ma77 napisał(a):Łza sie w oku kreci jak czytam tą relacje.W tym roku pierwszy raz Chorwacji i własnie na Braciu.Cudowne wakacje.... ech
Wielkie dzieki maslinka za "powrót" na wyspe
Witaj, Ma. Cieszę się, że dostarczyłam Ci miłych wspomnień
Dawno nie pisałam, ale wreszcie się zmobilizowałam...
1 sierpnia (środa): Crvena Luka i wieczór w BiogradzieWstaje nowy, piękny dzień - pierwszy w całości spędzony w nowym miejscu. Miejscówkę mamy częściowo zacienioną. Mimo tego budzimy się przed ósmą. Camping, o dziwo, jeszcze uśpiony. Widocznie nasi włoscy sąsiedzi lubią sobie pospać
Chętnie się przespaceruję, więc zgłaszam się na ochotnika, jeśli chodzi o zakup świeżego chleba. I to był mój błąd, bo teraz będę chodzić już codziennie (czyli w sumie 4 razy)
Przy nabrzeżu stoi budka z pieczywem. (Sklepu w "centrum" Drage nie ma, jest przy Jadrance.) W kolejce (8O!) spotykam Włocha z campingu (a jednak nie wszyscy jeszcze śpią
)
Wybór pieczywa nie zachwyca - chleb mały albo duży
I tak zwykle jemy tradycyjne białe. Jest natomiast trochę różnych drożdżówek, croissantów i slanaców. Wszystko oczywiście, co często zdarza się w takich prowizorycznych sklepikach, "bezcenne".
Kupuję mały chleb i 2 slanace i na szczęście nie odczuwam kwoty jako zdzierstwa. Ale ceny mogliby mieć jawne i stałe, nie lubię kupować "w ciemno". W prezencie dostaję gałązkę lawendy
No to będzie nam ładnie pachniało przy śniadaniu
Śniadanko w nowym miejscu smakuje wyśmienicie. Przy posiłku asystuje nam miejscowy kot (co my mamy w tym roku z tymi kotami?
), który później dostaje do wylizania miseczkę, a właściwie puszkę
:
Po śniadaniu pakujemy się do Fabiaka i wyruszamy na poszukiwania ciekawej plaży. Pamiętam, że 2 lata temu próbowaliśmy znaleźć coś ciekawego w rejonie Crvenej Luki, ale ostatecznie nie trafiliśmy najlepiej. Może teraz będziemy mieć więcej szczęścia.
Mijamy Pakoštane i po chwili, zachęceni tablicą: "Beach open", skręcamy w boczną drogę.
Jedziemy kawałek asfaltem, później chyba szutrem i dojeżdżamy do dużego parkingu, który niestety jest płatny (30 kun). Trudno, może to będzie hit...
Widać, że w okolicy trwają prace remontowo-budowlane:
Wkrótce docieramy do głęboko wciętej zatoki:
Z pewnością nie tak wygląda nasza wymarzona plaża
Oddalamy się trochę od piaszczystej uvali. Brzegi są wybetonowane - może to i wygodne, ale wygląda niezbyt urokliwie:
Trochę dalej są skałki, ale one z kolei nie sprawiają wrażenia szczególnie komfortowych, jeśli chodzi o wylegiwanie się:
Ostatecznie decydujemy się na powrót do zatoczki. Lokujemy się w miarę daleko od ludzi i jednocześnie dosyć blisko czynnego beach baru
Plus jest taki, że można się tu napić zimnego piwa
Do zalet mogę też ewentualnie zaliczyć pływanie bez butów, chociaż taką potrzebę zaspokoiłam już w Lovrečinie
Generalnie nie jest źle, tylko trochę płytko
:
Żeby się zanurzyć, trzeba zrobić przysiad
Może wyda się to Wam dziwne, ale po pierwszych negatywnych wrażeniach, takie plażowanie nawet nam się spodobało. To, czego potrzebujemy na tym etapie urlopu, to przede wszystkim leniuchowanie (już się nazwiedzaliśmy), które możemy w pełni realizować w tym właśnie miejscu. Nie ma, co prawda, spektakularnych widoków ani przejrzystej wody, ale w spokoju sobie leżymy, czytamy książki i raczymy się piwem, wchodząc co chwilę do wody i robiąc przysiad
Spędziliśmy w tejże zatoczce około 4 godzin. Ciekawa jestem, czy to o tą plażę Ci chodziło, FUX, kiedy pisałeś
w tamtym roku o piniach i barze. (Nie pamiętam, czy były pinie
) Skręciliśmy z Jadranki przy tablicy kierującej na "Beach open" i jechaliśmy do płatnego parkingu... A może to znowu nie to miejsce?
W takim razie do trzech razy sztuka, może następnym razem znajdziemy ładniejszą uvalę.
Po wyjeździe z zatoczki jedziemy do Plodine w pobliskim Biogradzie na Moru. Robimy duże zakupy, częściowo już "wyjazdowe"
Popołudnie spędzamy na skałkowo-betonowych półkach w Drage:
Dziwnym trafem nie mam innych zdjęć z tego plażowania
Wieczorem natomiast postanawiamy zobaczyć jak wygląda Biograd na Moru. W Pakoštane już byliśmy (i nas nie zachwyciło), teraz chcemy dać szansę innej miejscowości.
Parkujemy na dużym parkingu przy marinie, która jest ogromna:
i w promieniach zachodzącego słońca
spacerujemy w stronę centrum:
Główny deptak (promenada) przypomina inne typowo turystyczne miejscowości na lądzie:
Urokliwej dalmackiej zabudowy brak, ale źle nie jest
Mijamy muzeum miejskie z charakterystyczną wielką kotwicą przed budynkiem:
i spacerujemy między knajpkami a palmami
Bardzo szybko, zmęczeni tłumem, skręcamy w jakąś boczną uliczkę. Tak trafiamy do kościoła sv. Stosije:
Trudno jednak w Biogradzie uciec od tłumów. Wkrótce znowu nas "dopadają". Na jednym z małych placów muzyka na żywo - jakieś covery, ale wykonanie nawet nie najgorsze.
Generalnie w Biogradzie na Moru nie ma czego zwiedzać. "Klimatu" tej miejscowości też jakoś nie poczuliśmy...
Zaczyna się ściemniać, więc powoli zaczynamy kierować się w stronę parkingu. Crkva sv. Stosije raz jeszcze:
Po drodze zaglądamy do urokliwej winiarni. Chyba klimatyczne miejsce, ale zupełnie puste:
My najpierw jednak musimy coś zjeść, ale to już "u siebie" - w Drage. Wieczór kończymy w tej samej co wczoraj konobie "Ivan"
Chyba napisałam odcinek, który można by zatytułować "Miejsca, których nie warto odwiedzać"
, chociaż nie było to moim celem