W ferie 2006 roku (przełom stycznia i lutego) stwierdziliśmy, że czas nauczyć dziecko i siebie jeździć na nartach (niektórzy potrzebowali sobie tylko przypomnieć, bo podobno z jazdą na nartach jest jak z jazdą na rowerze)
Celem naszej wycieczki była Tatrzańska Łomnica, "kurort" w Słowackich Wysokich Tatrach. Przepraszam, że piszę "kurort" w cudzysłowie, ale przy całej sympatii dla tego miasteczka (bo, o czym napiszę później, byłem tam jeszcze kilka lat później w innym hotelu, tez zimą) to słowo trochę nie pasuje do TŁ.
Brak wyraźnie zarysowanego centrum, no chyba, że za centrum uznamy stację kolejową, leżący obok niej supermarket i nasza ukochaną restaurację Stara Mama - to OK
, brak miejsc imprezowych (mnie to akurat z niecałą 6 - latką w sumie pasowało), ale już brak większej ilości miejsc lajtowych, w której można wypić wieczorkiem Bażancika uznałem za małą zniewagę
Przez jedno z większych Biur Podróży wykupiliśmy wycieczkę do Hotelu Slovan.
Oto i on w części swojej okazałości
Strona
http://www.hotelslovan.skHotel ten Hiltonem nie był, ale jako, że:....
- karmili nieźle (śniadania z dużą ilością wszystkiego z papryką - wędliny, kiełbaski, parówki, ser) i obiadokolacje
(które jednak były stosunkowo późno - chyba od 18, więc musieliśmy czasem chodzić na przegryzkę do Starej Mamy
- położony był w fajnym zacisznym miejscu, niedaleko centrum narciarskiego (z którego mam traumatyczne wspomnienia, o czym obficiej później)
....spełniał nasze oczekiwania. Miał nawet basen. Ha! I Nawet saunę miał!
Było w nim także cholernie gorąco, co mnie przyprawiało o zawroty głowy, gdy już ubrany grubo czekałem przy drzwiach na resztę (wtedy 1+1 tylko;)
Zagadka - który samochód jest nasz? (PODCHWYTLIWA!)
(Rozwiązanie w następnym odcinku - jeśli oczywiście, będą jakieś "strzały")
Pomny informacji z Internetu (tak, tak, wtedy był już Internet
) czekaliśmy na bardzo ładny dzień z dobrą widocznością, aby korzystając z pięknej pogody wjechać na jak dla mnie największą atrakcję TR czyli drugi po Gerlachu szczyt Tatr - Łomnicę (2634 lub 2632 - różnie źródła podają)
Całość wjazdu w następnym odcinku, teraz dam tylko zajawkę i dodam, że podczas następnego wyjazdu do TR kilka lat później w dużej grupie też wybraliśmy dzień z wydawałoby się z piękną pogodą, ale ta skończyła się po wjeździe na Skalnate Pleso - czyli przystanek "w połowie trasy" i spędziliśmy (za tym drugim razem!) 40 minut w totalnej mgle (widoczność 5 metrów)
Sorry za jakość wszystkich zdjęć, ale robione były jakimś Kodakiem (chyba upadł Kodak?), którego wyglądu nawet nie pamiętam