Dzień czwarty miał być typowo wypoczynkowy. Z rana tylko zrobiliśmy zakupy na podróż, która czekała na nas następnego dnia. Wieczorem jeszcze wyskoczyliśmy na chwilę do miasteczka Moniga del Garda
, gdzie zobaczyliśmy zamek, całkiem okazale wygląda z trasy, z bliska już tak sobie,
port
a na koniec jeszcze zaliczyliśmy lody.
Czwartek to całodzienna jazda do Santa Susanna. Dla mnie to trochę sentymentalna podróż bo kilkanaście lat wcześniej byłem w tych okolicach na wakacjach (autokarem), ale ponieważ byłem młodszy to i priorytety były inne
. Rzadko kiedy wracam do miejsc, w których już kiedyś byłem, ale poza obowiązkową Barceloną chciałem zobaczyć kilka innyh miejsc, no i teoretycznie pogoda miała być pewna.
Najciekawszy odcinek trasy to ten na pograniczu Piemontu i Ligurii i później trasa wzdłuż wybrzeża Włoch. Trasa we Francji taka sobie gdzieniegdzie widoczne stare miasteczka. Do hotelu Tahiti Playa dotarliśmy po 18 (prawdziwy „kombinat” turystyczny, podobnie z resztą jak i miejscowość). Hotel jednak położony nad samym morzem, z fajnymi basenami i wyżywieniem. O ile we Włoszech moje Kochanie serwowało nam posiłki, o tyle tu mieliśmy odpoczywać wszyscy. Jako baza wypadowa też nie najgorsza miejscówka. Kolejka do Barcelony całkiem blisko, a jeśli chodzi o pozostałe nasze plany, to też nie było źle. W Hiszpanii
zaplanowaliśmy w sumie trzy wycieczki i trzy dni wypoczynku. Z racji tego, że wg prognozy najładniejsze miały być dwa pierwsze dni to przeleżeliśmy na plaży i przy basenie. Trzeciego dnia – w niedzielę po śniadaniu wybraliśmy się pociągiem do Barcelony. Bilet - 9,10E za osobę dorosłą w obie strony a dzieci do 5 lat free. Barcelona jest doskonale skomunikowanym miastem, czego doświadczyłem będąc kilkanaście lat temu, jednak z wózkiem to zwiedzanie jest jednak trochę uciążliwe. Można również wykupić bilet jedno lub dwudniowy na zwiedzanie miasta specjalnym autobusem, który jeździ w najbardziej atrakcyjne miejsca w cenie chyba 25E za osobę dorosłą i 16E za dziecko za jeden dzień (z podobnym rozwiązaniem spotkaliśmy się w Rzymie), ale uznaliśmy, że z wózkiem będzie to uciążliwe i nie skorzystaliśmy z tej oferty. Ciekawe obiekty porozrzucane są w zasadzie po całym mieście więc ograniczyliśmy się do starego miasta z katedrą (moje Kochanie nie zostało wpuszczone ze względu na zbyt skąpy strój ups
)
, spacerem po Rambli i później udaliśmy się w kierunku Sagarady Familii mijając po drodze efektowne secesyjne kamienice. Casa Lleó Morera,
Casa Batllo,
Casa Mila,
i jakaś inna casa
Mała dzielnie znosiła trudy zwiedzania. Jak się okazało pod kościołem
był placyk zabaw, gdzie dzieciaki mogły sobie trochę poszaleć. My tradycyjnie już zakupiliśmy pamiątkową akwarelkę od miejscowej artystki?
Przynajmniej na niej nie widać żurawi
. Pogoda (zgodnie z resztą z prognozą) zaczęła się psuć i uznaliśmy, że będziemy się powoli kierować
na dworzec. Do hotelu wróciliśmy po 17, lekko mżyło i wieczór spędziliśmy w hotelu. Oglnie rzecz biorąc tego dnia Barcelona nas trochę rozczarowała. Za to, o ile do tej pory miałem co najwyżej mgliste pojęcie o secesji, to teraz po tej wizycie chyba rozpoznam ten styl z daleka
. Podczas mojego pierwszego pobytu w Barcelonie poza Sagradą Familią, nie miałem okazji zobaczyć tych kamienic.