Aglaia napisał(a):Ale poza tym same zalety - ogromne przestrzenie, dużo śniegu, świetna kuchnia... Ogólnie bardzo, bardzo lubię. Warto się szarpnąć chociaż raz.
Bardzo bym chciała i myślę, że w końcu pojedziemy i do Francji
Wcześniej chciałabym jednak powtórzyć (i trochę odczarować
) Włochy
10 lutego (niedziela): Zillertal Arena (Zell) - część drugaZbliża się południe, a więc pora na przekąszenie czegoś. Jak już pisałam w komentarzach, przerwa na jedzenie to dla mnie ważny element narciarskiego dnia. Najpierw trzeba dobrze wybrać knajpkę, najlepiej z cudnym widokiem na góry - może być taki
:
Jak tylko świeci słońce (nawet tak jak dzisiaj, z przerwami
), siadamy na zewnątrz. Na szczęście są jeszcze miejsca. Jesteśmy w Kreuzwiesenalm, przy dolnej stacji najbardziej skrajnej (prawa strona mapki) kanapy.
Dla zainteresowanych - powtórka:
Serwują tu miejscowe zillertalskie piwo:
Wczoraj, w pizzerii, nieszczególnie zasmakowało mi jasne marcowe, ale pszeniczne jest przyzwoite, a pite na stoku, w pięknych okolicznościach przyrody, smakuje bardzo dobrze
:
Podobnie jak pizza Americana. Pyszne ciasto:
Oczywiście taką pizzę wcinamy na pół, a i tak wstajemy od stołu bardzo najedzeni. Trzeba teraz spalić te kalorie
No to szszszszszsz...
:
Najlepiej na czarnej trasie
:
Potem trochę podziwiania widoków - w stronę wylotu doliny:
i sesja zdjęciowa ze Słoniem - maskotką Areny
:
To jeden z wielu
photopointów w ośrodku. Przykładasz skipass, czekasz parę sekund i pstryk. Później możesz sobie ściągnąć zdjęcia ze strony skiline. Tak wygląda photo point w całej okazałości:
Można sobie też zrobić zdjęcie z seatem
Stoły i leżaki puste, bo bardzo wieje (jesteśmy wysoko) i słoneczko znów się schowało:
Ale i tak jest super!
:
Zjeżdżamy świetną trasą 19c. Na początku jest dość stroma ścianka:
Potem to już sama przyjemność:
W dodatku jest zupełnie pusta
Chętnie bym ją powtórzyła, ale od jakiegoś czasu boli mnie stopa
Ból się nasila i wygląda na to, że oznacza dla mnie koniec dzisiejszego nartowania
O 14:00 zasiadam więc z
Franciszkiem przy pośredniej stacji gondolki:
a Małż obraca jeszcze raz góra-dół. Potem siedzimy jeszcze chwilę i zastanawiamy się, co dalej... Ja już raczej dzisiaj nie pojeżdżę, zwłaszcza po dużym Franciszku
Stopa chyba nieprzyzwyczajona do wysiłku
Na szczęście jutro wszystko będzie ok
Do parkingu prowadzi tylko jedna czarna, bardzo zmęczona i lodowa o tej porze, trasa, więc ostatecznie zjeżdżamy gondolką, kończąc pierwszy dzień narciarski koło 15:00:
Skiline pokazał 65 km i ponad 11 km w pionie. Jak na pierwszy dzień nie jest źle
Przy zjeździe na parking towarzyszy nam gościu uprawiający speed-flying (ski-gliding czy jak to się zwie
):
To dopiero musi być zabawa! A jakie ma widoki!:
Bezpiecznie ląduje obok parkingu:
A my - herbata z termosu i batonik w bagażniku
Nasz codzienny rytuał po zdjęciu butów narciarskich
Później jedziemy do Mayrhofen zrobić zakupy Sparze. Nad nami wagoniki Penkenbahn:
Uskuteczniamy krótki spacer po Mayrhofen:
Kupujemy drobne suweniry - magnesik i kubek.
Bar nazywający się jak słynna, najbardziej stroma w Austrii, trasa
:
Jutro nią zjedziemy!
To nie jest polska flaga
:
Tyrol też ma biało-czerwoną
Wracamy do naszego Schwendau, przepuszczając po drodze Zillertalbahn:
Wieczorem prawie padam ze zmęczenia, co nie przeszkadza mi ograć Małża w Scrabble
: