W Cavtacie jesteśmy po raz pierwszy
Idziemy promenadą, przy której rosną okazałe palmy. Ulokowało się tutaj kilka knajpek:
Latem restauracji jest zdecydowanie więcej, dzisiaj działają dwie konoby i jeden kafić (widoczny na zdjęciu).
Widok w stronę położonego na wzgórzu (na cmentarzu) mauzoleum rodziny Račić:
Więcej o tej budowli napiszę, kiedy wrócimy do Cavtatu ostatniego dnia. Dziś tam nie pójdziemy.
Natomiast zajrzymy do kościoła św. Mikołaja, bo jest otwarty:
Z daleka wypatruję kota, który siedzi na "podwyższeniu"
Jak władca Cavtatu
:Do tego koleżki jeszcze wrócimy
Tymczasem podziwiamy piękne budynki:
i rezygnujemy z wizyty w Caffe Bar Mihael (nie ma tu błędu ortograficznego
):chociaż dają tu jeść i knajpka może się poszczycić dobrymi opiniami. Niestety, przy stolikach prawie wszyscy palą, a jest to niemal zamknięta przestrzeń.
Znajdziemy inną restaurację, za chwilę. Póki co - spacerujemy uroczą promenadą:
Palmy Tonowe
:Kolejny Koleżka pięknie mi pozuje
Dookoła siebie ma chyba resztki karmy
Tutaj (przy pomniku malarza Vlaho Bukovca) jeszcze ładniej usiadł
Zaglądamy do kościoła MB Śnieżnej:
ale kościół jak kościół
Wreszcie zmierzamy w stronę restauracji:
Obiadokolację zjemy w konobie Zlino. Średnia ocen na Google Maps (4,1) nie zapowiada wybitnych doznań kulinarnych, ale nie mamy dużego wyboru. Albo ta knajpka, albo bistro, w którym przesiąkniemy papierosowym dymem. Wybór jest prosty
Możemy usiąść w budynku albo w przeszklonym "ogrodzie zimowym"
Jest bardzo sympatycznie i smacznie
oraz kotlet drobiowy nadziewany szynką i serem w sosie z gorgonzoli:
Małż decyduje się na danie z woka:
Wszystko bardzo smaczne. Jesteśmy zadowoleni, tylko trochę za bardzo najedzeni
Ubieramy wszystko, co mamy przy sobie (w plecakach) i powoli zmierzamy w stronę samochodu. Zaczepiam miejscową kocią gwiazdę
i pozuję przy szopce:
Kościół św. Mikołaja już zamknięty:
"Wywiało" prawie wszystkich ludzi. Nie dziwię się, jest naprawdę rześko - jakieś 8 stopni plus delikatny wiatr. Żegnamy się z urokliwym Cavtatem:
Na razie. Wrócimy tu, na nieco dłużej, ostatniego dnia wakacji
Przed nami ostatni punkt programu - nie mniej emocjonujący niż plażowanie na Pasjačy
Droga jest (miejscami) bardzo wąska, ale wieczorem i pod koniec grudnia nie spodziewamy się mijanek Jak się okazuje - słusznie. Na szczycie pusto, tylko Maździak:
i kamper na francuskich blachach
Idziemy na punkt widokowy za krzyżem:
(Włożyłam najgrubszą kurtkę zimową
I podziwiamy Dubrownik leżący u naszych stóp
W roli głównej - stary port:
I bardziej szczegółowo:
Wrażenia są niesamowite!
Na pewno inaczej Ostatnie spojrzenie na Stare Miasto z góry:
Tym razem z innego punktu widokowego, położonego niżej - w okolicach tyrolki. Ten pogled chyba najbardziej mi się podoba.
Przed 20:00 wracamy do apartmana po dniu pełnym wrażeń

.png)
, szczególnie jednym zatrzymałaś mnie na długo
i widoki na Dubrownik z lotu ptaka ( prawie
) super
.png)
.png)