Gandalf Biały napisał(a):Powoli odrabiam stratę do peletonu ...
To co zobaczyłem bardzo zachęciło mnie do podgonienia głównej grupy .
Świetne foty brawoooo
Pozdrawiam
Krzysiek
Dzięki za miłe słowa
Cichy_83 napisał(a):słoma79 napisał(a):u mnie cały czas to nowe w kapelutku
Ja widzę to samo i odświeżanie nic nie daje
Ja tu widzę niezły... bałagan
karin74 napisał(a):Ja dopóki nie zauważyłam to miałam zdjecie naszej psinki, której niestety juz z nami nie ma
Avatar avatarem, a ja wrzucę kolejny odcinek
14 lipca (piątek): Rt Škojić, Fort George i konoba RobinzonPodjeżdżamy na mały parking przy półwyspie Škojić:
A oto i on:
Nie ma tu może przepięknych plaż, ale są przyzwoite miejsca, gdzie można wejść do wody:
Nam zależy tylko na tym, żeby się zamoczyć. Dzięki temu dzisiejszy dzień nie będzie dniem bez kąpieli
Idziemy wydeptaną ścieżką na koniuszek półwyspu:
i rozkładamy się na chwilę na półkach skalnych z widokiem na Hvar i Brač:
Po krótkim leniuchowaniu ruszamy dalej, kolejną szutrową drogą. Nad schronem dla łodzi też jest jakieś ustrojstwo, które chcemy zobaczyć:
Nie wiem, czemu to dokładnie służyło, ale ma to na pewno jakiś związek z dawną bazą wojskową:
Poza tym rozciąga się stąd bardzo ładny widok - na wysepkę Host i na Fort George, do którego za chwilę pojedziemy:
Mijamy schron dla łodzi:
i po chwili jesteśmy na parkingu przed twierdzą Fortica:
Budowę fortu rozpoczął w 1812 rok pułkownik George Duncan Robertson, ale nazwa nie wzięła się od jego imienia
Twierdza otrzymała ją po królu Jerzym (George'u) III. Budowla ma 103 metry długości i 32 szerokości, została otoczona fosą o głębokości 2 metrów.
Niestety, dzisiaj nie wejdziemy do środka, bo w restauracji właśnie trwa wesele i cały teren fortu jest zarezerwowany na tę imprezę. Pozostaje nam obejść budowlę dookoła:
Tu widać restaurację:
Gigantyczne kwiaty agawy:
Piękne widoki na otok Host oraz Hvar i Brač (widać Vidovą Gorę):
i na ruiny twierdzy Terjum, do której też dotrzemy:
Kończymy spacer dookoła fortu:
Wrócimy tu pojutrze i wtedy wejdziemy do środka
Końca dobiega również nasza, bardzo długa, dzisiejsza wycieczka. Wracamy do Komižy, a tam okazuje się, że nie ma dla nas miejsca parkingowego
Po jeżdżeniu w kółko jesteśmy zmuszeni zaparkować dosyć daleko od apartmanu na terenie składu materiałów budowlanych
:
Jakiś pan mówi, że tutaj wolno
Wciskamy się więc w krzaczory obok innych aut. Oglądamy też interesujące rysunki i napisy na budynku
:
Później "w domu" szybki prysznic i lecimy do centrum. Buldożek na swoim miejscu otoczony przez małych wielbicieli
:
Dziś wybieramy się do konoby Robinzon, która znajduje się w bocznej uliczce. Zasiadamy na dziedzińcu i chwilę czekamy na kelnera. W końcu zjawia się i przeprasza, że musieliśmy długo czekać (bez przesady, zdarzało się dłużej). "Na przeprosiny" przynosi po kieliszku travaricy.
Najpierw próbujemy grzecznie odmówić, że nie pijemy wysokoprocentowego alkoholu. Chłopak pyta, skąd jesteśmy. Jak słyszy, że Polacy nie piją wódki, śmieje się i nie chce wierzyć
No dobra, potwierdźmy i ten stereotyp
Wychylamy kieliszki. Nawet mnie bardzo nie otrzepało
Po chwili robi się bardzo wesoło i nie jest to zasługa travaricy
, a wesołej kompanii wędkarzy z Zagrzebia, którzy zaczynają swój koncert, umilając nam wieczór
:
Atmosfera jest wspaniała! Grają międzynarodowe hity i piosenki chorwackich klap. Mają dodatkową zachętę w postaci pary Anglików, którzy są wyraźnie zachwyceni i stawiają im kolejki travaricy
Bawimy się świetnie! Wszystko super, poza... firmową pizzą Robinzon, która dla mnie jest niezjadliwa. Mega spalona, w dodatku ser został zapieczony na składnikach, czyli na odwrót
:
Co dziwne, mojemu mężowi smakuje ten "wynalazek"
W każdym razie, jak dla mnie, wrażenia kulinarne słabe, duchowe - wyjątkowe
Pod koniec wieczoru idę jeszcze odwiedzić znajomego flaminga
Macham mu przez szybkę zamkniętego sklepu
:
Teraz, po dniu pełnym atrakcji, możemy iść spać
Jutrzejszy dzień spędzimy stacjonarnie, ale emocji nie zabraknie...