DZIEŃ 11 8 SIERPNIA 2023Niektórzy mówią, że poranne wstawanie to dla nich wstawanie wcześnie w nocy. Dzisiejszą pobudkę właśnie tak mogę określić. Wstaliśmy i opuściliśmy apartament przed trzecią w nocy, ponieważ od następnego noclegu dzieli nas teoretycznie 10 godzin czyli w rzeczywistości pewnie ze 12. Nocleg pasowałby najlepiej w Niemczech, ale tam trudno znaleźć coś w rozsądnej dla nas cenie, więc żeby nie zbaczać zanadto z trasy wybraliśmy Karlowe Vary. Zapowiada się długa jazda, ale im wcześniej wyjedziemy tym sprawniej pójdzie. Koło 7 rano byliśmy już w Słowenii omijając autostradę i prawdopodobnie też powodzie. Sprawnie omijamy również płatne tunele na A9 w Austrii, oglądając piękne krajobrazy przy okazji.
W tym czasie przychodzi też wiadomość ze wskazówkami do noclegu w Czechach i okazuje się że możemy samodzielnie się tam zakwaterować. Z takich wiadomości zawsze bardzo się cieszę (a jeszcze nie wiem co mnie czeka
).
Tak jak zakładałam dojeżdżamy do Karlowych Var przed szesnastą.
Przejeżdżamy pod mostem, od którego już jest bardzo blisko do naszej kwatery. Za chwilę parkujemy pod czerwonawym budynkiem, kształtem przypominającym starą szkołę. Dysponujemy kodem do domofonu, więc na klatkę schodową dostajemy się bez problemu, a pod odpowiednim numerem lokalu powinien być klucz w drzwiach. Okazuje się że nie ma klucza w drzwiach i jest zamknięte. Sprawdzamy co jest piętro wyżej, ale tam jest tak bardziej hostelowo, ogólnodostępna kuchnia, łazienka, a pokoje mniejsze. Piszę do właściciela, że nie ma klucza, na co dostaję niezwykłą wiadomość brzmiącą „naciśnij ogród na stole”
. No stoi jakiś stolik na korytarzu, ale ogród? W końcu mąż naciska mocniej na klamkę i drzwi się otwierają. A klucz jest w drzwiach...po drugiej stronie.
Tak właśnie działają automatyczne tłumacze.
Nasz apartament jest trochę zapyziały, ale bardzo obszerny, ma trzy sypialnie z czego najbardziej zadowolony jest syn. Nie ma tu jednak typowej kuchni, tylko lodówka i czajnik, więc wkrótce wyruszamy na obiad. Połączony ze spacerem.
Do centrum idzie się około 20 minut. Mijamy kino-kawiarnię.
Na razie miasto jak miasto
.
A to będzie dobre miejsce na obiad.
Czekamy bardzo niedługo
i dostajemy całkiem przyzwoite dania w przystępnych cenach. A jaka chochla elegancka
.
Teraz z chęcią przejdziemy się po deptaku.
Przy okazji kupujemy korony czeskie, można to zrobić w sklepach, które wyglądają jak warzywniaki. Nad rzeką zaczyna się najbardziej urocza część deptaku.
Przechodzimy przez mały park
za którym mieści się piękna Ogrodowa kolumnada.
Najbardziej jednak urzekły mnie te kamieniczki.
Tutaj do kupienia pamiątkowe dzbanki
oraz reklamuje się napój firmowy,
nie mam pojęcia czy jedno z drugim powinno się łączyć.
Następna kolumnada tym razem Młyńska.
Ekskluzywne sklepy i lokale.
Zadbane trawniki i kwietniki, bardzo ładne, jak to w miejscowości uzdrowiskowej.
Pozytywnie nastrojeni zatrzymujemy się jeszcze na zakupy w BILI (czyżby u nas już jej nie było?) i powoli wracamy. Tym razem drzwi do mieszkania udało nam się otworzyć trochę szybciej.