Kolejny dzień to zaplanowany wcześniej fish picnic. I kolejny bardzo upalny dzień. Ponieważ odpływamy o 9.00 z Trogiru, jest to trochę dla nas szok, bo musimy wstać dość wcześnie, jak na wakacje i zaburzyć cały porządek dnia. Wyjechaliśmy wcześniej, bo wiedzieliśmy, że w Trogirze są problemy z parkingami, ale tu spotkała nas kolejna niemiła niespodzianka - korki przy dojeździe do mostu. Z trudem, ale dążyliśmy. Ogólnie nie jest dziś łatwo bo wczoraj dość długo grillowaliśmy, więc jesteśmy strasznie nie wyspani, a niektórzy mają kaca. Tak czy inaczej ponieważ mamy dwójkę małych dzieci oraz miał to być czas plażowania, więc tradycyjnie ciągniemy ze sobą 2 wózki załadowane obowiązkowym wyposażeniem. Trochę będzie to nam przeszkadzało w dalszej części wycieczki oraz współpasażerom, ale właściciel statku nie robi problemów, wie że nam to potrzebne.
Start 9.00 - wiemy tylko tyle, że płyniemy 1 godz. na wyspę Drvenik Veli na Blue lagoon Krknjasi, tam plażujemy, potem grillowana rybka, potem płyniemy 0,5 godz. znowu plażowanie na wyspie Solta w Maslinicy, powrót 1 godz. - koniec imprezy 17.00. Ponoć widziano czasami delfiny, ale pan Ivan nam tego nie gwarantował w 100%.
Towarzystwo międzynarodowe, ale w zdecydowanej większości Polacy
Na początek rakija, każdy kto chciał dostał w kubeczku miarkę rakiji. Justyna źle znosiła pływanie na statku, więc zrezygnowała, Kamil i Agnieszka sobie zażyczyli, ale po powąchaniu oddali mi. Więc rejs zacząłem od 3 miarek rakiji - ale śmierdziuch !!! Fajny rejs kończymy na pięknej wyspie. Mamy 3 godziny na plażowanie, potem lunch. Ponoć tu miała być plaża piaszczysta - gdzie tam, ale są takie ostre kamienie, normalnie myślałem, że ktoś pokruszonego gruzu nawiózł. Zejście wąskie faktycznie piaszczyste a dalej owszem piasek jest, ale już tam jest głęboka woda. Plaża brudna, widać, że tutaj przybija masa tymczasowych turystów, cieniu mało, a po wczorajszym spaleniu na Copacabanie był konieczny. Upał niemiłosierny. Dzieci miały troszkę piasku przy brzegu więc się bawiły, ja oczywiście po włożeniu maski wypływałem dalej w poszukiwaniu pięknych widoków, reszta chowała się w cieniu.
No a jakie tam piękne widoki, jaki spokój, pełno żaglówek i różnych łodzi.
Potem lunch w lasku piniowym. Każdy dostał do wyboru grillowaną rybę lub kurczaka. Na stole dzbanek wina, wody i napoju. Co ciekawe mimo, że za Kacpra płaciliśmy połowę a za "bliźniaczki" wcale dostaliśmy 7 pełnych porcji - to się chwali, napoje i wino dolewane były systematycznie, rakiji już nie podawano. Co więcej był nawet drewniany kibelek z bieżącą wodą i czystymi sanitariatami, nawet mydło i papier toaletowy był i na dodatek nie śmierdziało - na takim odludziu, to jakiś kosmos.
Potem kolejna wyspa, trafiamy do jakiejś klimatycznej zatoczki, najpierw bujamy się w upale 30 min. zastanawiając się co wybrać wodę, czy spacer, ale upał i spalone ciało nakazały moczenie. trafiamy zatem na piękną oczywiście kamienną, plażę z pięknymi widokami oraz jak zwykle przejrzystą wodą i brzegiem usypanym z pięknych małych kamieni w różnych kolorach. Normalnie każdy kamień jak malowany. Ukradliśmy zatem 2 kg Chorwacji, 2 godz. leżenia w cieniu i i oczywiście moczenie w Adriatyku z podglądaniem rybek.
Powrót do Trogiru też był ciekawy, bo zrobiła się lekka fala, więc łajbą bujało, dzieciaki miały radochę, trochę wlewało wodę na pokład, ale w taki upał trochę ochłody każdy przyjmował z uśmiechem. Na koniec jeszcze każdy dostał po kawałku arbuza i podziwiając piękne widoki wróciliśmy do Trogiru.
A teraz oczekiwana relacja foto:
Pozdrawiam, juras