Witam!
Nie będzie to relacja tak fajna jakich tu wiele, ale chciałem się podzielić moimi wrażeniami z wczasów na wyspie Vis. Marzyłem o tym od lat, aż w końcu w tym roku nadarzyła się taka sposobność. Nastał ten dzień, a w zasadzie popołudnie, bo wyjazd zaplanowaliśmy na piątek 05.07 godzina 17:00. Auto zapakowane, nie wciśniesz nawet szpilki (lata gry w tetrisa w końcu się na coś przydały).Ruszyliśmy w drogę z Krakowa do Rukavac. Tym razem wybrałem trasę przez Słowację i Węgry (zawsze jeździliśmy Czechy, Austria i Słowenia). Dzieciaki szczęśliwe, bo nie zdają sobie sprawy jaka długa droga ich czeka. Choć tak po prawdzie w nocy spali wszyscy, może oprócz kierowcy. Droga jak na wakacyjną piątkową noc całkiem spokojna. Jechaliśmy raczej zgodnie z przepisami, bo w drugim aucie kuzyna bagażnik dachowy urządził sobie koncert. Jeśli chodzi o melodię to dość monotonna, ale dynamika robiła wrażenie. Ustalono prędkość maksymalną na 120 km/h gdyż przy wyższej muzyka bagażnika decybelami dorównywała startującemu F-16. Standardowo pojawiają się tunele a zwłaszcza ten najważniejszy. Przed tunelem 16 stopni C, za tunelem 23 stopnie. Bywały bardziej spektakularne różnice, ale i ta jest ciekawostką. Postój na stacji za górami, podziwianie widoków, konkurs kto naliczy więcej aut na polskich blachach. No może wcześniej skłamałem, w tajemnicy upchnąłem jeszcze coś do bagażnika. Ruszamy dalej, kierunek Split. Niby jeszcze daleko, ale już zaczął się stres: Z którego prisu odpływa prom na Vis, Jaka będzie kolejka, jak się do niej ustawić, czy zmieścimy się na pokład? Tak wiele pytań, ale dobra postanowiłem zostawić to sobie na później. Zjechaliśmy trochę wcześniej z autostrady, żeby popatrzeć z góry na Trogir. Niestety przepełniony radością zapomniałem zrobić zdjęcia. I nareszcie wjeżdżamy do portu. Droga doskonale oznakowana kierujemy się za strzałkami z napisem Vis. Ustawiam się w kolejce, nie jest źle na lewym pasie stoi kilka samochodów, my jednak ustawiamy się za pierwszą ciężarówką na prawym pasie. Z racji tego, że mamy ponad 3 godziny do promu, robimy krótki spacer po Pałacu Dioklecjana, w zasadzie nawet malusieńki bo tylko na obrzeżach. Po powrocie do aut, zauważamy, że kolejka znacznie się wydłużyła. Ktoś puścił plotkę, że pierwszy wjeżdża na prom lewy pas, a potem prawy. Atmosfera się zagęściła. Ostatecznie okazało się, że kierowcy pierwszych aut chyba zapili w Splicie, bo nie pojawili się na czas, więc dumnie wjeżdżam na prom jako pierwszy. Teraz to tylko delektować się zimnym piwkiem lub winkiem (co kto woli) i patrzymy na oddalający się port. Ahoj przygodo płyniemy. Mijamy Soltę, Brac, Hvar, Paklinskie Otoci i od jakiegoś czasu majestatycznie na horyzoncie wyłania się cel naszej podróży. Zjeżdżając z promu wielka konsternacja w prawo czy w lewo i jeszcze ta policja. Pomyślałem nic tylko trzeźwy poranek sobie urządzili i będzie dmuchanie, oni dobrze wiedzą co dzieje się na promie. Na szczęście okazało się, że najważniejszym zadaniem Policji na Visie jest pomoc w sprawnym rozładowaniu promu. Grzecznie podziękowałem uniesioną ręką za wskazanie kierunku jazdy. Kilkanaście minut jazdy krętą, wąską i niezwykle malowniczą drogą i jesteśmy w domu... właściwie nie w domu, ale w apartamencie. Apartament to może zbyt dumnie powiedziane, ale jak na moje wymagania, lokal był fantastyczny. Nawet widok na morze (nie kłamali w ogłoszeniu) i blisko do plaż: Teplus, Srebrna, Mała Srebrna, Bok i Ruda. Ta ostatnia najmniej mi się spodobała, ale na drodze były fajne kamyczki (chyba rudy krzemień) których trochę nazbieraliśmy na pamiątkę. Jeszcze tylko pomoczyć nogi, wrócić do apartamentu, napić się zakamuflowanego Ż i do spania. Tak minął wieczór i poranek - dzień pierwszy..... C.D.N