piotrf napisał(a):Poskoki pochowały się ze wstydu po Twoim skoku
Hehe, bardzo możliwe
piotrf napisał(a):Fajny wyrypowy spacer
Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak fajnie!
25 lipca (sobota): Pustinja Blaca - zwiedzanie i powrótNasza "górska wycieczka" dobiega końca. Docieramy do pięknego cyprysu i cysterny na deszczówkę:
I po chwili jesteśmy u celu:
Wchodzimy na dziedziniec klasztoru:
na którym kilkanaście osób czeka na zwiedzanie:
Są też urocze koty:
Jedna pani zaczyna je karmić, z dezaprobatą kręcąc głową i mrucząc pod nosem, że muszą być głodne, bo "rzucają się" na jedzenie. To samo mówi do przewodnika, który pojawia się po chwili. Mężczyzna przekonuje ją, że dostają jeść regularnie. Mnie tam na zagłodzone nie wyglądają; są szczupłe, jak większość kotów. Raczej dobrze im się tu żyje.
Przewodnik (nie mam pojęcia, jak ma na imię; nie przedstawił się) zbiera chorwackojęzyczną grupę, do której dołączamy i my. Mówi, że zapłacimy, jak skończymy zwiedzać. Ciekawe podejście, chyba nigdzie się z tym nie spotkałam
Na bramie wejściowej była informacja, że zwiedzanie odbywa się w grupach liczących maksymalnie 15 osób, ale podejście do tych ograniczeń jest bardzo luźne
, bo w naszym przypadku grupa liczy 18 osób, z tym, że niektóre z nich to dzieci, więc może były liczone jako pół osoby, podobnie jak w restauracjach
Wszyscy, poza nami i rodziną Słoweńców, są Chorwatami.
Nikt nie ma maseczek, co na początku budzi moje obawy. Nikt też na szczęście na kaszle
, a ja staram się stawać w pewnym oddaleniu od grupy lub w otwartym oknie
Przewodnik na wstępie zastrzega, że nie wolno robić zdjęć. Wspomina nawet o karze, która wynosi sto ileś kun
Nie do końca pochwalam takie zakazy, ale trudno, dostosuję się.
Będę pstrykać tylko przez okno:
i na zewnątrz, kiedy już wyjdziemy z klasztoru.
Przewodnik mówi wyraźnie i raczej powoli, więc rozumiemy w zasadzie wszystko albo prawie wszystko
Swą opowieść zaczyna od historii mnichów - Mateja Tomasevića i Grgura Martinovića, którzy w połowie XVI wieku uciekli z Poljicy przed najazdem tureckim. Początkowo osiedlili się w jaskini wydrążonej w skale; później zaczęli dobudowywać kolejne poziomy i pomieszczenia klasztoru.
Pustelnia funkcjonowała ponad cztery wieki, do 1963 roku, kiedy zmarł ostatni kapłan zarządzający klasztorem – Nikola Miličević. Był on wybitym astronomem i założył w pustelni obserwatorium, które zresztą zwiedzamy. Mamy okazję zobaczyć największy na Bałkanach (oczywiście ówcześnie) teleskop, z pomocą którego mnich odkrył nową gwiazdę i kometę.
Wszystkich historyjek nie będę Wam przytaczać, zresztą nie wszystkie już pamiętam
Zainteresowanych odsyłam do relacji ZdziHa (Abakusa), który bardzo szczegółowo opisał wizytę w Pustinji
:
post2094129.html#p2094129Warto też zajrzeć do opisu Kateriny z tej samej wycieczki
:
post2094721.html#p2094721Wspomnę tylko o ciekawej historii z fortepianem koncertowym, który postanowiono sprowadzić z Wiednia na początku XX wieku. Przewodnik opowiada, że z uvali Blaca niosło go 12 mężczyzn, co zajęło im 8 godzin. Najlepsze było to, że po drodze wypili 56 litrów wina
Szacun, że donieśli fortepian w jednym kawałku!
Poza pomieszczeniami zamieszkanymi przez mnicha-astronoma i jego poprzedników zwiedzamy kuchnię z wielkim paleniskiem oraz szkołę, do której uczęszczało około 20 uczniów. Każdy z niech, codziennie, miał obowiązek przynieść ze sobą jeden kawałek drewna, który był dokładany do ogniska. Stanowił on zapłatę za pobierane nauki. Był to też sposób na podtrzymanie ognia, którego nigdy nie gaszono.
Wychodzimy na zewnątrz klasztoru:
Przewodnik otwiera drzwi kościółka Matki Boskiej Wniebowziętej:
Wnętrze jest barokowe, choć początkowo kościół wybudowano w stylu renesansowym.
Na koniec oglądamy grób jednego z mnichów:
i powoli udajemy się do wyjścia. W kasie płacimy 40 kun od osoby za zwiedzanie, które trwało jakieś 45 minut. Cena, moim zdaniem, niewygórowana, zwłaszcza, że opowieści przewodnika były naprawdę ciekawe. Na pewno można załapać się na oprowadzanie w języku angielskim. Mijaliśmy się też z niemieckojęzyczną grupą.
Jedynym minusem jest zakaz robienia zdjęć...
Po wyjściu z pustelni szokuje nas nieco widok tłumów oczekujących na zwiedzanie:
Albo będą tu długo czekać, albo wejdą grupy liczące zdecydowanie więcej niż "przepisowe" 15 osób
Mieliśmy dużo szczęścia i wstrzeliliśmy się idealnie
Dodam, że do klasztoru weszliśmy przed 13:00.
Oddalamy się od zbiegowiska i podziwiamy kamienne dachy Pustinji:
Podoba mi się też komin, a zwłaszcza cień obok niego
:
Upał zaczyna się robić coraz bardziej męczący. Dobrze, że droga, którą będziemy wracać, jest w dużej części zacieniona. Jednak nie uświadczymy już takich widoków, jakie mieliśmy, idąc do pustelni. Coś za coś! Na początku trasy jeszcze jest ciekawie:
Szczególnie, gdy spotykamy jaszczurkę
:
Potem widoków nie ma, ale idzie się wygodnie:
Kto wybierze tę trasę, nie musi mieć butów trekkingowych, chociaż w sandałkach bym się tam nie wybrała
Tym bardziej, że po minięciu ruin domów dawnej miejscowości Dragovode:
zaczyna się robić bardziej kamieniście:
Mijamy bardzo dużo turystów, niektóre grupy są naprawdę liczne. Będzie się działo w Pustinji! Być może ludzie czekali na "wyklarowanie się" pogody.
Na parkingu też tłum; nie tylko ludzi, ale i osiołków
:
No dobra, osiołki są tylko trzy
Nie mogę sobie odmówić zdjęcia z jednym z nich
:
Samochodów i turystów, jak pisałam, mnóstwo:
Osiołek podążający za grupą:
Być może skusiła go woda w ręce pana w czerwonej koszulce
Żegnamy się z osiołkami i Pustinją:
To był świetna wycieczka! Podobało nam się zarówno dojście (widoki!), jak i samo zwiedzanie. Serdecznie polecam!
Na koniec odcinka powtórzę mapkę z zaznaczoną pętelką, którą zrobiliśmy: