Nefer napisał(a):Też będę zaglądał, głównie ze względu na górskie krajobrazy
.
W takim razie zapraszam na pierwszy odcinek
9 lutego (sobota): Dojazd i szybka aklimatyzacja Wyjeżdżamy z Gliwic o 6:00 rano. Na autostradzie A1 prawie wyłącznie auta z boksem na dachu
Mijamy pierwszą stację benzynową w Czechach; nie musimy tu zjeżdżać i stać w kolejce po czeską winietę, mamy roczną
Skalkulowaliśmy, że przy 4-5 wyjazdach na południe Europy (lub po prostu do Czech), a tyle zwykle w ciągu roku się kręcimy, taki zakup nam się opłaca. Do tego dochodzi oszczędność czasu
Jeśli chodzi o trasę do Zillertala, nie uda nam się niestety dojechać szybko i sprawnie. W pierwszym korku stajemy przed Mikulovem, na prowizorycznym moście na rozlewisku rzeki Dyja:
Jest pochmurno, ale w Austrii przejaśnia się i możemy podziwiać widoki, np. klasztor w miejscowości Melk:
Na kolejny korek trafiamy w Bawarii, za Rosenheim:
Powolną jazdę można sobie urozmaicić patrzeniem na góry:
Zjazd do samej Doliny też się korkuje:
To kwestia świateł przed tunelem. Na szczęście nie stoimy długo i już wkrótce jesteśmy w dolinie rzeki Ziller:
Jedziemy w stronę Mayrhofen:
Będziemy mieszkać bardzo blisko tej miejscowości, a dokładnie w Schwendau, niecały kilometr od gondolki Horbergbahn widocznej na zdjęciu:
Odległość taka, że można by dojść do wyciągu, ale dom jest położony na skarpie, więc spacery w butach narciarskich raczej nie należałyby do przyjemności. Do przystanku skibusa też mamy dość daleko. Zresztą cenimy sobie niezależność i dojazd własnym samochodem, a parkingi w Zillertalu są bezpłatne.
Jakiś miesiąc przed wyjazdem zarezerwowaliśmy mały apartament; bardzo ładny i wygodny, z sypialnią całą w drewnie
:
Po doliczeniu taksy klimatycznej i opłaty za końcowe sprzątanie (austriacki standard w przypadku wynajmowania apartamentów) wyszło równo 30 euro od osoby. No cóż, tanio nie jest, chociaż ceny np. w sąsiedniej dolinie Ötztal (nie mówiąc już choćby o Ischgl) są znacznie wyższe.
Taniej (jakieś 22 euro od osoby) można znaleźć pokój ze śniadaniem, ale problem polega na tym, że serwowane jest ono najczęściej od 7:30, a to była godzina, o której wsiadaliśmy do samochodu, żeby załapać się na świeży sztruksik na trasach
Widok sprzed domu mamy w stronę ośrodka Ahorn:
Witamy się z sympatycznymi gospodarzami i po szybkim rozpakowaniu się idziemy kupić skipassy, żeby jutro nie stać w kolejce do kasy.
Mapa naszego "domowego" ośrodka Penken:
Oczywiście jeździć będziemy nie tylko tutaj.
Późnym popołudniem do sąsiadującego z naszym, czteroosobowego apartamentu przyjeżdżają goście. Są to czterej faceci, Rosjanie, mniej więcej w naszym wieku. Przeczuwam, że nie będą to spokojni sąsiedzi i niestety będę miała rację
Pierwsze dwa wieczory upłyną jednak bez większych hałasów, a trzeciego zareaguje sam właściciel i problem się rozwiąże
Zgodnie z regulaminem domu
od 22:00 obowiązuje bezwzględna cisza nocna. Wywieszka w pokoju informuje nawet o tym, żeby po tej godzinie nie oglądać telewizji i nie brać prysznica
Dość rygorystyczne podejście, muszę przyznać, ale na narciarskich wakacjach bardzo nam to pasuje, bo codziennie wstajemy o 6:00 i po ośmiogodzinnym intensywnym nartowaniu padamy już koło 21:00.
Tyle o sprawach organizacyjnych
Wieczorem idziemy na krótki spacer po Schwendau:
zakończony kolacją w miejscowej pizzerii. Oglądamy mapki i pijemy zillertalskie piwo:
Niestety, jego smak mnie nie powalił. Zdecydowanie wolę Stiegla, a jeśli chodzi o Weißbier (pszeniczne) - Franciszkanera.
Aklimatyzacja jest bardzo szybka
Wracamy na kwaterę i wkrótce idziemy spać, żeby być gotowym na narciarskie wyzwania, jakie na nas jutro czekają