Postanowiłam napisać relację z moich najdziwniejszych wakacji w Cro - we wrześniu 2020 roku.
Większość Forumowiczów twierdzi, że tegoroczne "koronne" urlopy były ich najlepszymi do tej pory...
Ja nie określiłabym swojego jako najlepszy, ale z pewnością był inny.
Inny nie tylko ze względu na sytuację spowodowaną epidemią, choć miała ona duży wpływ na odbiór pobytu
w tak dobrze znanym mi miejscu jakim jest Vis, ale też inny ze względu na mój stan ducha.
Pojechałam wbrew przeciwnościom i poczuciu ogólnej dekadencji - w drugim tygodniu sierpnia miałam dość dramatyczny wypadek, którego skutkiem były obrażenia nie dające optymistycznych rokowań co do wyjazdu.
Cieszyłam się jednak, że żyję i nie skreślałam planów na kolejne zavisowanie.
Niestety, dziesięć dni po wypadku dopadła mnie kolejna trauma, której nie będę tu wyjaśniać, i depresja.
Do tego niepewna sytuacja na granicach - czy będzie możliwy tranzyt, czy po powrocie nie czeka nas kwarantanna i w ogóle - czy poszczególne kraje się nie zamkną - te pytania nurtowały wszystkich wybierających się na wakacje pod koniec lata.
Decyzja o wyjeździe wydawała mi się jednak jedynie słuszną.
Przecież nic gorszego niż to co mi się ostatnio przydarzyło nie może mnie już spotkać .
Jeśli będą jakieś "niespodzianki" związane z coroną to trudno - co ma być to będzie.
Plan zakładał krótki (jak na nas) - dwutygodniowy pobyt w Komiży.
Z dwóch tygodni zrobił się...miesiąc - prawie , który spędziłam w stanie lekkiego odrealnienia.
Przez pierwsze dwa tygodnie września byliśmy na wyspie tylko z Chorwatami
Wszystkich turystów zagranicznych ( których liczba była ponoć rekordowa w lipcu i sierpniu) wymiotła perspektywa kwarantanny w macierzystych krajach, do których powracali w trybie nagłym.
W tych odmiennych okolicznościach zmieniła mi się zupełnie optyka - zaczęłam postrzegać Vis nie oczami turysty, ale mieszkańca wyspy.
Pomogły mi w tym niedawne trudne przeżycia, liczne nowe znajomości, leniwe smakowanie prawie wyludnionej wyspy w rytmie polako, brak ciśnienia na zwiedzanie nowych miejsc, "zasiedzenie się"( miesiąc to już zasiedzenie ) i nastawienie się głównie na ludzi - poznawanie ich codzienności - problemów i radości z życia w tym raju.
Tego wszystkiego nie da się oddać ani opisem, ani zdjęciami, ale postaram się przybliżyć stan umysłu zwany fjaką- typowy dla mieszkańców Dalmacji, który udało mi się w jakimś stopniu uzyskać
Zapraszam - poniżej zajawka - mimo, że urlop w koronie przebiegał nadzwyczaj leniwie i polegał na nicnierobieniu, to jednak jakieś "highlight'y" były w trakcie
Zdjęć dużo - jak na zajawkę - ale potraktujcie ten post jako odcinek