Góra.
Początkowo ścieżka biegnie prawie poziomo, ale po ok.100 metrach zaczyna stopniowo wspinać się ku niebu i trawersuje południową-zachodnią ścianę Dinary.Zaczyna się piękna "powietrzność" . Dosłownie wisimy kilkaset metrów nad Suhopoljem , nasz samochód wygląda stąd jak główka od szpilki. Jeszcze dalej mała plamka Knina. Bardzo przypomina to Perć Akademików na Babią Górę i widok na Zawoję, tylko skala jakby ciut większa
Słońce praży niemiłosiernie, wiatr schował się za granią , niewielkie chmurki są za daleko, by dać upragniony cień. Krok za krokiem, coraz szybciej bije serce. Wychodzi krótki sen tej nocy. No i może pesel
Jędrek solidarnie sapie razem ze mną i wtedy przypomina mi się podejście na Lubań, dawno, dawno temu, czarnym szlakiem z Tylmanowej, kiedy myślałem, że będę musiał zawrócić. Wymyśliłem wtedy taki sposób na oszukanie zmęczenia - idę 50 kroków i minuta odpoczynku. Jędrkowi pomysł się podoba i za chwilę widzę go daleko przed sobą.
Może nie stosował się do niego tak rygorystycznie jak ja
Dzięki temu ma piękne zdjęcia i pierwszeństwo w zdobyciu szczytu.
Tymczasem kończy się trawers, kończy się wyraźna ścieżka i wchodzimy w stromy, kamienisty , dość szeroki żleb. Idziemy małymi zakosami stromo w górę. Czasem bez zakosów. Scieżka gubi się coraz częściej. Ale nie ma się tu jak zgubić, kierunek cały czas - prosto pod górę. Dla bezpieczeństwa w trudniejszych miejscach -
markacija. Jak się potem okazało, bardzo przydaje się podczas zejścia, szlak nie jest wtedy taki oczywisty.
50 kroków. Jeszcze raz 50 kroków. Mija nas dwóch młodych Chorwatów. Piękny gest - pytają, czy mamy dość wody. Dobry pretekst do złapania oddechu. Pędzą dalej ,Jędrek za nimi. A ja nie pędzę, w moim wieku stateczność jest już w dobrym tonie
Kończy się żleb i zaczyna się wiatr. Od razu wracają siły. Uwieczniam Jędrka siedzącego na szczycie i obchodząc granią mały kocioł skalny po 5 minutach jestem obok niego.
Podajemy sobie ręce ...
Dopada mnie poczucie szczęścia. Pozwalam mu chwilę trwać ...
Szczyt jest duży, zbudowany z kilkudziesięciometrowej grani z dwoma mało wybitnymi wierzchołkami. Na jednym stoi słupek z napisem Vrh Dinare, a poniżej na kamieniu - Sinjal 1831 , na drugim prosty metalowy biały krzyż.
Jesteśmy w połowie naszej procesji. Karmimy nasze ciała i nasze zmysły. Sycimy nasze dusze.
Jeden z Chorwatów podchodzi do krzyża, podnosi głowę, przez chwilę patrzy na niego, klęka na kamieniach i kilka minut trwa w modlitwie. Jego towarzysz i my patrzymy na to z oddali - milczymy. Słychać tylko wiatr. Podnosi się, robi znak krzyża na piersiach, przeciera rękami twarz, odwraca się w stronę równiny i patrzy przez kilka chwil. Tam mieszka, w wiosce Razvode, u podnóża Velikej Prominy,o której opowiada ze swoim kolegą z wielką atencją. Są wyraźnie zaskoczeni, że jesteśmy Polakami, ale gdy dowiadują się, że z Krakowa, michy rozjeżdżają się od ucha do ucha i mówią - Visla Krakow. Ja rewanżuję się Hajdukiem Split na co miny lekko tężeją ... Cóż, nie trafiłem, ale o Cracovii oni też nie słyszeli i też mogli nie trafić
Przechodzimy na bezpieczny temat gór, znowu są w swoim żywiole, pytam o Svilaję ( ale nie o MPT, bo może nie słuchają
) - pokazują górę na pd.-zach., i potwierdzam, że to wielkie biało-szare skalne coś przed nami to Veliki Troglav. Zapalają się bardzo, mówią, że musimy tam pójść, tym bardziej, że wytyczono cestę znad jez.Peruckego, 5 sati na vrh ( zapominają dodać,że w ich wieku ! ), mówią nazwę wioski skąd cesta się zaczyna, ale zbyt szybko i nie rozumiem. Nie dopytuję się, bo przecież po powrocie poproszę ( w kolejności alfabetycznej ) Interseala, Jo_Annę, Janusza.W ,Kulkę, Lidię, Typa, Zawodowca etc etc o rozkminienie problemu
Żegnamy się serdecznie - jak bym chciał, żeby to vidimo se rzeczywiście kiedyś się spełniło.
Jesteśmy sami. Obaj mamy parę chwil dla siebie - Jędrek chodzi po szczycie, ja focę i patrzę, patrzę i focę i ... czuję, że już nieśmiało rodzi się kolejne marzenie
Jest nam tak dobrze, że zapominamy wpisać się do zeszytu. Skrzynka leży przywalona głazami pod słupkiem, słabo widoczna.Może dlatego nie przypomniała o sobie. Drodzy Cromaniacy, którzy kiedyś będziecie tu podziwiać świat, wpiszcie, że 11.06.2009 Plavac z synem Jędrkiem z Krakowa byli tu bardzo szczęśliwi !
Wysyłamy sms-y. Jestem rozczarowany gdy stwierdzam, że karta pamięci komórki pogubiła kilka nowych wpisów. Sthrigo, Andy.pl, Wojanie - wysyłam je teraz.
Wieje coraz bardziej, Jędrek ubiera windstopera.
Podchodzimy pod krzyż. Hvala ...
Zejście.
Prawdą starą jak świat jest, że nie sztuka wyjść, sztuka zejść. Mówiłem to Jędrkowi przy podejściu i przyznał mi rację, gdy po 3,5 godzinach od rozpoczęcia powrotu opadł na fotel w samochodzie.
Żleb sprawdza wytrzymałość aparatu wiązadłowego stawów kolanowych. Pamiętając o tym, że tydzień temu lekko skręciłem prawe kolano, to samo,w którym rok temu zerwałem więzadło podłużne przyśrodkowe, stawiam każdy krok wyjątkowo rozważnie. Parę razy jednak zasyczałem. Może dlatego wszystkie żmije uciekły i nie widzieliśmy ani jednej
Jędrek początkowo skacze jak kozica, ale po chwili jego zapał studzi pośliźnięcie się na piargu.
Przyspieszamy nieco na ścieżce, ale stromizna hali Samar zmusza nas do dania krótkiej chwili wytchnienia nogom. Nie wyobrażam sobie już schodzenia bez kijków.
I tak to wyglądało. Długi odcinek marszu w dół, kilka minut odsapki, i znowu w dół.Planowaliśmy dłuższy postój przy planinarskiej kucy, ale właśnie odbywało się huczne wręczanie dyplomów dla młodych zdobywców Sinjala z Knina i skończyło sie na kilku minutach na skraju dol.Brezovac. Niebo było w tym momencie bardzo dla nas łaskawe -napłynęły chmury i przeszliśmy całą dolinę w cieniu. Było to o tyle ważne, że na skraju lasu wypiliśmy ostatnią wodę. Przed nami było jeszcze 7 km marszu. Zrobiliśmy to ... na raz. Pod koniec jak to zwykle bywa, chód był automatyczny, ale kamienie czasem były za wysokie i pomimo górskich butów palce stóp też parę razy zasyczały.
Pędząc tak na złamanie karku rozmawiamy o komputerowej grze Jędrka. Okrywam w ten sposób doskonały środek dopingujący dla młodzieży i zapisuję to w kajecie badań. Jak również to, że potrafię o tym rozmawiać
Ale wszak po raz drugi tego dnia okrążamy górę Badanj
I w końcu jest. Dokładnie po 10 godzinach od rozpoczęcia wędrówki widzimy nasze autko stojące samotnie na wielkiej gorącej równinie Suhopolja. Nasz wierny rumak
Otwieramy bagażnik, łapczywie pijemy wodę, nie zważając, że ma temperaturę ok. 40 st C ! Dokumenty na swoim miejscu, co zapisuję w kajecie badań nad przeznaczeniem. Jędrek ściąga buty - muszy trup ściele się gęsto.
Postanawiam zdjąć swoje jak przylecą nowe.
Południowa ściana Vrh Dinare płonie w zachodzącym słońcu. Opada ze mnie cały trud tego dnia.
Mam do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Zakiełkowało to kilka miesięcy temu. Zoole miały w tym udział, Moondek i Andy.pl, a potem także Pietro i Bocian ...
Taka myśl się snuła w marzeniach przez te zimowo-wiosenne miesiące.
Spełniła się ...
Jeszcze - ostatnie spojrzenie na Górę .
Silnik zapala od razu. 30 minut pysznej zabawy z makadamem z widokiem na Velebit.
Bez błądzenia przejeżdżamy przez Knin i Drnis, nad nami Velika Promina. Już nieobca.
Jadran lśni w słońcu. Śpiewam Jędrkowi " Mama w domu czeka z plackiem, czas powrotów, czas powrotów ... " . Mama i Żona czeka na schodkach, dumna i wreszcie odprężona i prowadzi nas na pyszną kolację. Jemy .. oscypka z Nowego Targu z rajcicą z Konzuma
Jak smakuje zimne Karlovacko - nie muszę opisywać
Jędrek zasypia zaraz po tym, jak tylko sprawdził grę komputerową. Dorota opowiada mi o procesji dookoła wyspy i wyjątkowo ciepłym tego dnia Jadranie. Powieki się zamykają, a w głowie dośpiewuje się refren
Czasu powrotów " .. takie tu lasy i takie drzewa, bezdroża że nie śniło się nikomu, coś we mnie tańczy, coś we mnie śpiewa i jeszcze nie chce mi się wracać do domu ! "