napisał(a) Heterka » 28.02.2013 11:35
A potem był powrót do szarej rzeczywistości i ciężka jesień – zawał i operacja męża i już myślałam, że pewnie nigdy już nigdzie nie pojedziemy.
Rekonwalescencja, tygodnie nerwów i nagle znajomi jak zwykle chętni do wyjazdu poddają temat wczasów . Jest decyzja, znów zebrała się cała ekipa – chyba jeśli dobrze pamiętam 18 osób i jedziemy. Rezerwacja miejsca oczywiście w Trybunj – nikt nie chce eksperymentować z nowym miejscem chcą jechać w stare znajome kąty.
Ale czy my powinniśmy jechać? Mąż nie ma dylematów, nie zastanawia się – jedziemy. A mną targają emocje i wątpliwości, a przede wszystkim strach – jak zacznie pływać i nurkować ? Jak się coś stanie? Mimo wszystko na początku lipca wyruszamy w drogę – nas tym razem 4 ( syn nie mógł pojechać ) i pozostali urlopowicze.
Wracając do syna, który musiał zostać w kraju to akurat w sierpniu się żenił i było weselisko – więc został na straży przygotowań i domu. Nasi znajomi gospodarze byli tak mili, że zaprosili młode małżeństwo do siebie na „tydzień miodowy” – ale niestety nie pojechali – zabrakło urlopów.
- Załączniki:
-
-