No to zaczniemy drugi dzień ...
W oknach mieliśmy bardzo szczelne żaluzje, takie zewnętrzne. Co wieczór je zasłanialiśmy tak, że rano o 9.00 nie było widać co się dzieje na dworze. I to było dobre.
Codziennie kręciłem korbą, by je odsłonić i stwierdzałem z pewną ironią "aha to se Misiu dzisiaj poplażowaliśmy, że ho ho ... ", zasłaniałem i kładłem się spać. Moja żona oczywiście nie była by sobą, gdyby nie zerwała się na równe nogi i osobiście tego nie sprawdziła.
"no masz szczęście, nie żartuj sobie"
hi, hi ale przynajmniej dało się ją szybko obudzić.
Odsłaniamy komisyjnie żaluzje - tzw. lapma, no to to dobrze wróży. Dzisiaj będzie dobry dzień.
Codziennie rano inne kolory otoczenia i morza - to mi się podoba.
Swoją drogą dopiero teraz zauważyłem, że można było nad brzegiem kupić rybę z łodzi a ja głupi na targ rybny do Trogiru jechałem, o czym potem.
Spokojna pobudka, wspólne śniadanie u znajomych na balkonie, po godzinie wspólna kawa u nas. Godzina 12.00. Coraz większy upał, co czuć z każdą minutą a my w najlepsze bierzemy cały ekwipunek, łącznie z materacami, pontonem, kocami i oczywiście filtrami, pakujemy to na dziecięce wózki, dzieci sadzamy i tym razem po zejściu bardzo stromym chodniczkiem i schodami do nadbrzeża skręcamy w lewo. Dzień wcześniej poszliśmy w prawo i dotarliśmy do zatoczki, która nam się ogólnie podobała, ale postanowiliśmy więcej tam się nie kąpać.
Tym razem w lewo, szło się długo i z betonowego chodniczka zrobiła się ścieżka żwirowa, po której ciężko poruszać się wózkiem. Większość już chciała zakotwiczyć w dowolnym (pierwszym "gorszym") miejscu. Ja natomiast już kilka tygodni wcześniej na tymże forum chyba w czyjejś relacji upatrzyłem jakąś plażę kamienistą przynajmniej wyglądała na plażę łagodną. Uparłem się, chociaż w pewnym momencie myślałem, że na piechotę tam nie dojdziemy, i jakoś dotarliśmy do naszej, pobliskiej i jak się później okazało najlepszej plaży.
Ja wiem jest masa pięknych miejsc do kąpania, ale to miejsce przypadło nam bardzo do gustu. w sumie na plaży było może ze 100 osób, z czego 50% to Polacy.
Mały przerywnik zdjęciowy:
Kacper z Agnieszką siłują się z pontonem
Kamil z Justyną przy użyciu zbyt małych okularków basenowych z poziomu materaca oglądają jeżowce.
A dzieci zmęczone upałem i chodzeniem po kamieniach spały pod iglakami.
Ja natomiast trochę pilnowałem dzieci, trochę bez sensu pstrykałem zdjęcia i trochę podchodziłem do wody. Jak się mała fala zebrała to można było posłuchać grających kamyczków. Ktoś tu na tym forum pisał o takim zjawisku. Potwierdzam. Są takie kamyczki.
Dodam jeszcze, że na koniec dnia syn gospodarza, który szprechał po ludzku zgłosił się po paszporty. Przyszedł, pogadaliśmy trochę. Nawet nie wiedziałem, że po 10 latach nieużywania języka angielskiego, tak szybko słowa się różne przypominają, ale gramatyka to niestety Kali być, Kali mieć. Ale trochę po polsku, trochę po angielsku, trochę nogami i rękami. Dogadaliśmy się jak cholera i jeszcze musiał mi wytknąć, że na ME 2008 przegraliśmy z nimi - no w mordę jeża.
Ale daliśmy mu małe podarki. Buteleczkę swojskiej żubrówki, 8 polskich browarków regionalnych, kawałeczek swojskiej kiełbaski i butelkę polish rakija, znaczy bimbru. Odkręcił, walnął lekko z gwinta i tylko stwierdził "bardzo dobre". To wiadomo - lepsze to niż ich rakija.
I tym optymistycznym akcentem, rozstaliśmy się, a sami z żona znowu popijając browarka siedzieliśmy długo na tarasie.
Na razie tyle pozdrawiam.