No witam ponownie,
To tak pokrótce co wydarzyło się dnia następnego - tj. w niedzielę. Otóż rano pojechaliśmy po pieczywo na śniadanie, wracając wstąpiliśmy na kilka minut do kościoła, leniwe tradycyjnie śniadanie, potem kawka ciasteczko a jakże na balkonie, dziewczynki jak zwykle się szarpały i kłóciły. Ok. 12.00, jak już prawie było 30 st. tradycyjnie na pobliskie kamyczki, tutaj jest cień i ładnie więc wszystkim odpowiadało. Tradycyjnie nasze "bliźniaczki" totalnie bały się wejść do wody, ale ponieważ znalazły swoją ulubioną "kałużę" taką w skałąch to było ok, spędzały tam większość czasu, na materacu. Kacper najbardziej nalegał na tą właśnie plażę.
Wracając do dnia wcześniejszego Kacper spotkał tam rówieśniczkę
Anię, z którą szukali muszelek, krabów, ładnych kamyczków i jeżowców - tata Ani je wyławiał i wrzucał do wiadereczka, ja raczej je omijałem - "brysia mijam zaś z daleko, bo nie lubię, gdy ktoś szczeka" - ale za namową taty Ani wszyscy jeżowce pogłaskali - ufff lepiej mieć z nimi kontakt tutaj niż w wodzie. Nie gryzą, a jakie miłe futerko mają ...
No Ani tym razem nie spotkaliśmy, ale za to znaleźliśmy głaskanego wczoraj jeżowca. Normalnie miłe zwierzątko, z ręki nam jadł.
Trochę jednak schudł przed noc
Oczywiście dziewczynki poszły spać, reszta miała czas na moczenie się w wodzie i zrobienie kilku fotek. A jeszcze zjawił się na plaży naganiacz Ivan, bardzo dobrze mówiący po polsku, który namówił nas na fish picnic - łodzią Sirena, tzw. TWO ISLANDS TOUR, wpłaciliśmy 100kun zaliczki od wszystkich, dał namiary i pokwitowanie - jakoś mu zaufaliśmy, potem odprowadziłem go do skutera celem degustacji Rakiji, miał w kuferku 5L oliwy w oliwek, 1,5L wina i 1,5L tego rakiji - zebrałem z gwinta, tak jak tradycja miejscowa nakazuje, niezbyt dobra, ale mocne.
Czytałem ostatnio, że są lepsze łodzie, ale ta oferowała rakiję na dzień dobry, potem plażowanie, 1 godz. lunch i znowu plażowanie. Cena 160kun od dorosłej, Kacper płacił 80 a bliźniaczki gratis. Zważywszy, że za podobny zakres w Trogirze wołali 180 zgodziliśmy się.
I tak plażowaliśmy trochę dzisiaj a prawie tradycyjnie zamykając plaże, zebraliśmy manatki i tym razem wróciliśmy inną drogą do apartamentu - taką betonową drogą w pobliżu - nie wiem jakiego nachylenia był ten stok, ale z wózkiem nie mogłem wyjechać - wzięliśmy się na sposób i Agnieszka sterowała wózkiem a ja ciągnąłem go na pasku - poszło. Normalnie zmęczyliśmy się okrutnie - normalnie zamiast nazywać się Okrug Gornji - to powinno Okrut Górny.
parę zdjęć zapodam w poniedziałek, bo polako laku noć ...
No to parę zdjęć w uzupełnieniu relacji z tego dnia:
Podsumowując, najbardziej fajnie zrobiło się, jak zrobiła się troszkę większa fala. Rzucanie na się na fale to nasze ulubione zajęcia, ważne by to robić dalej od brzegu, bo kamienie i skały - zderzenie może zakończyć się źle.
Buty, które miały służyć, jako ochrona przed jeżowcami bardzo dobrze chroniły nogi podczas chodzenia po skałkach.
I tu jedna uwaga - chodzimy po suchych skałach, ponieważ te systematycznie oblewane wodą, są bardzo śliskie, o czym przekonał się Kamil. Szczęśliwie nie złamał nogi, ale kolano roztrzaskał, że krew się lała.
No i tu przyszła nam z pomocą apteczka samochodowa, bardzo dobrze wyposażona, bo przecież sławna policja słowacka bardzo kontroluje jej stan.
Aby zdobyć apteczkę udałem się do apartamentu. Od następnego razu postanowiliśmy zjeżdżać do plaży autem, bo jednak noszenie całego ekwipunku na wózkach dziecięcych było bardzo ciężkie.
I 2 zdjęcia z tej okolicy, kto był ten pamięta o którą uliczkę chodzi, stromo tu, że powinno się tu egzamin z ruszania na ręcznym hamulcu zdawać.