napisał(a) Heterka » 21.01.2013 13:22
Koniec tych sentymentów czas na 2002 rok.
Wszystko wskazuje na to, że nigdzie nie pojedziemy – pomimo szczerych chęci. Nasz 17 letni syn na początku maja złamał 3 razy nogę w kostce – stopa wykręcona o 45 stopni - gips po tyłek przez 2 miesiące. Koło 10 lipca ( pamiętam był to czwartek ) kontrola w szpitalu, zdjęcie gipsu i inspirujące nas słowa lekarza” teraz by dobrze było chłopie żebyś dużo pływał”.
Wracam z dziećmi ( bo mąż w pracy ) patrzymy na siebie i rozumiemy się bez słów – może by tak jednak się wybrać do Chorwacji. Mam dylematy – dziecko o kulach po złamaniu nogi, dziś już czwartek – urlop już trwa – jak to wszystko pogodzić, żeby był wilk syty i owca cała?
No nic trzeba to skonsultować z drugą połówką – więc szybka decyzja jedziemy do niego do pracy bo czasu nie ma za wiele na myślenie. Zajeżdżamy a tu się okazuje, że dostał w pracy Tzw. Wczasy pod gruszą i jest przypływ nowej gotówki. Jakbym czekała na ten znak – szybka rozmowa- decyzja podjęta – jedziemy w sobotę po południu, żeby dojechać na niedzielę rano. Jeszcze tylko telefon do gospodarzy z poprzedniego roku i apartament zaklepany .
Szybkie zakupy, pakowanie samochodu i w sobotę po południu wyjazd – jedziemy sami, chyba się nie zgubimy, mapa z poprzedniego roku się odnalazła, więc myślę, że będzie dobrze. W trasie hamulca ręcznego mąż nie mógł używać bo syn musiał mieć wyciągniętą nogę.
Wjechaliśmy do Chorwacji, już za Karlowacem zaczęło strasznie padać, ciemna noc ,mało co widać , nie wiem czy nie pobłądziliśmy, nawet dzieci patrzyły na kierunkowskazy, stanąć i przeczekać nie bardzo było gdzie.
W końcu zaczęło się rozwidniać, deszcz przestał padać i jakoś udało nam się szczęśliwie dojechać do celu.