napisał(a) Heterka » 30.01.2013 08:15
W 2004 roku niestety ze względu na wiele czynników, a zwłaszcza tych finansowych nie udało nam się wyjechać, ale obiecałam sobie, że kamień na kamieniu nie będę jadała i piła a w 2005 roku muszę do mojej Chorwacji jechać.
2005 - były plany, kombinacje, dopasowywanie terminów, nic nie rezerwowaliśmy – decyzja jedziemy w ciemno, ale czas zobaczyć coś innego. Jechać może z nami tylko córka, synowie niestety nie mogą , żal marnować miejsca w samochodzie , trzeba kogoś zarazić Chorwacją więc po namowach jedzie z nami dziewczyna naszego syna ( nasza obecna synowa ) ze swoim bratankiem – i tak to mamy łataną rodzinę i wyruszamy w drogę z 12-latką, 21-latką i 6-cio latkiem.
Pierwotnie mieliśmy jechać do Omisia, zjechaliśmy z autostrady koło Splitu i wybrzeżem podążaliśmy na południe. Nie pamiętam nazwy miejscowości, w której pierwszy raz zjechaliśmy w dół ( było bardzo stromo ), ale niestety nic nie znaleźliśmy. Przejechaliśmy Brelę i trafiliśmy do Baśki Vody – dorwali nas przy zjeździe naganiacze kwater, obejrzeliśmy 2 ale to nie było to czego oczekiwaliśmy.
Koniec końców trafiliśmy do Breli na ul. Ścit, gdzie miła Pani wynajęła nam super apartament, z którego zrezygnowali jacyś Niemcy. Apartament był niesamowity, 2 pokoje, kuchnia z jadalnią – wyposażenie ful wypas. Cena uzgodniona na 55 – Euro z gospodynią ( napisana na karteczce – co potem miało nie małe znaczenie ) , ale nie chce pieniędzy – mamy czekać na jaj męża do wieczora. Dom nad samym morzem ( 108 schodów na plaże i 97 na parking do naszego samochodu ) , skąd musimy staszczyć nasze bagaże. Widoki niesamowite, zapierające dech w piersiach. Więc rozpakowanie i plaża.
Wieczorem przyszedł gospodarz więc czas na zapłatę. Apartament mogliśmy wynająć na 10 dni – bo tyle był wolny, ale gospodarz zażyczył sobie za niego 65 euro za dobę , a nie 55 jak było uzgodnione. Rozmowy, negocjacje- pokazywanie uzgodnionej ceny na karteczce, moje nerwy bo przecież już stachaliśmy bagaże po 97 schodach. Mówię więc do niego ( oczywiście podchwytliwie ) , że płacę za 1 noc, jutro się wyprowadzamy – a on wtedy do mnie – dobro, dobro niech będzie 55 euro za dobę .
Tak to dogadałam się z gospodarzem, którego już więcej nie widziałam, zresztą gospodynię też mało widywaliśmy. Jak się chciałam umówić na odbiór kwatery to kazała mi zostawić klucze w zamku.