5 lipca (środa): Komiža - miasto kotówNie wybrałam takiego tytułu relacji, ale niech będzie przynajmniej taki tytuł odcinka
Wieczorem (dosyć wczesnym) idziemy przywitać się z Komižą.
i oczywiście z jej małymi mieszkańcami, których jest tu mnóstwo. Jeden z ładniejszych Koleżków:
W pstrykaniu mu portretów trochę przeszkadzała krata, ale jeszcze go dorwiemy
Będzie zawsze w tym samym miejscu, zresztą jak wszystkie koty w Komižy, które kręciły się w swoich rewirach. Nie spotkałam wychudzonych czy wyraźnie chorych; generalnie wyglądały na zadbane i zadowolone
Tu następny:
A tutaj mały słodziak:
Następnego dnia okazało się, że są trzy takie maleństwa. Gdy tylko się do nich zbliżaliśmy, pojawiały się dwa dorosłe koty, pewnie rodzice ich pilnowali
Zjawiła się też dokarmiająca zwierzaki pani i widząc mój zachwyt, powiedziała: "Take one home"
Taaa, na pewno...
Na dzisiaj koniec z kotami, ale oczywiście powrócą one w kolejnych odcinkach. W końcu Komiža jest miastem kotów
Jest stosunkowo wcześniej, przed 19:00 i ludzie jeszcze plażują:
Słynna Jastožera (na końcu) i konoba Bako (bliżej plaży):
Od razu mówię, że na jastoga (homara) czy na cokolwiek innego do Jastožery się nie wybraliśmy. Trzytygodniowy urlop wystarczająco odchudził nasz portfel i nie mogliśmy sobie pozwolić na takie atrakcje.
Jeśli mowa o słynnych miejscach w Komižy, nie sposób pominąć najsłynniejszego w Dalmacji
salonu (to określenie trochę na wyrost
) fryzjerskiego (męskiego):
Zdjęć fryzjera-już-celebryty z Johnem Malkovichem niestety nie zauważyłam, ale to w żadnym stopniu nie umniejsza renomy tegoż zakładu
Główna, choć urokliwie wąska, uliczka starówki:
doprowadza nas na placyk pełen
kaficiów, który Katerina trafnie nazwała
Małym Paryżem :
Pożyczyliśmy sobie to określenie i również używaliśmy
Na ścianach kamienic otaczających Petit Paris można znaleźć takie dziwadła:
Niemal identyczne z tymi, które widzieliśmy
w kwietniu w Ljubljanie i prawdopodobnie tego samego autora.
Zadzieramy głowy i podziwiamy piękne balkony:
Generalnie, architektura Komižy robi na mnie duże wrażenie. Największe chyba dość wysokie, jak na Dalmację, kamienne domy stojące tuż nad morzem:
Najbardziej charakterystycznym budynkiem miasteczka jest bez wątpienie Komuna - XVI-wieczny kasztel, który miał bronić Komižę przed piratami:
Wieża zegarowa została dobudowana znacznie później, co widać
:
Komiža jest dumna ze swoich rybackich korzeni; wewnątrz Komuny znajduje się jedyne w Chorwacji muzeum rybołówstwa. Ekspozycja, jak to w przypadku chorwackich muzeów bywa, jest dosyć skromna
, ale można wejść na coś w rodzaju tarasu widokowego, czego nie omieszkamy zrobić za kilka dni.
Obok Komuny stoją dwie małe armaty, a za nią XVIII-wieczny kościół Matki Boskiej Siedmiu Żali (Gospe od Sedam Žalosti):
A oto Riva - centrum wieczornego życia:
Będziemy tu prawie co wieczór, więc jeszcze pokażę ją w różnych odsłonach. Idąc Rivą do końca, trafiamy na kolejną miejską plażę:
Już się trochę zmęczyliśmy tym "zwiedzaniem". Pora przysiąść w jednej z licznych restauracji i napić się pierwszego w Chorwacji piwa
:
Wybór pada na konobę Koluna; w najbliższych będziemy jej dość wierni, bo karmią tu nieźle i za przystępną cenę. Codziennie mają wypisane na tablicy "menu dnia" (które tak bardzo nie różni się od "menu dnia poprzedniego"
) i właśnie jedną z takich pozycji zamawiamy
:
To brancin i povrće na žaru. Pychotka!
Ta kolacja smakowała mi chyba najbardziej ze wszystkich wieczornych posiłków, jakie jedliśmy w Komižy. Być może dlatego, że była pierwsza, a może emocje i zachwyt wszystkim tym, co nowe, zrobił swoje
Taki zestaw kosztował 65 kun, co jak na rybę w Dalmacji, jest dobrą ceną. Z powodu dobrego stosunku jakości do ceny stoliki w tej konobie zapełniały się najszybciej. Trzeba było przyjść najpóźniej o 20:00 albo dopiero po 22:00.
My dzisiaj mamy krótszy wieczór, bo przecież mieliśmy baaardzo długi dzień
Mijamy zapełnioną już Jastožerę oraz konobę Bako i mówimy Komižy "Laku noć"
:
Pierwsze wrażenia z pierwszego wieczoru w miasteczku mamy mega pozytywne
Cieszymy się bardzo, że tu jesteśmy