Pora wreszcie skończyć tę relację...
28 lipca (niedziela)/29 lipca (poniedziałek): Subotica by night, koniec wakacji i podsumowanie relacjiPstrykam kilka fotek nocnej Suboticy:
W takiej odsłonie prezentuje się, moim zdaniem, lepiej niż w ciągu dnia. Wrażenie robi zwłaszcza Ratusz i Błękitna Fontanna:
Gdybyśmy poczekali, aż niebo zrobi się czarne, byłoby jeszcze ładniej
, ale wykończeni całym intensywnym dniem wracamy na kwaterę, żeby na balkonie wypić ostatnie na tych wakacjach piwo
i niestety zacząć pakowanie
Na szczęście nieszczególnie się tu zadomowiliśmy i nie zdążyliśmy rozpakować większości toreb. Na dwie noce nie miało to najmniejszego sensu.
Mieszkanie musimy opuścić jutro do 10:00. Był
self check-in, teraz czeka nas równie bezproblemowy
self check-out A potem krótka podróż do węgierskiej granicy, podczas której rejestruję, że oznaczenia terenu zabudowanego Serbowie mają nieco inne niż u nas - budynki na tabliczce są zdecydowanie wyższe
:
Na przejściu granicznym nie stoimy ani chwili. Aż chce się uściskać te wyciągnięte ręce
:
Też będziemy tęsknić
Następnym razem chcemy lepiej poznać Serbię. Na pewno trochę gór i może uda się zobaczyć Belgrad...
Jazda przez Węgry jest dość nudna; wiadomo - płasko jak stół, dookoła głównie pola. Sporadycznie trafi się jakieś miasteczko, ale brakuje mi egzotyki, miejscowości wyglądają jak w Polsce:
Zachmurzone niebo współgra z moim nastrojem. Smutno mi, że te wakacje dobiegają już końca...
Przejeżdżamy przez ciekawy architektonicznie most na Dunaju:
Kiedy na autostradzie mijamy zjazd na Budapeszt, oglądam się za siebie, jakbym wiedziała, że przyjedziemy tu za nieco ponad dwa tygodnie, choć planów jeszcze wtedy nie mieliśmy
Wybraliśmy trasę przez Bratysławę. Z jednego z mostów patrzę na zamek położony na wzgórzu:
Do tego miasta też trzeba wrócić
Lubię powroty, tylko co z odkrywaniem nowych miejsc?
Ponieważ mamy roczną czeską winietę (tyle jeździmy przez Czechy i do Czech, że nam się to kalkuluje
), obieramy kierunek na Břeclav, a potem autostradą mkniemy w stronę Ostravy, skąd mamy do domu rzut beretem
Nasze piętnaste chorwackie wakacje nieodwołalnie przechodzą do historii... Smutno, ale pozostają wspomnienia, tysiące zdjęć
i relacja na forum
A teraz najwyższy czas na podsumowanie mojej pisaniny. Zrobię to, tradycyjnie, w formie osobistego
rankingu atrakcji wakacji AD 2019:
Podium wygląda zaskakująco, bo na szczycie jest dla mnie
:
1.Durmitor - wyprawa na Prutaš i przejazd widokową drogą P14
Niżej Chorwacja, ale... najbardziej zapadł mi w pamięć:
2.Magiczny wieczór w
mieście Hvar Dopiero na najniższym stopniu podium znajdzie się:
3.Rejs kajakiem na
wyspę Šćedro Okazuje się, że na tych wakacjach kajakowanie nie było tym, co najbardziej mnie cieszyło...
Dalsza kolejność atrakcji może być dość przypadkowa i zapewne byłaby inna, gdybym pisała to jutro
Ale piszę dzisiaj i następne pozycje przedstawiają się następująco:
4. Plażowanie w uvali Mala Stiniva.
5. Wieczorne spotkanie z Habanerami
6. Kolacje w konobie Gardelin we Vrboskiej.
7. Plażowanie w uvali Dubovica.
8. Pierwszy dzień w Durmitorze - most na Tarze, odkrywanie kamiennych nagrobków (stećci), widoki ze szczytu Savicy, spacer nad Crno Jezero.
9. Wieczór w Starim Gradzie.
10. Wycieczki kajakowe w obrębie półwyspu Kabal.
Z perspektywy czasu (minęło już prawie 5 miesięcy) oceniam ten wyjazd bardzo pozytywnie, choć, muszę to przyznać, raczej nie będę go wspominać z tak wielkim sentymentem, jaki mam do wakacji spędzonych na Visie czy na Braču (chodzi o pobyt w 2012 roku).
Kajakowo Hvar nie spełnił pokładanych w nim nadziei... Brakuje trochę potencjału w tej kwestii - trudno jest dopłynąć do
bezludnych zatoczek, których nie brakowało na Visie. Poza tym pływanie często utrudniał nam wiatr, który występował praktycznie codziennie. Przez to byliśmy zmuszeni płynąć zawsze za zachód, żeby ewentualny mistral nam pomagał, a nie uniemożliwiał powrót.
Natomiast ogromnym zaskoczeniem był przepiękny Durmitor. Góry wciąż jeszcze dzikie, a jednocześnie swojskie (trochę przypominające Tatry
); zielone i skaliste jednocześnie; dające mnóstwo możliwości spędzenia czasu - od przejazdu widokową drogą P14, przez krótkie wędrówki, wyjazd wyciągiem, po całodzienne
wyrypy.
Co do ostatniego etapu
Balkan Tripu - tutaj bez fajerwerków
Subotica nie zachwyciła na tyle, że koniecznie chcemy tam wrócić, ale była po prostu miłym przystankiem w podróży i wstępem do odkrywania bałkańskiej części Serbii.
Dziękuję Wszystkim za czytanie i komentarze, które dopingowały mnie do pisania
Do zobaczenia w innej relacji