MOJE WIELKIE GRECKIE WAKACJE EVER!!!! - cz.V - Karpathos tradycyjny podtytuł ... ,,moja grecka Sycylia" No to jedziemy ...
Znowu tą samą drogą, co staje się już trochę nudne
Zatrzymujemy się na jakimś punkcie widokowym ... ale też już jest bez wielkich
achów i ochów ... chyba przywykliśmy już do tych pięknych widoków
Do samej plaży jest droga asfaltowa, więc dojazd również bezproblemowy.
Pierwszy raz mamy mały problem ze znalezieniem miejsca do zaparkowania ...
Może dlatego, że jest niedziela i miejscowi też przyjechali poplażować?
A może dlatego, że jest tam też sporo domów z apartmanami i ich mieszkańcy muszą gdzieć parkować, bo nie pod każdy dom można podjechać?
No ale wciskamy gdzieś naszą Micrę i idziemy na plażę ...
Po wizycie na Apelli moja poprzeczka wisi bardzo wysoko
I ...
no tego ten ... Kira Panagia jej nie strąciła
Ale biedy też nie ma
Plaża nie jest tak duża jak Apella i na mój gust jest za dużo parasoli ...
No ale jest jak jest ...
Rozkładamy się po lewej stronie pod skałkami i idziemy do wody ...
Kiedy już zaczynamy dostawać puchliny wodnej
wyciągam męża na mały spacerek ...
Pójdziemy do kościółka, który jest na pocztówkach, magnesach i innych pamiątkach z Karpatos
No to i ja muszę mieć taką pamiątkę
A oto i on ...
W środku nic szczególnego ... ale ma fajną podłogę z chochlaczków
Widok z dziedzińca też ujdzie
Tej pani chyba się podoba
Ścieżka zachęca do spacerku troszkę dalej ... to pójdziemy
A może by tak zostawić wszystko i popłynąć w Bieszczady ...
Wracamy, bo robią się spore krzaczory a my jesteśmy w klapeczkach
Jeszcze tylko rzut oka na kopułkę
Pod naszymi skałkami zrobił się już cień ...
Nagle z góry spadają małe kamyczki i słychać płaczliwe beczenie ...
Ta sierotka chyba zgubiła swoją rodzinę i beczy, bo nie może znależć drogi do domu
Już prawie cała plaża jest w cieniu ...
Zbieramy więc i my nasz majdan i wracamy do hotelu ... a wieczorem zaczynają się problemy zdrowotne naszych panów ...
Tak więc jutro raczej nie pojedziemy nigdzie ...