Po odwiedzeniu twierdzy Sokol grad jedziemy się zrelaksować nad rzeką

Nie będziemy tu jednak jeść; zaplanowaliśmy, że obiadokolację zjemy w Cavtacie, do którego pojedziemy wieczorem

Konavoski Mlini to kompleks 15 obiektów (młynów czy budynków mieszczących folusze




Tak to wygląda

Gatunki zagrożone wyginięciem zamieszkujące okolicę:
Żółwia chętnie bym spotkała, koleżków po lewej stronie tablicy - niekoniecznie

Siadamy obok kanału:
i budynku, w którym w sezonie chyba otwiera się coś na kształt baru/restauracji, o czym świadczy duża zadaszona "świetlica" tuż obok:
Słuchamy głośnego szumu wody (zaraz zlokalizujemy, skąd dochodzi) i pochłaniamy zapasy piernika (jeszcze ze świąt


Czytamy o życiu i pracy na tych terenach:
Ludzie zajmowali się tu młynarstwem do lat siedemdziesiątych XX wieku. Natomiast młyny, które pozostały, są w posiadaniu rodziny niejakiego Iva. Mężczyzna sukcesywnie odrestaurowuje budynki i dba o ścieżki oraz mostki, którymi można się poruszać po rezerwacie. No to idziemy:
Już wiemy, skąd pochodził głośny szum wody. Rzeka Ljuta naprawdę się wściekła

Dochodzimy do budynku, w którym mieści się folusz (inaczej: pilśniarka, spilśniarka) - maszyna stosowana w procesie folowania (wstępnej obróbki) sukna:
Czego to ja się nie dowiem w czasie pisania relacji!


Budyneczek z foluszem jest zamknięty, ale wiemy, że to ten, bo obok zaprezentowano rysunki pokazujące powstawanie tkanin i ubrań:
Zmierzamy w stronę kolejnej popularnej restauracji - Konavoski Dvori Eco Green Restaurant

Rzeka Ljuta ujarzmiona:
Mijamy parę w zimowych kurtkach

Miejscowi mają inny odbiór temperatur

Powoli opuszczamy rezerwat Konavoski Dvori - miejsce, które szczególnie nam się spodobało i które nawet w sezonie (tak podejrzewam) może być bardzo spokojne. Ciekawe, czy uda nam się tu kiedyś przyjechać latem i to sprawdzić

Pora na trochę widoków - jedziemy "w góry", a dokładnie drogą wspinającą się nieco powyżej lotniska w Čilipi. Obserwacje poczynione z samochodu:
Okazuje się, że w bule gra się nie tylko latem

To nie TEN Drvenik

Widok na pas startowy lotniska:
Do zachodu słońca mamy jeszcze trochę czasu:
Zdążymy dotrzeć na jeden z polecanych

Teraz podziwiamy pogled na Cavtat, w którym będziemy za ponad godzinę:
(Jak my to wszystko zdążymy zrobić?!

Tymczasem Małż mówi, że ma dla mnie niespodziankę



Tylko muszę się przebrać, bo temperatura spadła do 10 stopni, a zaraz ("w górach") będzie jeszcze zimniej. Na tym wyjeździe codziennie woziliśmy w bagażniku ciuchy do przebrania - zestaw letni i zimowy


Niespodzianką jest to miejsce

Niektórzy mogą pukać się w czoło, bo niby co ciekawego może być w kościółku (św. Łukasza):
i w przylegającym do nim małym cmentarzu. Otóż stećci



Stećci to późnośredniowieczne rzeźbione nagrobki kamienne, które można znaleźć na terenie Bośni i Hercegowiny (tam jest ich zdecydowanie najwięcej), zachodniej Serbii, północnej Czarnogóry oraz środkowej i południowej części Chorwacji. W 2016 roku zostały one wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Dla mnie obejrzenie stećków to zawsze nie lada gratka!


Najprawdopodobniej nagrobki pojawiły się w drugiej połowie XII wieku, a rozprzestrzeniły się na przełomie wieków XIV i XV. Były budowane głównie z wapienia. Najczęściej rzeźbione na nich motywy to krzyże, narzędzia, broń, półksiężyc i gwiazdy oraz przedstawienia mężczyzn i kobiet, sceny turniejów, polowań, a także zwierzęta i rośliny. Bogactwo motywów można też znaleźć na stećku, który jest tutaj "gwiazdą" i dla którego tu przyjechaliśmy

Moje zdjęcia z nagrobkiem zrobione (również) po to, by pokazać jego rozmiary:
Bardzo zadowoleni z dotychczasowych odkryć podczas dzisiejszej wycieczki ruszamy w dalszą drogę. Nadal będzie (mam nadzieję



