Hvar odwiedziliśmy już trzykrotnie - w 2007, 2009 i 2013 roku. Za każdym razem wyjeżdżałam z niedosytem, bo nigdy nie udało się zobaczyć tych wszystkich miejscowości, plaż, zatoczek, które chcieliśmy poznać. Postanowiliśmy, że tym razem spróbujemy odkryć te miejsca i więcej popływać kajakiem, bo podczas ostatniej wizyty na Hvarze zrobił się z niego (mam na myśli poprzedni egzemplarz) kapeć i takie też dostał wówczas imię

Poza tym mieliśmy nadzieję załapać się jeszcze na kwitnącą lawendę, bo tak się dziwnie składało, że w 2009 i 2013 roku byliśmy na wyspie w sierpniu, a w 2007 nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jej szukać

Z niepokojem śledziłam prognozy pogody przed wyjazdem, bo należę do tych, którym upał na wakacjach nie przeszkadza, a wręcz jest wskazany. Gorące chorwackie wieczory, kiedy nie trzeba narzucać niczego na spalone słońcem ramiona

Pozostawało mieć nadzieję, że nie będzie tak źle i zapakować jakieś ciuchy z długimi rękawami

Co do pakowania ubrań, należało również wziąć pod uwagę część czarnogórską wyjazdu i zabrać "górskie ciuchy", buty oraz kije trekkingowe, bez których już nie umiemy się obyć podczas wędrówek.
Mimo tego Maździak w dniu wyjazdu prezentował się lepiej niż zazwyczaj, tzn. był mniej zawalony - tradycyjne zdjęcie bagażnika

Ten wyjazd sponsoruje papier toaletowy z Biedry

Mieliśmy mniej maneli, bo zrezygnowaliśmy z krzeseł turystycznych i sprzętu campingowego - zarezerwowaliśmy przecież noclegi w apartmanach i nie planowaliśmy żadnych spontanicznych pobytów na campingach

Wyjeżdżamy w środę, 10 lipca, dokładnie o 19:51



Było tak jak sądziliśmy - na przejściu Gruškovje-Macelj przed nami stały tylko dwa auta. O 2:42 wjechaliśmy do Chorwacji

Kolejne dane, skrupulatnie odnotowane przeze mnie w CROnice

Pierwszy widok Jadranu uwieczniony po 5:00 rano prezentował się następująco:
Serce mocniej bije

i dużą część Makarskiej Riviery. Okolice Baškiej Vody - Jadran ma już zdecydowanie lepszy kolor niż na pierwszym zdjęciu

Mijamy pięknie położone Igrane:
i "zagłębie campingów" w Živogošće, odnotowując, że obok naszego ulubionego Male Čiste powstał nowy ekskluzywny camp Milo Moje:
Znalazłam jego stronę, gdyby ktoś był zainteresowany:
http://milomoje.com/
Wjeżdżamy do Drvenika:
i z ulgą stwierdzamy, że w kolejce do promu jest ustawionych tylko 11 aut. Na pewno się zmieścimy! Nie możemy jednak jeszcze kupić biletów, bo na kasie jest przyklejona karteczka z informacją, że otworzą dopiero o 8:00, a jest 7:45.
Mamy więc chwilę czasu, żeby pospacerować, zrobić zakupy w piekarni i jedyną możliwość zobaczenia pustej plaży w Drveniku

Widoczność jest świetna:
Nic dziwnego, właśnie wieje bora


Prom Kijevo stoi w porcie:
ale nim nie popłyniemy. Odbywa jakieś "próbne jazdy" wzdłuż brzegu. My czekamy na Laslovo, który kursuje dzisiaj jako jedyny

No tak, przecież przed wyjazdem czytaliśmy o tym, jak jeden z promów (Ston) uderzył w Sućurju w nabrzeże:
https://www.jutarnji.hr/vijesti/hrvatsk ... t/9031937/
Wygląda na to, że testują Kijevo, zanim zacznie pływać na tej trasie.
Czekamy spokojnie, podziwiając kolor wody:
i robiąc dziwną sesję zdjęciową

Na nabrzeżu gromadzi się mnóstwo turystów, których dowiozły busiki z Međugorje. Okazuje się, że czekają tu oni na fishpicnickowy statek. Mali Zoran już płynie:
Ale pierwszeństwo ma nasz prom, który właśnie zawija do portu. Zostawiamy za sobą majestatyczne Biokovo:
i zbliżamy się do Hvaru

Musi być zdjęcie z latarnią

Podróż promem trwa bardzo krótko - jakieś pół godziny. Nie to, co na Vis czy Dugi Otok

Przed nami jednak jeszcze długa droga do Vrboskiej, ale o tym napiszę już w kolejnym odcinku
