Pora kończyć tę krótką relację...
16 lutego (sobota): Pożegnanie z Alpami i podsumowanieJedziemy bardzo wąską drogą z licznymi zakrętami. Widać, ile śniegu spadło tu ostatnio
:
Mostek na rzece Salzach:
Stacja gondolki Dorfbahn w Königsleiten:
Jedziemy drogą 165 w stronę Wald im Pinzgau. Jest bardzo widokowo i cieszę się, że nie prowadzę, tylko mogę pstrykać, najlepiej przez otwarte okno
:
A jest co podziwiać:
Garbusik zakopany w śniegu
:
Dojeżdżamy do Wald:
Później mijamy ośrodek Wildkogel, w którym szusowaliśmy w zeszłym roku i zaczynamy podjeżdżać w stronę naszego (chyba) ulubionego ośrodka w całych Alpach - Kitzbühela. Tu już widać jego stoki, te po salzburskiej stronie:
Podjeżdżamy na przełęcz (Pass Thurn), z której w zeszłym roku dwa razy startowaliśmy na tutejsze trasy i robimy sobie przerwę na herbatkę z termosu i batona:
Odżywają wspomnienia...
Mamy dzisiaj podróż sentymentalną
Wsiadamy do samochodu i wspominamy dalej - Jochberg, w którym w zeszłym roku jedliśmy pizzę w pizzerii będącej własnością chorwackiej rodziny
:
Widoki na masyw Wilder Kaiser, które oglądaliśmy, gdy 3 lata temu szusowaliśmy w ośrodku SkiWelt:
Kawałek narciarskiej historii
W centrum Kitzbühela zatrzymują nas światła:
Samego miasteczka akurat nie zwiedzaliśmy. Podobnie jak nie szusowaliśmy na stokach charakterystycznego Kitzbüheler Horna:
Z tym że to tylko kilka tras po tej stronie i trochę więcej po drugiej - w St. Johann in Tirol... Mam nadzieję, że kiedyś to nadrobimy
Wilder Kaiser jak na dłoni:
A my zbliżamy się do Niemiec, którą są już za tym tunelem:
Bawarskie konie
:
Jest tu zdecydowanie mniej śniegu niż w Austrii:
Okolice Chiemsee i przedostatni widok na Alpy:
Ostatni będzie nad samym "bawarskim morzem", którego brzegiem właśnie przejeżdżamy:
Żegnamy się z Alpami, na rok, może na krócej, zobaczymy
Wciąż mało mi ich w letniej odsłonie...
Jeden dzień spędzimy u rodziny w Bawarii i dopiero jutro koło południa ruszymy w drogę do Polski. Jednak wyjazd narciarski definitywnie dobiegł końca, pora więc na...
Podsumowanie:
Dolina rzeki Ziller spodobała nam się od pierwszego pobytu, który miał miejsce w 2011 roku. Był to nasz pierwszy wyjazd w Alpy na narty, a dla mnie w ogóle pierwszy w te niesamowite góry (Małż był kiedyś z rodziną latem), więc, siłą rzeczy, byliśmy oszołomieni i zachwyceni.
3 lata później, po innych narciarskich doświadczeniach, w tym włoskich, postanowiliśmy sprawdzić, czy tamte pierwsze wrażenia były słuszne i wybraliśmy się ponownie do Doliny. Okazało się, że Zillertal to naprawdę pierwszorzędny ośrodek!
Tegoroczny pobyt był trzecim i na pewno najlepszym tygodniem, jaki spędziliśmy w dolinie rzeki Ziller.
Cały resort jest bardzo różnorodny, każdy ośrodek wchodzący w jego skład ma trochę inny charakter, dzięki czemu może zadowolić najróżniejsze gusta i sprostać różnym wymaganiom. Małżowi najbardziej odpowiadają doskonale nachylone i przygotowane trasy oraz świetna infrastruktura na Hochzillertal. Mnie chyba najbardziej podoba się Zillertal Arena jako całość, z naciskiem na Königsleiten - ze względu na dłuuugie trasy (moją ulubioną "jedynkę") i wspaniałe widoki - uwielbiam szczególnie te z jeziorem w dole oraz ze zjazdu do Hochkrimml.
Jedyne, czego nie lubię w tej części Areny, to zbyt wiele gondolek, przez które trzeba ciągle odpinać narty
Ale i gondole mają swoje zalety
Wracamy szczęśliwi i
wyjeżdżeni Wyjazd był wyjątkowo udany i tylko jeden narciarski pobyt jest w stanie rywalizować z nim o palmę pierwszeństwa - nartowanie sprzed dwóch lat w Ski Amade:
narty-w-rytmie-welle-eins-t51698.html#p1818582(Niestety, z relacji zniknęły zdjęcia
Myślę, że kiedyś je uzupełnię...)
Wtedy mieliśmy idealną pogodę, a tym razem przez dwa dni sypał śnieg, co trochę utrudniało jazdę, choć z drugiej strony - dało nam sporo frajdy
Dziękuję Wszystkim za śledzenie relacji oraz komentarze
Pozdrawiam i do zobaczenia
KONIEC