną z nich...
Mąż natychmiast gasi silnik. Milczymy bojąc się wykonać jakikolwiek ruch...
Właściciel motorówki, udzielając nam wskazówek, powtarzał jak mantrę "Uważajcie na propeller"...czyli śrubę
Matko moja, zgubiony kapok i uszkodzona śruba Żegnajcie dalsze dni wakacji na Braču
Odpychamy łódź ręcznie od skały, powoli zapuszczamy obroty...Płyniemy...Może nie uszkodziliśmy śruby...
Rzeczona restauracja...zamknięta na głucho... To już jest przesada - rozumiem, że druga połowa września, ale przy takim ruchu turystycznym jaki obserwujemy w Orebiću mogliby jeszcze robić niezły biznes.
Z frustracji nie chce mi się robić zdjęć...
Wysepka dysponuje plażą zwaną Moro Beach, w sezonie jest tu dostępna pełna infrastruktura plażowa z leżakami włącznie. Oto parę zdjęć z netu - wygląda fajnie
Kolejny argument za wakacjami w ...czerwcu? Może być z kolei za wcześnie
Odpływamy - śruba działa
Pozostaje jeszcze jedna deska ratunku...
Okazuje się jak zawsze niezawodna...Nasze Mokalo
Tu wszystko hula jak należy...Ale bez przesady - tłumów nie ma, nasz stolik ulubiony wolny, full service...
Małż po pochłonięciu duszkiem małego piwka, zostawia mnie z dużym...aby jeszcze zajrzeć za cypel w kierunku Stonu...
Zaczyna się "złota godzina" - przedwieczorne słońce oślepia, z baru dobiega nastrojowa muzyczka, czas na impresje...
...i medytacje...
Przypomina mi się taka piosenka...Podmiot liryczny - kobieta - czeka na swojego ukochanego, który wypłynął w morze i obiecuje, że jak tylko do niej przypłynie, lub też ona do niego dotrze przez morze, to już więcej nie będzie miała potrzeby pływać (żeglować)...I też czeka sama na plaży
Z tym, że mi tak dobrze tutaj samej.... I na pewno jeszcze popływam
I to już niedługo - pora zdać motorówkę...
Latarnię morską, vel pensjonat na Vela Sestrica...
... już opłynęliśmy z bliska wracając z Mljetu parę dni wcześniej. Dzisiaj jest chyba ładniejsze światło...
Spodziewanego mistrala, ani żadnego innego wiatru nie doczekaliśmy się Flauta dopisała przez cały dzień, a teraz na wieczór wodę można jak kisiel łyżką nabierać (takie dziwne skojarzenie )
Ufff...zdążyliśmy o umówionej godzinie odstawić łódź do właściciela...
Cóż to był za wyczerpujący dzień - non stop w pełnym słońcu
Choć przecież nie można uznać pływania motorówką za sport Mimo to padam na łóżko i zasypiam o 20-tej
P.S. Gdyby ktoś pytał - zgubiony kapok kosztował nas 200kn