23 lutego (sobota): Bad GasteinCzas na opis naszego ostatniego alpejskiego szusowania - w Bad Gastein. Dla przypomnienia, jeszcze raz wkleję mapkę:
Wciągamy się gondolką na Stubnerkogel. Fajne jest to, że dzisiaj na stokach i w wagonikach będzie prawie pusto - to plus szusowania w sobotę, kiedy zmieniają się turnusy. W gondolce będziemy więc jeździć sami
Wznosimy się ponad chmury:
i podziwiamy przepiękne widoki.
Biało-niebieski narciarski świat
:
Już na szczycie Stubnerkogel:
Widoczne w oddali czerwone cóś to wejście na platformę widokową "Glocknerblick", z której roztacza się widok na Großglocknera. Jednak trzeba by tam trochę podejść, co w butach narciarskich nie jest przyjemne, a dla kogoś kto dwa ostatnie dni spędził w łóżku z dolegliwościami żołądkowymi mało co jedząc, jest trudne do wykonania...
Widoki z miejsca, w którym stoimy, są oszałamiające i dzisiaj to nam wystarcza. I tak bardzo się cieszę, że ten ostatni dzień narciarski nam wyszedł, chociaż samej jazdy nie będzie tak dużo, bo jednak jestem dosyć słaba.
Cieszymy oczy tym, co dookoła:
Największą atrakcją na szczycie jest wiszący most o długości 140 metrów zawieszony między dwoma górnymi stacjami gondolek, które kończą swój bieg właśnie na Stubnerkogel. Jest to pierwszy most zawieszony na wysokości aż 2300 m, a przy tym dostępny przez cały rok.
Tutaj widać most za mną:
W końcu decyduję się nawet na niego wejść
Czuję się trochę nieswojo, bo most cały czas się chwieje, a ażurowa "podłoga" nie pomaga dodawać sobie animuszu.
Ale na pewno warto tam wejść!
Z okolic mostu roztaczają się przepiękne widoki:
Tuż obok "największej atrakcji" jest restauracja ze słonecznym tarasem, na którym spędzamy trochę czasu:
W końcu dzisiaj bardziej się relaksujemy niż szalejemy na nartach.
Ale zjazdów też nie może zabraknąć. Kilka razy szusujemy więc, niebieskimi i czerwonymi trasami - zazwyczaj do pośredniej stacji gondolki.
Chociaż udaje nam się również zjechać zamkniętą (dużo lodu, wystająca trawa, a nawet kamienie
) trasą na sam dół. Nie było to najlepszym pomysłem, ale daliśmy radę, nie zabiliśmy się i nawet nie porysowaliśmy nart
Końcówka była już bardzo fajna. I kolorowa
:
Bad Gastein wygląda nam na wesoły ośrodek
:
Nie wiadomo kiedy, mija ładnych parę godzin. Już prawie 16:00, kończy się ładna pogoda:
oraz nasze szusowanie i zimowy pobyt w Alpach.
Z żalem opuszczamy gościnną Austrię, myślę, że jeszcze wrócimy w ten rejon, bo (ze względów zdrowotnych) nie odwiedziliśmy kilku ośrodków, na które mieliśmy ochotę.
Zresztą w ciągu tygodniowego nartowania nie da się zjeździć niemal 1000 kilometrów tras, które oferuje ten region narciarski.
Na koniec - małe podsumowanie, pewnie dosyć subiektywne, jak każda opinia
Plusy Ski Amade:
mnóstwo ośrodków (niemal tysiąc km tras na jednym skipassie)
w większości dobra infrastruktura - sporo nowych gondolek i szybkich kanap z osłonami
szybki dojazd z Polski (od nas jakieś 7 godzin)
przyzwoite ceny zakwaterowania i jedzenia na stoku i w miasteczkach
Minusy Ski Amade:
spora liczba narciarzy - czasami tworzyły się kolejki do wyciągów
stosunkowo niskie wysokości n.p.m., co może oznaczać niebezpieczeństwo opadów deszczu i nie zapewnia aż tak spektakularnych widoków (jest lodowiec Dachstein, ale nie zdążyliśmy tam pojechać)
Jak widać, plusów zdecydowanie więcej
Gdyby nie mój pech do chorowania na wyjazdach narciarskich, uznałabym te zimowe wakacje za wyjątkowo udane. A tak, to były po prostu udane
Co do pogody - była pół na pół, czyli taka jaką mamy już trzeci rok z rzędu
Przekonaliśmy się, że zdecydowanie bardziej leży nam Austria niż Włochy, chociaż w Dolomity też chętnie wrócę, ale w mniej popularne rejony niż rok temu.
A do Ski Amade na pewno ponownie zawitamy, bo musimy jeszcze koniecznie spróbować szusowania w Schladming, na lodowcu Dachstein, w Badhofgastein, Dorfgastein i wielu innych ośrodkach.
Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali
Pozdrawiam serdecznie