tony montana napisał(a):Czekamy na kolejny odcinek Aga
W takim razie - zapraszam
Co nam innego pozostało? Wspomnienia i planowanie nowych podróży, które odbędą się nie wiadomo kiedy...
1 sierpnia (sobota): Ostatnia wycieczka kajakowa, czyli, jak zwykle, trochę adrenaliny na koniec Na dzisiaj zapowiadane jest częściowe zachmurzenie po południu, ale nadal ma być bardzo gorąco. Jutro nasz ostatni pełny dzień na Wyspie
, ale kajak chcemy umyć wcześniej, żeby zdążył wyschnąć w ogródku apartmana. Dziś więc wypłyniemy w ostatni rejs
Na start wybieramy dobrze nam znane stivanskie plaże za Likvą.
Przejeżdżamy nabrzeżem Sutivanu:
Chmurki ciągną od lądu, ale jest bardzo gorąco, wręcz duszno.
Likva (zwana również Livką
):
Już po chwili pojawia się znajomy
lasek - fajne miejsce dla miłośników leżenia w hamaku:
i dość puste skałki:
Na "naszej" plaży
jednak ktoś jest:
Koło 11:00 odbijamy od brzegu:
Czeka nas długi rejs...
Mijamy puste plaże, ale przecież nie będziemy się zatrzymywać tak szybko
:
Są też takie, na których ktoś odpoczywa, a przynajmniej rozłożone są
dmuchańce:
Wiosłowanie idzie nam dzisiaj bardzo sprawnie, więc szybko dopływamy do uvali Deralo, a potem już płyniemy wzdłuż zachodnich wybrzeży Brača:
Moglibyśmy zrobić powtórkę i zakotwiczyć przy półce skalnej, na której plażowaliśmy podczas pierwszej wycieczki kajakowej:
Byłaby to piękna klamra kompozycyjna
Jednak jesteśmy ciekawi, co jest kawałek dalej... Mijamy więc uvalę Svićuraj:
i wiosłujemy jeszcze trochę. Przed nami zatoczka Martinovica i sympatycznie wyglądające dwie mikroplaże:
Ich wadą (pewnie dla niektórych - zaletą
) jest fakt, że są prawie całkowicie zacienione, przynajmniej na razie. Nam słońce nigdy nie przeszkadza
, chociaż przy dzisiejszej duchocie może i dobrze będzie poleżeć sobie w cieniu i w spokoju poczytać. Wybieramy plażę po prawej i rozkładamy się pod sosnami:
Cykady szaleją nad głowami. Jest cudnie!
Dzielny Flaming też zadowolony
:
Dwie wspaniałe jednostki pływające
:
Oto trasa, którą przepłynęliśmy:
Chyba drugi najdłuższy (po wczorajszym) dystans
Podziwiamy takie ślicznotki:
i nabity ludźmi statek.
Koronaparty :
Pod wodą tym razem bez zachwytów. Znowu udaje mi się wypatrzeć niezbyt piękne czarne
cosie:
Po 15:00 Jadran zaczyna mocno falować
:
Trudno, zostajemy tu, dopóki nie przestanie. Mamy ciekawe lektury i dużo jedzenia. Wzięliśmy kabanosy, a krabów nie spotkaliśmy, więc możemy je zjeść sami
Po 17:00, zgodnie z naszymi wieloletnimi
obserwacjami, powinno się przecież uspokajać. Tymczasem jest coraz gorzej
:
Prawie całą plażę nam zalało, więc siedzimy na skałkach
Zaczyna się robić nerwowo... Jest 18:00, Jadran nadal szaleje, my robimy się głodni... A w perpektywie na tyle daleka droga, że należałoby zacząć płynąć. Po co wiosłowaliśmy takie kawał
Trzeba było zostać na pięknych (i pustych!) stivanskich plażach.
Ale przecież musimy zakończyć kajakowanie z przytupem! Bez adrenalinki się nie obejdzie, co roku to samo
Widocznie wczorajszy rejs dostarczył nam za mało emocji
Z uvali Martinovica prowadzi ścieżka (patrz: mapka), którą moglibyśmy dojść do Sutivanu. Będą pewnie jakieś 4 km. Rozważamy różne opcje
Moglibyśmy zostawić kajak na plaży, wziąć resztę ekwipunku i pospacerować sobie, a po Plavca wrócić jutro... Oczywiście średnio chce nam się teraz wędrować w butach do wody (częściowo rozwalonych
) po nie wiadomo jakich ścieżkach, ale być może nie będziemy mieli wyboru
Okazuje się jednak, że, jak zwykle, mamy więcej szczęścia niż rozumu
Jadran powoli się uspokaja; na tyle, że możemy "przyprowadzić" kajak do brzegu i wskoczyć do niego, co jest dość karkołomne, bo fale nadal są duże, skały śliskie, a przez pianę, która się gromadzi przy plaży, nie widzimy, co mamy pod nogami.
Na szczęście koło 18:30 udaje nam się bezpiecznie wsiąść do Plavca, bez pokaleczenia się o skały. Teraz trzeba tylko dopłynąć do Sutivanu, ale to już pikuś
Zdjęcia z pochlapanym obiektywem pokazują, przynajmniej trochę, jak zmagaliśmy się z żywiołem
:
Przy zachodnich wybrzeżach Brača fale są nadal spore:
(Mogliśmy go wyłowić
):
Ale kiedy dopływamy w okolice uvali Deralo, jest dużo spokojniej:
Ufff! Oddychamy z ulgą... Wygląda na to, że się udało
Bezpiecznie docieramy do celu
Niektórzy pewnie pomyślą, że jesteśmy szalonymi ryzykantami, ale zapewniam, że gdyby morze się nie uspokoiło, nie popłynęlibyśmy, tylko wybralibyśmy wariant ze spacerem. Aż takimi szaleńcami nie jesteśmy, choć przyznaję, że lubimy zastrzyk adrenaliny
, byle pod kontrolą
Po pełnym emocji dniu wieczorem nie mamy już siły iść do centrum Supetaru. Zasiadamy z piwem na balkonie, a ja uzupełniam zaniedbaną z powodu braku czasu (zawsze mamy go za mało na wakacjach :lol) CROnikę
: