Za tak piękną piosenkę należy się Adamowi B. garść fotek z Torac
A skoro to ma być jego miejsce na ziemi to tym bardziej.
Jeszcze tylko dopiszę, że do Torac jechaliśmy od miejscowości Gdinj. Tam jest drogowskaz na całe mnóstwo pięknych zatoczek, choć nam nie wszystkie odpowiadały, gdyż my najbardziej lubimy te "kamyczkowe" ze względu na naszego małego nurka. Ale jak ktoś lubi skały to są tam różne perełki
My najpierw dojechaliśmy do zatoczki Skozanje - z góry nas zachwyciła. Oczywiście docierało się do niej drogą szutrową. Pokombinowaliśmy trochę z parkowaniem pod jakąś piękną skałką i poszliśmy na rajską plażyczkę z "trzema domami na krzyż". Słowem cicho, pustawo i pięknie. Rozłożyliśmy "obozowisko" i ... okazało się że w wodzie i to bardzo blisko brzegu są całe kolonie jeżowców. Synuś nam powiedział, że on do wody nie wchodzi, zresztą i ja nie miałam ochoty na takie towarzystwo.
Zaczęliśmy się zastanawiać co robić, bo "obóz" wyjątkowo ładnie się udał, lodówkę z zimnym piciem przytachaliśmy ze sobą, a tu masz...
I na to wszystko nadszedł pan Chorwat, mieszkaniec tej mini - osady i pyta, czy my Polacy? My, ze tak. A czy Renault Kangoo to nasze? My, że tak. Ja już widzę w czarnych myślach nasze autko przysypane tymi skałami pięknymi lub inne nieszczęście z nim związane. Pan się uśmiecha i nam mówi i macha i daje znaki, że nic się nie stało, tylko trzeba przestawić, bo to jest parking dla 3 aut, a myśmy myśleli że dla 2
(no nie wyglądało że dla 3, wyglądało jak dla jednego
) Więc mój mąż pobiegł przestawiać, a my poskładaliśmy klamoty i też wyruszyliśmy w górę.
A tam widok taki. Mój mąż trzyma jakieś auto za boczek, to auto już prawie leży na tym boczku, człowiek jakiś dobiega jeszcze mu pomóc, a kierowca wskakuje do środka prawie kominem. Panowie usiłują zrobić tak, żeby auto owe stało na 4 kołach, a nie na dwóch. I na szczęście się im udaje. Normalnie mój mąż Superman.
Okazało się że właściciel samochodu (ten Chorwat, który po nas przyszedł) zostawił autko na ręcznym, a ono i tak pojechało. Chciało wjechać w mojego męża, ale miało troszkę skręcona kierownicę więc wjechało na pobliską skałkę, a nie w przepaść. Pan Chorwat już po wszystkim tylko się żegnał i modlił do znanych świętych i Madonny. Chciał mojego męża na piwo brać, a to kierowca przecież najlepszy
No a jak nas zobaczył, to się chłopinie głupio zrobiło że nas z plaży zgonił, a nasz człowiek mu auto uratował. Wytłumaczyliśmy mu że to nie jego wina tylko jeżowców i odjechaliśmy właśnie dotarliśmy do Torac
I obiecane zdjęcia: