10 lutego (sobota): Fieberbrunn - Saalbach i podsumowaniaW tym odcinku będzie trochę wspomnień, żeby nie pokazywać tylko szarych zdjęć, bo to mało atrakcyjnie wygląda w relacji
Dla przypomnienia - przyjechaliśmy z Saalbach do ośrodka Fieberbrunn, po którym się teraz kręcimy. Krajobraz wygląda trochę smutno:
To samo miejsce 2 lata temu było dużo weselsze:
Dzisiaj jeść będziemy tutaj:
Z widokiem na poczwórną gondolkę:
Którego to widoku nie będziemy oczywiście mieć z miłego, przytulnego wnętrza:
Po raz drugi na tym wyjeździe jemy w środku, ale inaczej się dzisiaj nie da - za zimno. W zeszłym roku trafił nam się wyjątkowo słoneczny narciarski tydzień i codziennie mogliśmy przesiadywać na zewnątrz z widokiem na góry i trasy. Ale nie ma co narzekać - ten wyjazd też jest udany, a na podsumowania przyjdzie pora pod koniec odcinka
Po obiedzie czy raczej
lanczu zjeżdżamy dwa razy sympatyczną trasą przy starej żółtej gondolce:
Teraz już się takich "jajek" (chodzi o kształt, nie o kolor
) w Austrii nie montuje, ale we Włoszech zdaje się, że nadal jest ich sporo. Przynajmniej było w 2012 roku, w rejonie Sella Rondy. Nie jest to wygodny patent, bo narty zabiera się do środka i siada (albo i stoi, zależy od modelu) dookoła metalowej rury. To ja już wolę siedzieć na "normalnych" siedzeniach, obok lub naprzeciw innych narciarzy.
Jest dopiero przed 13:00, ale powoli zaczynamy wracać w stronę Saalbach:
Lepiej mieć zapas czasu, gdyby zdarzyło nam się zabłądzić we mgle
Widoczność jest jednak trochę lepsza niż, gdy jechaliśmy tu rano. Pinezkę widać już w całej okazałości
:
Chociaż tego, co dookoła niej zupełnie nie, więc znowu posłużę się zdjęciem sprzed 2 lat:
Można by się dostać kanapą, którą widać na poprzedniej fotce, w najwyższy punkt Fieberbrunn (2020 m), ale przy dzisiejszej widoczności nie ma to większego sensu. Wyciąg jest niewyprzęgany i nie ma osłon, więc tylko byśmy przemarzli.
Szkoda, ale mamy przecież wspomnienia (i zdjęcia
) z 2016 roku. Widoki z wysokości 2020 m przedstawiają się następująco:
Pamiętam, że przejazd z Fieberbrunn do Saalbach był bardzo widowiskowy, czego dzisiaj nie widać
Po drodze mijamy kamieniołom:
We wspomnieniach jest bardziej kolorowy
:
Żeby nikt się nie zgubił (np. we mgle) postawiono duże drogowskazy:
I jeszcze kamieniołom widziany z gondolki, oczywiście zdjęcie archiwalne:
Widać na nim głęboką dolinę, którą trzeba przemierzyć (w jedną stronę na nartach, w drugą - kolejką), podróżując między ośrodkami.
Tymczasem dojeżdżamy do Saalbach i szusujemy w stronę Hinterglemm:
Ten ośrodek mamy już gruntownie zwiedzony, a nadal niewiele widać, więc będziemy się powoli kierować w stronę auta. Dziś nie będziemy jeździć do oporu, bo w takich warunkach nie ma to większego sensu. Lepiej bezpiecznie skończyć ten wyjazd niż szaleć ostatniego dnia do ostatniej minuty. Zwłaszcza, że na trasach wychodzi coraz więcej lodu
Wczoraj w Kitz tego nie było, a w Cyrku już w środę robiło się lodowo. Zresztą w Kitzbühel było więcej naturalnego śniegu, to się czuło. No cóż, wygląda na to, że w SkiCircus nie radzą sobie z przygotowaniem tras tak dobrze jak w Kitz...
Wracamy "do domu" trasą pod gondolką:
Pod nami Saalbach:
przez centrum którego teraz musimy się przespacerować:
To tylko jakieś 200 metrów, choć i tak mało wygodnie
Ale się rozpieszczeni zrobiliśmy
Wsiadamy na okropne, "dobijające" krzesło, które, mimo że jest hamowane przez obsługę, uderza nas mocno w nogi:
Jedziemy nim nad strumykiem. Wlecze się toto niemiłosiernie, zdecydowanie bardziej niż "popięciorna" gondolka - symbol Saalbach, którą właśnie obserwujemy:
Jeszcze kilka zjazdów do kanap, już tych szybszych i przed nami trasa do parkingu:
Na szczęście jest w nie najgorszym stanie. Obawiałam się lodowej rynny.
Znikamy w tunelu pod drogą:
i wyjeżdżamy koło Maździaka
Tak kończy się nasz alpejski tydzień spędzony w Cyrku i nie tylko
Czas na podsumowaniaWyjazd na pewno udany, choć nie tak jak w zeszłym roku
Różnica polegała głównie na pogodzie, a ta jest loterią, choć tym razem, trzeba przyznać, trafiła nam się dość typowa austriacka aura
Pół na pół - 3 dni ładne, 3 dni słabe...
Co do ośrodków, w których nartowaliśmy, "domowy" SkiCircus, uznawany za jeden z topowych w Austrii, nie powalił nas na kolana. 270 km połączonych tras robi wrażenie, tak samo jak nowoczesna (w większości) infrastruktura, ale mam wrażenie, że przygotowanie tras mogłoby być lepsze. Poza tym nie jestem fanką gondoli, bo nie dość, że zdejmowanie nart jest uciążliwe, to jeszcze w wagoniku można różnie trafić, jeśli chodzi o towarzystwo
A Cyrk to zdecydowanie "gondolkowy świat".
Gdybym miała wyróżnić którąś z części SkiCircus, to na pewno Leogang, w którym szusowaliśmy pierwszego dnia - dwie piękne długie trasy na sam dół i niesamowite widoki na masyw Hochkönig.
Jednak absolutnym hitem wyjazdu okazał się dla nas Kitzbühel, który moim zdaniem słusznie trzykrotnie zwyciężył w plebiscycie na najlepszy ośrodek narciarski w Austrii. Przygotowanie tras, ich różnorodność, infrastruktura i widoki - to wszystko sprawia, że na pewno jeszcze do Kitz wrócimy
Dziękuję za towarzystwo w relacji i do zobaczenia w następnej
Koniec