Dzień IX 13.06.2015Lenka wstaje jak nowonarodzona, rzuca się na jedzenie, kolejna dawka leku przywraca nas do stanu radości.
Nie śpieszymy się nigdzie ale skoro czujemy się lepiej, skoro pogoda jest to może pojedziemy sobie na wzgórze i
Mount Delphi.
Droga prowadzi jak na Sendoukia a potem odbija w prawo i jest niestety coraz gorsza...
W końcu decydujemy się zaparkować i dalej iść na piechotę.Zgodnie z mapą docieramy do starych budynków, ruin…
Kręcimy się po okolicy ale nie ma dalej ścieżki, z mapy wynika że jest ale okolica wygląda na dość zarośniętą…gdybyśmy mieli buty trekkingowe i byli bez dzieci to istnieje szansa że ścieżka zostałaby odnaleziona...w tej sytuacji rezygnujemy, jest zbyt gorąco, wszyscy chcą do wody.
Wracamy...potem czytamy że trasa jest niezbyt jasna i można się zgubić więc to wiele wyjaśnia.
Trochę jesteśmy niepocieszeni bo zdobywanie najwyższych wzniesień wiąże się z pięknymi widokami a tak pozostało nam podziwianie ich między drzewami...co w sumie nie jest takie bolesne;)
Jest godzina 15 więc zajeżdżamy na plażę
Aggeletau, po drodze sprawdzamy co słychać u naszych kotków.
Plaża Perivoliou jest zajęta (kilka osób) ale nasza
Aggeletau pusta, do końca dnia zostajemy sami ciesząc się wodą, słońcem, pływaniem (Lena odzyskuje radość z zabaw w wodzie co nas niezmiernie cieszy).
Zatoczka jest naprawdę urokliwa i całkiem dostępna, ścieżka nie jest długa, w 2 miejscach jest lekko stroma ale do przejścia, zrobiliśmy to 6 razy
.
Glossa w zachodzącym słońcu...to był udany dzień:)