Nie pisałam przez kilka dni, za to dzisiaj wrzucę naprawdę duuużo zdjęć, w tym archiwalnych
9 lutego (piątek): Kitzbühel, czyli narciarski raj - część drugaOstatnio skończyłam na podziwianiu widoków, teraz pora trochę pojeździć. Zjeżdżamy jedną z czterech czarnych trasach prowadzących ze szczytu Steinbergkogel:
Mapka - dla przypomnienia:
W Kitz są dwa fotopointy - miejsca, gdzie przykładając skipass, można sobie zrobić zdjęcie, a potem ściągnąć ze strony skiline. Fotka niestety trochę pod słońce, ale pamiątka jest
:
Wciągamy się na szczyt Ehrenbachhöhe, na który prowadzi znana nam gondolka Fleckalmbahn, którą wjeżdżaliśmy tu również latem, pół roku temu:
Szusujemy teraz w stronę Streifa (czy też Streify, bo to niby rodzaj żeński - die Streif
) - najsłynniejszej w tym rejonie trasy, na której rozgrywane są zawody Pucharu Świata.
Zaczyna się niepozornie, o tak:
Cała trasa ma 3,3 km i prawie na całej długości jest czerwona, z kilkoma opcjonalnymi czarnymi ściankami. Najbardziej strome fragmenty, którymi zjeżdżają zawodnicy, ze względów bezpieczeństwa są zamknięte dla narciarzy.
Tak wygląda schemat Streify:
Jedziemy nią już drugi raz. Muszę przyznać, że o ile dwa lata temu czułam jakiś dreszczyk emocji, to tym razem przejazd nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. Po prostu czerwona, wąska trasa z zakrętami i widokiem na Kitzbüheler Horn:
W 2016 roku było bardziej twardo, miejscami tworzyły się lodowe rynny, więc zjazd był trudniejszy. Chwila wspomnień:
Zdjęcie z 2016 roku Zdjęcie z 2016 roku Tym razem poszło zadziwiająco łatwo i szybko. Pewnie głównie dlatego, że teraz pogodę mamy ładniejszą i więcej naturalnego śniegu pod nartami
W końcowej części Streifa:
Widok na miasteczko Kitzbühel:
Niestety, na dole okazuje się, że musimy trochę odstać w kolejce do gondolki
:
Chociaż właściwie o tym wiedzieliśmy, bo przed wjazdem na Streifę ustawiono informację, że kolejka na dole może zająć około 20 minut. I tyle mniej więcej staliśmy.
Kilka zdjęć z gondolki:
Końcówka Streifa:
Skocznia pod nami:
Wagoniki jadą dość wysoko
:
Po przeżytych emocjach, bo jednak zjazd tak legendarną trasą wzbudza jakieś emocje, wciągamy się znowu na Steinbergkogel. Widoki z kanapy na jedną z czterech czarnych tras:
One też są legendarne i stanowią magnes przyciągający dobrze jeżdżących narciarzy w tę część ośrodka. My nie jeździmy jakoś wybitnie
, ale jedną z nich też "zaliczyliśmy". Każda z tych "czarnulek"
stanowi wyzwanie, czego nie widać na zdjęciu.
Tym razem, wraz z tłumem (
), szusujemy niebieską traską:
Tak duża liczba narciarzy w tym miejscu bierze się stąd, że na Steinbergkogel prowadzą teraz dwie szybkie ośmioosobowe kanapy. "Fullwypaśne", z bublinami i skórzanymi obiciami. Budowę tej nówki oglądaliśmy w sierpniu 2017:
Tak to wyglądało:
I fotopoint latem
:
Jeszcze jedno zdjęcie z sierpnia - miejsce, w którym startuje niebieska trasa ze Steinbergkogel (tam, gdzie dużo narciarzy):
I która odsłona Alp piękniejsza
Ja wolę chyba tę zimową
Pojeździliśmy, nazachwycaliśmy się widokami, pora na inne przyjemności
Zbliża się południe, więc wypatrujemy jakiejś miłej knajpki. Przyjemne miejsce trafia się przy niebieskie trasie nr 27 prowadzącej do miejscowości Skirast. Od razu widać, że tu jest klimat
:
Knajpka nazywa się Rohrerstadl, a jej maskotką jest dmuchany smok
:
Jak miło jest posiedzieć w słoneczku
:
Tradycja rzecz święta - zdjęcie z piwem musi być! Również w tej relacji
:
A teraz zagadka: Który kufelek jest mój, a który Małżonka
:
No dobra - rozwiązanie jest na poprzednim zdjęciu
Wspaniały jest taki relaks w przedostatni dzień nartowania. Jedzenie - proste, ale bardzo smaczne i ładnie podane:
Mogłabym tak siedzieć i siedzieć..., ale głód zaspokojony, a ten narciarski wzywa
Zjeżdżamy do gondolki. Widok z wagonika na knajpkę ze smokiem:
i zaraz znów ruszamy na kitzbühelskie trasy:
Ale o tym już w następnym odcinku