No, to ruszamy.
Kiedy dzisiaj rano, w którymś momencie trasy do pracy, pokładowy termometr pokazał -1 stopień, zacząłem się zastanawiać, czy faktycznie kilka tygodni temu ( tak z sześć, czy siedem ) płynęliśmy na Hvar.
Bo tam nas najpierw poniosło.
Padło na Stari Grad, bo i promy ze Splitu częściej pływają, a miałem też cichą nadzieję, że spotkam nieocenioną Kasię Głydziak i będę mógł osobiście jej podziękować za wielokrotną pomoc w tłumaczeniu na chorwacki.
Do Splitu około 30 kilometrów, więc droga szybko minęła.
I tu - lipa, czyli chała.
Znaleźć miejsce na parkingu w okolicy starówki - marzenie ściętej głowy.
Pokręciłem się bez większej ( i słusznie ) nadziei na znalezienie miejscówki; wreszcie podjechałem w okolice dworców kolejowego i autobusowego,
vis a vis przystani promowej i tu, na tyłach stanowisk autobusów, przy torach, objawił się parking.
Wprawdzie i na nim było, mimo dość wczesnej pory, ciasnawo, ale grat został z gracją, czujnie przodem do wyjazdu, zaparkowany i śmigamy do kasy, po bilety.
Jeszcze godzinka oczekiwania na nasz rejs, więc czas na kawę i podziwianie zacumowanych promów, w hałasie przylegającej do nabrzeża ulicy i coraz większym skwarze, bo tego dnia pogoda była sierpniowo-chorwacka.
Niektórzy mieli nadzieję, że popłyniemy takim cackiem :
jednak pojawił się nieco inny, jak się później okazało,
tyż pikny " nasz " prom.
Syreny ryknęły ( jak osioł
), cumy oddane, rzut oka na nabrzeże i - ahoj, przygodo.