agus78 napisał(a):Jak co roku, sprawiasz ogromną przyjemność swoją relacją Czekam na nią prawie z takim samym utęsknieniem, jak na wakacje w Cro My w tym roku pojechaliśmy końcem czerwca Twoimi śladami i spędziliśmy 19 cudownych dni na wyspie Šolta
I to była po prostu bajka Zero tłumów, zero wirusa, tylko cisza, spokój i cykady! Chciałam Ci podziękować za inspirację, to były piękne wakacje!!! Pozdrawiam Cię Maslinko bardzo serdecznie i nie mogę się doczekać Twoich tegorocznych wrażeń, gdyż Brač
kocham ....
Jest mi ogromnie miło i bardzo się cieszę, że wakacje tak wspaniale się Wam udały!
Zapraszam na pierwszy odcinek
15/16 lipca (środa/czwartek): Dojazd i przywitanie z Supetarem
Wyjeżdżamy z Gliwic późnym wieczorem, dokładnie o 23:05, nie będzie więc tradycyjnego zdjęcia zapakowanego po dach Maździaka. I tak wyglądał podobnie, jak rok temu
Późniejszy wyjazd jest spowodowany tym, że nie chcemy pojawić się na kwaterze zbyt wcześnie; o 12:00 będzie w sam raz.
Apartament zarezerwowaliśmy (bez płacenia zaliczki, co w tym roku jest chyba dość częste) tydzień przed wyjazdem. Wybór kwater był spory, choć nie tak duży, jak się spodziewaliśmy w tym dziwnym roku. Pewnie na przełomie czerwca i lipca apartmanów było do wyboru, do koloru, ale ludzi w Cro stopniowo zaczynało przybywać, o czym się przekonamy na miejscu.
Najpierw myśleliśmy o jakiejś robinsonadzie, ale to przerosło nas finansowo. Zresztą długo nie wytrzymalibyśmy w zupełnej izolacji Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Supetar, w którym byliśmy na kwaterze 5 lat temu i na campingu - 8. Tym bardziej, że dostaliśmy bardzo dobrą cenę - 40 euro za apartman, który "normalnie", w tym okresie, kosztowałby 60 e.
No to jedziemy! Na drogach pusto, w Czechach w zasadzie tylko polskie auta. Jedzie się bardzo sprawnie, mimo deszczu i objazdu mostu na jeziorze przed Mikulovem. Na przejściu granicznym Gruškovje-Macelj spędzamy jakieś 15 minut. Jest specjalny, wydzielony na żółto, pas dla tych, którzy wypełnili Entercroatia. Auta w tej kolejce przesuwają się zdecydowanie szybciej. Za szybą mamy kartkę dowodzącą, że wypełniliśmy ten formularz, ale pogranicznik nawet na nią nie patrzy. Skanuje paszporty i każe jechać.
Po 6:00 wjeżdżamy do Chorwacji
Pora na kilka zdjęć. Klasyczne kadry :
Moja ulubiona góra :
Pierwszy, wyczekiwany od roku, widok Jadranu:
Nawigacja pokazuje spory korek w okolicy Klisu, więc nie zjeżdżamy na węźle Dugopolje, tylko trochę wcześniej - na Kaštele i jedziemy ciekawą trasą przez Prgomet i Labin. Górą poprowadzona jest linia kolejowa:
Kamieniołom, czyli zapowiedź tego, co będzie na Braču:
Zbliżamy się do celu - widok na wzgórze Marjan w Splicie:
Popłyniemy też Marjanem :
Zachwyciłam się stylówką pani w beżowym Chociaż musiało jej być gorąco
Mamy wyjątkowe szczęście, bo do portu dojeżdżamy 15 minut przed odpłynięciem promu, kiedy zaczyna się załadunek i mieścimy się na pokład
Błyskawicznie zmieniam długie gacie na krótkie spodenki i wsmarowuje w skórę mazidła o wysokim faktorze. Jeszcze tylko coś na głowę i... maska na twarz
To moja stylówa :
Od trzech dni w Chorwacji jest obowiązek noszenia maseczek w sklepach i w środkach komunikacji, a więc również na promach. W praktyce wygląda to tak, że przy wchodzeniu i opuszczaniu promu, wszyscy maski mają, ale podczas podróży już niekoniecznie. (W drodze powrotnej nie będzie miał prawie nikt )
Problem polega na tym, że "naszym" promem podróżuje mnóstwo pieszych (w tym okresie wyłączone były niektóre kursy katamaranów). Jest naprawdę bardzo gęsto i przyznaję, że odczuwam w związku z tym dyskomfort Raczej się tego nie spodziewałam, zwłaszcza po tym, jak dotarliśmy tu pustymi autostradami. Praktycznie wszystkie miejsca siedzące są zajęte. Stoimy w miejscu, w którym jest trochę luźniej i przez większość czasu w maseczce...
Jest mi potwornie gorąco, więc robię tylko dwa zdjęcia Splitu:
Jakoś udaje mi się przetrwać te 50 minut rejsu, który w takich okolicznościach nie cieszy tak, jak zwykle. Z ulgą witam Supetar Nie przeszkadza mi nawet widok zjeżdżalni :
Niestety i tu dotarły "dmuchańce":
Mimo tych "atrakcji" bardzo lubię Supetar i już się nie mogę doczekać wieczoru
Jeszcze chwila i jesteśmy pod apartmanem. Gospodyni (Jelica) czeka na nas przed domem i macha przyjaźnie. Zastanawiałam się, jak będzie z podawaniem rąk, ale z jej strony nie ma takiej inicjatywy, więc tego nie robimy. Zresztą Jelica na początku zachowuje duży dystans; podkreśla też, że w apartmanie wszystko jest zdezynfekowane. Super, chociaż i tak mamy swój zestaw do dezynfekcji i nie omieszkam "popsikać" baterii w łazience i innych newralgicznych punktów
Kwatera jest faktycznie bardzo czysta i posiada balkon z pięknym pogledem :
Jak widać, dom jest położony dość daleko do morza, ale dla nas nie stanowi to problemu, bo i tak zwykle będziemy pakować kajak na dach i jechać gdzieś dalej. To jedna (z dwóch) wad apartmana. Drugą jest droga biegnąca kawałek za domem. Wychodzą na nią okna sypialni, więc hałas może trochę przeszkadzać. My jednak nie mieliśmy z tym problemu, bo po pierwsze do szumu aut jestem przyzwyczajona , a po drugie - w nocy nie było specjalnego ruchu.
Poza tymi drobnymi niedogodnościami byliśmy tak zadowoleni z kwatery (głównie dzięki serdeczności Jelicy), że choć na początku mieliśmy zarezerwowane tylko 8 noclegów, zostaliśmy tu na całe 18 nocy
Wznosimy toast za udane wakacje :
A potem szybki prysznic i idziemy przywitać się z Jadranem. Do najbliższej plaży mamy jakieś 800 metrów, niestety - powrót pod górkę. Idziemy wąskimi uliczkami i podziwiamy ukwiecone domy:
Szkodnik palm zwany crvenim surlašem i tutaj wyrządził wiele szkód :
Chyba widać próby przeciwdziałania tej paskudzie:
Myślę, że profilaktycznie zrobiono palmom "fryzury na cebulę"
Pozuję z kobietę niosącą wodę; oczywiście to pomnik z bračkiego kamienia:
A potem zanurzam się w "rześkim" Jadranie :
Temperatura wody przez pierwszy tydzień pobytu była raczej niska, ale później było już dla mnie komfortowo.
To, co nas dziwi, to zupełnie pusta główna plaża:
Będziemy się tu kąpać tylko dzisiaj, więc trudno powiedzieć, czy ludzi zaczęło przybywać wraz ze zbliżaniem się szczytu sezonu, ale podejrzewam, że tak.
Patrzymy, jak płynie Tin Ujević:
Trochę przysypiamy na ręcznikach, a potem idziemy do naszego nowego domu, żeby uskutecznić "małe pindrzonko" i przygotować się na pierwszy wieczór w Supetarze