Autobus dojeżdża lekko spóźniony, pakujemy się i już w ciepełku jedziemy do Amalfii.
Na zewnątrz pogoda coraz gorsza, dobrze, że mam ze sobą nieprzemakalną pelerynę batmana kupioną za niewielkie pieniądze w decathlonie.
W Amalfi autobusy mają przystanek w centrum, tuż przy morzu więc nie będziemy musieli nigdzie daleko iść tym bardziej, że już bez przerwy pada, czasem słabiej, czasem mocniej. Krótka przechadzka po nabrzeżu
i po placu przy Duomo, do samej katedry nie wchodzimy bo wszystko jest pozamykane.
Wpadamy za to na kawę i pyszne ciastka do kawiarni Andrea Pansa, znajdującej się tuż przy katedrze.
Później jeszcze tylko kilka ujęć pogrążonego w ciemnościach Amalfi i możemy wracać do Neapolu.
Pogoda pomimo tego, że nas nie rozpieszczała (delikatnie mówiąc), to wycieczkę uznajemy za udaną. Zobaczyliśmy fragment Costiera Amalfitana, bez tłumu turystów i w scenerii, jakiej większość turystów nie ma okazji widzieć. Rzadko wracam w te same miejsca więc większą stratą byłoby nie widzieć w ogóle tego skrawka Italii, niż zobaczyć taki deszczowy.
Po blisko 4 godzinach (dwugodzinnej jeździe autobusem z Amalfi do Sorrento, a to tylko 40 km) i później po ponad godzinie jazdy pociągiem z Sorrento do Neapolu) docieramy do hotelu.