Re: Na końcu świata: Bretania
napisał(a) Franz » 13.04.2014 15:43
Dzień jedenastyRanek wstaje pochmurny, ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W końcu dzisiaj jest nasz ostatni dzień w Bretanii. Ciekawe, co nam przyniesie.
Zwijamy majdan i przejeżdżamy całkiem niedaleko, odrobinę na wschód od noclegowej polanki, do St. Philibert u nasady półwyspu pomiędzy jedną z wielu pomniejszych zatoczek, a potężną, rozczłonkowaną i licznie usianą wysepkami Zatoką Morbihan. Znajduje się tutaj źródło oraz kaplica św. Filiberta. Święty ten czczony jest zwłaszcza w południowej części Bretanii oraz w Wandei, a siedemnastowieczna kaplica postawiona jest w miejscu, gdzie miał on przybić swego czasu z Irlandii. Z tego też powodu kaplica zwana jest również Kościołem Morza, co podkreślone jest przez wystrój jego wnętrza. Dlaczego nie uwieczniłem intrygującego niebieskiego sklepienia w złote gwiazdy? Czemu nie skierowałem obiektywu aparatu na podwieszone u stropu modele żaglowców? Nie mam pojęcia. Mogę się tłumaczyć co najwyżej onieśmieleniem, jakie ten zupełnie nietypowy wystrój u mnie spowodował.
We wnętrzu z surowego, jakby słabo tylko obrobionego kamienia wchodzimy po schodkach na drewniany balkonik, skąd mamy widok niejako en-face na lekko kołyszące się żaglowce.
Stąd tylko rzut beretem do słynnej z megalitycznych pozostałości wioski Locmariaquer. Największy ze znanych menhirów nie budzi w nas entuzjazmu – cóż z tego, że liczył sobie ongiś dwadzieścia metrów wysokości, skoro obecnie nie dość, że zajmuje pozycję horyzontalną, to na dodatek jeży potrzaskany na cztery kawałki. Natomiast pięknie się prezentuje Table des Marchand. Stół Kupców – tak miejscowa ludność nazwała potężny tumulus, na który składa się komora grobowa z prowadzącym do niej wąskim korytarzem, całość otoczona oraz nakryta dopasowanymi do siebie kamieniami. Mając świadomość, że oto wkraczam do liczącego sobie prawie sześć tysięcy lat grobowca, tracę poczucie teraźniejszości do tego stopnia, że głową walę w niski strop, co powoduje, że moje spojrzenie wzbogaca się o dodatkowy element, innym już niedostępny – migające w oczach gwiazdy.
W Locmariaquer żegnamy się już z megalityczną przeszłością Bretanii; pora wrócić do średniowiecza – ruszamy do Vannes.